Paweł Leśniak. Piłkarz – literat. Jeszcze kilka miesięcy temu znali go tylko fanatycy polskiej piłki nożnej na poziomie pierwszej ligi. Teraz kojarzy go znacznie więcej osób. Jego literacki debiut, "Równowaga", okazał się sporym sukcesem. Pierwszy nakład już został wyprzedany, a wydawnictwo zapowiada dodruk.
O czym jest "Równowaga"? W skrócie to książka fantasy o walce dobra ze złem. Ale to olbrzymi skrót. Najlepiej wziąć książkę do ręki i przeczytać. Naprawdę warto.
Znajdowałem się przed mostem z ludzi. Wstałem i spojrzałem w górę na wieże, których czubki zasłaniały chmury. Wokół mnie leżało mnóstwo poszarpanych ciał mężczyzn i kobiet.
Nagle usłyszałem jak ktoś wybiegł z lasu, cały czas krzycząc. Odwróciłem głowę i zamarłem. To był James, uciekał w stronę lawy, oglądając się za siebie. Goniły go trzy czerwone bestie. James musiał zdać sobie sprawę, że nie zdoła im uciec, więc zatrzymał się i ukląkł błagając o litość. Demony popychały go i drwiły z niego, bawiły się nim.
(Śmiech) Tak miało być. To znaczy może nie aż tak, żeby zdenerwować, ale zaintrygować czytelnika. Skończyłem wątek pierwszej części i zostawiłem otwarte zakończenie pod drugą.
Czyli będzie kontynuacja „Równowagi”?
Tak. Nie zdecydowaliśmy się na to, żeby umieścić taką informację w książce, bo chcieliśmy najpierw sprawdzić jak moja powieść zostanie przyjęta przez czytelników. Ale już mogę powiedzieć, że czyta się nieźle, pierwszy nakład został już wyprzedany, a dziś zapadła decyzja o tym, że ma być dodruk w wysokości dwóch tysięcy egzemplarzy, także wszystko idzie, póki co, bardzo dobrze.
Kiedy możemy się spodziewać drugiej części?
Już skończyłem prace i teraz muszę nanieść jeszcze ostatnie poprawki. Do końca grudnia powinna trafić do wydawnictwa. Mam nadzieję, że na półkach wyląduje w połowie 2013 roku.
Czyli wydawnictwo jest zadowolone ze współpracy, a podobno dość mocno Cię sprawdzali przed podpisaniem umowy.
Nie, to nie było tak. Musiałem coś tam napisać, ale to nie był żaden test. Raczej forma szkolenia dla mnie, żeby doskonalić mój warsztat. Nie było takiej sytuacji, o której pisało się w niektórych mediach, że posadzili mnie w pokoju i kazali pisać, a jak wydawnictwu się nie spodoba, to nie wyda książki. Nic takiego nie miało miejsca.
Mało brakowało, a książka w ogóle nie ujrzałaby światła dziennego. Gdyby nie Twoja siostra, to pewnie „Równowaga” nadal leżałaby gdzieś w Twojej szufladzie.
No tak. Rozdałem kilka egzemplarzy do poczytania swoim najbliższym i to właściwie siostra wysłała książkę do wydawnictw.
Za Twoimi plecami?
Nie, skonsultowała to ze mną wcześniej. Gorąco mnie namawiała, do tego, żeby jednak spróbować. Zaryzykowałem i dziś nie żałuję.
Czytałeś felieton Pawła Zarzecznego na swój temat?
Tak, czytałem.
Zarzeczny napisał tak: "Treści nie zdradzę, ale język, poza opisami bezszelestnie zamykanych drzwi, jest na najwyższym poziomie - znowu uwaga! - Sapkowskiego. "Zmierzch" wydał mi się przy tym banalny i bez pomysłu". Zaskoczony? Dziennikarz Orange Sport dość rzadko chwali.
Cóż, szczerze mówiąc, to byłem mocno zaskoczony tą recenzją, bo rzeczywiście Pan Zarzeczny słynie z dość ciętego języka, ale skoro mu się podoba, to bardzo mnie to cieszy.
Ale chyba nie tylko jemu się podoba, bo przygotowując się do wywiadu troszkę poszperałem po różnych forach internetowych i większość recenzji jest pozytywna.
Szczerze mówiąc też to śledzę. Bo miałem pewne obawy, przecież jestem debiutantem, ale cieszy mnie to, że ludziom ta książka się podoba. Dostaję sporo emaili, czy wiadomości na Facebooku, w których ludzie piszą, że "Równowaga" bardzo im się podoba i czekają na drugą część.
Akcja powieści dzieje się w Stanach, wszystko zaczyna się w luksusowej dzielnicy Miami, a główny bohater mieszka w sąsiedztwie Hulka Hogana i Shakiry. Z tą Shakirą to przypadek, czy chciałeś zrobić takie delikatne nawiązanie do wątku piłkarskiego i partnera piosenkarki, Gerarda Pique?
Nie, nie próbowałem tam przemycić Pique. Po prostu kiedy byłem w Stanach, to mieszkałem u kolegi, którego sąsiadami byli wyżej wymieni, dlatego też Desmond – bohater mojej książki – również zamieszkał obok akurat tych sław.
Przez tę książkę to ostatnio ludzie bardziej postrzegają cię jako pisarza niż piłkarza.
Na pewno. Wiesz, teraz właściwie nikt nie chce ze mną rozmawiać o sprawach klubowych czy piłkarskich. Wszyscy pytają o książkę. Ale nie przeszkadza mi to, chociaż cały czas podkreślam, że futbol pozostaje na pierwszym miejscu.
Wiesz, że łamiesz stereotyp piłkarza? Bo większość osób uważa, że jak ktoś profesjonalnie kopie piłkę, to nie umie sklecić pięciu poprawnych zdań, a ty nagle wyskakujesz z napisaną książką. Piłkarski dziwak. Jak się z tym czujesz?
Jak się z tym czuję? Dobrze. Najfajniejsze jest to, że ludziom się moja książka podoba. Większość opinii jest, tak jak już wspomniałem, pozytywna i to jest dla mnie najważniejsze. Właściwie nikt mi jeszcze nie powiedział, że książka jest beznadziejna i nadaje się do kosza, a nie na półkę.
Każda żyjąca osoba na tej planecie, kobieta czy mężczyzna, powinna znać odpowiedź na kilka pytań. Jedno z nich brzmi: Za co oddałbyś życie? Większość odpowiedziałaby, że za swoich bliskich, za tych, których kochają najbardziej. Niektórzy oddaliby życie nawet za psa. Prawda jest jednak taka, że część z tych osób odpowiedziałaby w ten sposób tylko dlatego, że tak wypada. Tyle razy słyszałem o rodzicach poświęcających życie dla swoich dzieci. Nie mówię nawet o umieraniu, lecz o poświęcaniu go w imię lepszej sprawy, w imię pewnych zasad. Mówię o wyrzeczeniach, o podporządkowaniu swych potrzeb nadrzędnemu celowi, choćby wychowaniu dzieci. Mój ojciec nie oddałby za mnie nawet browara, którego nie dopił. Wszystkim tym, którzy okłamują siebie i innych takimi frazesami bądź nie znają na to pytanie odpowiedzi, chętnie podpowiem. Każdy człowiek, bez wyjątków, zginąłby dobrowolnie z jednego i tego samego powodu… żeby przestało boleć.
Okej, ale wiesz, jak się rozmawia z zawodnikami o tym, co robią poza piłką, to najczęściej pada: gram z kolegami na konsoli. A tu nagle pojawia się Leśniak i mówi: czytam książki, rysuję, piszę. Tak jak powiedziałem, dziwne.
Czy ja wiem? Ja od małego zawsze rysowałem, czytałem książki, dla mnie to jest coś normalnego. Coś, co robię od bardzo dawna. No i też sobie lubię zagrać na konsoli (śmiech).
Wiadomo, że każdy gra, ale to chyba nie jest twoje główne hobby.
No nie, na pewno nie.
A jak ta książka powstawała? Zdarzało Ci się siadać w autobusie, podczas podróży na mecz, brać długopis w rękę i pisać? Podczas takiego wyjazdu do Świnoujścia, dajmy na to, chyba troszkę czasu miałeś na skrobanie.
No miałem go troszkę. Czasami jedziemy po 12h więc wtedy siadałem, zakładałem słuchawki na uszy i pisałem.
Koledzy nie patrzyli na Ciebie dziwnym wzrokiem?
Nie. Wiesz, to nie jest tak, że ja z nikim w drużynie nie rozmawiam, trzymam się z boku i tylko sobie rysuję i piszę. Jak się jedzie tyle godzin autobusem, to jest czas na wszystko, na żarty, na karty i na pisanie książki też.
W ogóle to Twoje pisanie to jest dłuższa historia. To nie jest tak, że nagle wpadłeś sobie na pomysł: a, napiszę książkę. Przed "Równowagą" też coś tworzyłeś, ale większość lądowała gdzieś w szufladzie. Masz tam coś takiego, co może się przerodzić w kolejną powieść?
Jakby tego było mało, to oprócz pisania, rysujesz. I to całkiem nieźle.
Zaczęło się od komiksów. Oczywiście, podobnie jak w przypadku książek, większość z nich wylądowała gdzieś w jakimś pudełku i tam do dziś leży. Teraz rysuję większe rzeczy, takie jak portrety czy postacie do książki.
Bohaterów "Równowagi" też masz rozrysowanych?
Tak.
Nie myślałeś o tym, żeby umieścić swoje prace w książce?
Szczerze mówiąc nie chciałem ich pokazywać w swojej powieści. Ja, kiedy czytam książkę, wolę sam sobie wyobrażać poszczególne postaci. Nie lubię kiedy ktoś mi coś narzuca. Dlatego zdecydowałem się nie psuć czytelnikowi zabawy.
I nie miałeś takiego pomysłu, żeby jednak się tymi rysunkami pochwalić? W jakiejkolwiek formie, chociażby w dodatku do książki?
Niedługo ruszy strona internetowa, na której osoby zainteresowane będą mogły znaleźć sporo ciekawostek związanych z "Równowagą". Zapowiedź drugiej części, szkice, opisy postaci. Tam zamieszczę też wszystkie swoje rysunki, które powstały jakby równolegle z powieścią.
Oprócz postaci, które występują w twoich książkach, rysujesz też portrety. Koledzy z drużyny narzekają, że kolejka jest długa i trzeba się uzbroić w cierpliwość żeby skorzystać z twoich usług.
Od razu muszę zaznaczyć, że nie robię tego dla pieniędzy. Traktuję to raczej jako hobby. W wolnej chwili rzeczywiście zdarzyło mi się portretować kolegów z drużyny, ich rodziny czy przyjaciół. A kolejki są, bo po prostu brakuje mi czasu.
Dobra, wypadałoby chyba z piłkarzem na koniec pogadać o piłce.
Przyzwyczaiłem się, że większość osób rozmawia ze mną raczej o książkach niż o futbolu.
Pozwolę sobie jeszcze raz wrócić do felietonu Zarzecznego, który napisał, że bardzo chciałby Ci pomóc i postara się załatwić transfer do MLS (rozgrywki piłkarskie w Stanach Zjednoczonych przyp.red). Byłbyś zainteresowany?
Ciężko mi jest teraz cokolwiek powiedzieć na ten temat. Jeszcze nie skończyła się runda jesienna w bieżącym sezonie, więc raczej myślę o tym, żeby pomóc Sandecji zdobyć jak najwięcej punktów, a nie o wyjeździe do Stanów. Cały czas jestem jednak w kontakcie z Chrisem, znajomym pana Pawła, i na pewno po zakończeniu rundy będziemy rozmawiać o mojej przyszłości.
Czyli coś na rzeczy jest?
No coś tak. (Śmiech)
Póki co nadal grasz w Nowym Sączu i chyba ta runda nie należy do udanych w waszym wykonaniu.
No na pewno nie jest to najlepszy czas dla naszej drużyny. Chcieliśmy zbudować nową drużynę, która będzie walczyć i gryźć trawę, a póki co wychodzi nam to średnio.
W samym klubie też się chyba nie dzieje za dobrze.
Nie chcę odpowiadać na takie pytania, bo ja tutaj jestem od kopania piłki, a nie od zarządzania, więc o takie rzeczy proszę pytać prezesów, a nie mnie. To nie moja działka.
I już na koniec, takie luźne pytanie. Orange Sport przygotował o Tobie materiał, w którym na końcu wykonujesz rzut karny jak Panenka. Ustawka, czy tak chciałeś?
Nie było reżyserki, tak chciałem.
Stąpaliśmy teraz po gładkiej bazaltowej tafli. Spod przymrużonych powiek zobaczyłem wielki czarny zamek flankowany czterema potężnymi wieżami, których szczyty ginęły w pomarańczowych chmurach. Zamek leżał na samym środku lawy, która co chwilę tryskała w górę potężnymi strumieniami. To stąd wziął się ciemnopomarańczowy kolor nieba i rzadkie powietrze. Żar bijący od lawy sprawiał, że oddychanie stawało się tutaj torturą.
Gdy podeszliśmy do jeziora, po raz kolejny przeżyłem wstrząs. Most prowadzący do zamku zbudowany był z ludzi… żywych ludzi. Potępieni byli kompletnie nadzy, trzymali się jeden drugiego, tworząc konstrukcję, po której chodziły potwory. W normalnym świecie coś takiego nie mogłoby istnieć, ale tutaj prawo ciążenia wzięło sobie wolne. Większość z nich z bólu i ze zmęczenia miała zamknięte oczy, ich szare twarze, żyły rysujące się na skórze świadczyły o wysiłku, robili wszystko, aby most się nie rozpadł. Jaka kara miałaby ich spotkać, gdyby to nastąpiło?
Wyróżnione fragmenty pochodzą z książki Pawła Leśniaka "Równowaga".
No dobra, ale może utalentowany tylko plastyk, tak pomyślałem. A on - przyjeżdża do Warszawy z napisaną przez siebie książką. Tytuł jak z tenisa ziemnego - deuce - równowaga. Ale tam nie ma niczego o siostrach Radwańskich, tylko o… Szatanach i Aniołach, o walce dobra ze złem. Zaczyna się od Apokalipsy według świętego Jana, a potem napięcie rośnie… Treści nie zdradzę, ale język, poza opisami bezszelestnie zamykanych drzwi, jest na najwyższym poziomie - znowu uwaga! - Sapkowskiego. "Zmierzch" wydał mi się przy tym banalny i bez pomysłu. I co ciekawe - ten 23-letni pomocnik znalazł wydawcę. "Zysk i spółka". Ta grupa nie słynie z literackiego badziewia, a z młodym chłopakiem podpisała już umowę na ciąg dalszy historii. Pierwsza się sprzedaje. CZYTAJ WIĘCEJ
Paweł Zarzeczny
Zarzeczny o Leśniaku
Pomyślałem - skoro chłopak dobrze gra i wygląda, maluje obrazy i pisze książki, a większość z tych spraw wymyśla podczas podróży rozklekotanym autokarem po pierwszoligowej Polsce, to Nowy Sącz jest dla niego za ciasny. I że coś muszę zrobić. Żeby chłopak miał najszersze jak to możliwe horyzonty i szansę rozwoju. I jak tak patrzyłem na program gier MLS - akurat grały zespoły San Jose Earthquakes z Los Angeles Galaxy. Dwie ekipy z Kalifornii. A tam mam kumpla Chrisa, z najlepszymi koneksjami. I dzwonię, i pytam - wziąłbyś chłopaka z Polski, młody, przystojny, wygadany, gra w piłkę na poziomie pierwszej ligi, maluje obrazy, pisze książki - na próbę? Aha, bardzo dobrze zna angielski… CZYTAJ WIĘCEJ