– Białoruś wykorzystuje fakt, że jesteśmy u kresu sił – mówią przebywający na granicy polsko-białoruskiej Kurdowie w rozmowach z "Le Monde". Francuski dziennik opisuje migrantów jako "mięso armatnie", którym Alaksandr Łukaszenka atakuje Zachód.
W naTemat jestem dziennikarką i lubię pisać o show-biznesie. O tym, co nowego i zaskakującego dzieje się u polskich i zagranicznych gwiazd. Internetowe dramy, kontrowersyjne wypowiedzi, a także ciekawostki z życia codziennego znanych twarzy – śledzę je wszystkie i informuję o nich w swoich artykułach.
Napisz do mnie:
weronika.tomaszewska@natemat.pl
Relacje migrantów z granicy polsko-białoruskiej
Na łamach czwartkowego wydania francuskiego "Le Monde" przedstawiono poruszające relacje uchodźców, którzy koczują na polsko-białoruskiej granicy. "Tysiące wygnańców, często irackich Kurdów, zwabionych przez siatki mafijne, po męczarniach poniżenia i złego traktowania są wywożeni na polską granicę" – czytamy na łamach dziennika.
"Le Monde" podaje, że "kilka tysięcy migrantów zostało wypchniętych przez siły białoruskie na granicę z Polską". W większości mają to być "iraccy Kurdowie, uciekający przed złą przyszłością w swoim kraju".
"Zostali zwabieni w tę piekielną pułapkę po zaaranżowaniu przez Mińsk przepływów migracyjnych z Bliskiego Wschodu do Europy przez Polskę i Litwę" – donosi francuska gazeta.
Relacja 26-letniego Niszana: Zostaliśmy schwytani jak bydło
– Zostaliśmy schwytani jak bydło – powiedział przez telefon 26-letni Niszan, który przyjechał na Białoruś w grupie 12 osób, w tym dzieci, z irackiego Kurdystanu. – Na początku miesiąca byliśmy rozproszeni po lesie w małych grupach, byliśmy sami i nie wiedzieliśmy, dokąd iść – wyjaśnia.
– Potem białoruska policja lub wojsko przybyły, aby nas podzielić na mniejsze grupy.
Uderzyli mnie w klatkę piersiową, bo nie chciałem wykonywać ich rozkazów – wyznaje.
Relacja 29-letniego Musa: Białorusini zamienili nas w głodne szczury
Z kolei 29-letni Musa w rozmowie z "Le Monde" mówił, że w nocy 15 listopada coraz więcej grup zaczęło wyjeżdżać w nieznane miejsca. Kilka godzin później okazało się, że został on wypchnięty w rodzaj "strefy buforowej" między Polską a Białorusią, w pobliżu przejścia granicznego.
– Mijały godziny, było nam zimno, byliśmy głodni – opowiada. – Myśleliśmy, że Polacy mogą otworzyć (granicę), ale nic się nie wydarzyło. Byliśmy źli, żądaliśmy od Polaków jedzenia. Nie mogliśmy tego dłużej znieść. Białorusini zamienili nas w głodne szczury gotowe zrobić wszystko, aby wydostać się z ich pułapki – relacjonuje migrant.
– Strategia białoruska polega na wykorzystaniu faktu, że jesteśmy u kresu sił, aby zmusić nas do robienia tego, czego chcą. Na przykład mówią nam, że jeśli chcemy wrócić po zapasy, musimy iść i zaatakować granicę – dodaje Niszan.
– Przez trzy dni Białorusini przecinali polski drut kolczasty szczypcami i narzędziami. Zmusili nas do ich użycia – mówi Niszan. – Ponieważ większość z nas odmówiła ataku na Polaków, Białorusini przybyli dwójkami lub trójkami, formując małe grupki po około 20 osób, aby zmusić nas do forsowania drutu kolczastego. Tym, którzy nie zastosowali się do tego (nakazu), grożono – ujawnia Kurd.
– Rozumiem, że między tymi dwoma krajami (Polską i Białorusią - red.) panuje wielka wrogość i że wykorzystują nas do walki ze sobą nawzajem. Staliśmy się pionkami w grze między tymi dwoma krajami, które robią z nami, co im się podoba. Jeden nas popycha, drugi odrzuca – podkreśla uchodźca w rozmowie z "Le Monde".
Uchodźcy przetransportowani do hotelu w miejscowości Porzecze
Niszan przekazał też, że w środę (17 listopada) o świecie został zawieziony autobusem wraz z grupą ok. 100 osób pod nadzorem białoruskiego wojska do hotelu w miejscowości Porzecze na Białorusi (to niespełna 7 kilometrów od granicy z Litwą).
Niektórzy zostali też zabrani do tamtejszego centrum logistycznego. – Mimo zimna wielu niechętnie tam jedzie. Ludzie boją się, że to krok do repatriacji do Iraku, a większość tego nie chce – przyznaje dziennikowi Bahaddina.
Swoją relację przedstawiła także 27-letnia Sozyar, matka czteromiesięcznego dziecka. Kobieta wspomniała, że kurdyjskich stronach na Facebooku, przedstawiane są oferty "biur podróży", które zachęcają do zakupu "pakietów" na podróż do Europy przez Mińsk. – Nie ufaj przemytnikom, którzy sprawili, że uwierzyliśmy w Kurdystanie, że wszystko będzie łatwe. Okłamali nas, sprzedali – mówi Sozyar.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut