– Polscy piłkarze nie wyszli z grupy przez swoją małomiasteczkową mentalność – uważa Jerzy Haszczyński, szef działu zagranicznego „Rzeczpospolitej”. Według dziennikarza ludzie z małych miejscowości są mniej ambitni i szybciej osiadają na laurach. Czy pochodzenie przesądza o osiągnięciu życiowego sukcesu?
– Problem z polskimi piłkarzami jest natury psychologicznej – twierdzi Jerzy Haszczyński. – Przeciętny futbolista jak cokolwiek osiągnie to przestaje walczyć. Dotyczy to nie tylko reprezentantów polskich, ale generalnie całego piłkarskiego środowiska. Czasem wystarczy im jedynie przyzwoity samochód, małe mieszkanie. W środowisku, z którego się wywodzi, zazwyczaj nie ma nic, lub prawie nic - twierdzi szef działu zagranicznego "Rzeczpospolitej".
Według dziennikarza, piłkarz który coś osiągnął, jest już tak szczęśliwy, że przestaje się rozwijać. Można to zauważyć już w drugoligowych zespołach, ale niestety również w reprezentacji. Haszczyński twierdzi, że jest to cecha nie tylko piłkarzy. – Ludzie z małych miasteczek nie mają szans na zrobienie wielkich karier.
Dziennikarz przyznaje, że jego publicystyczne twierdzenie nie jest poparte żadną naukową analizą, a stanowi jedynie wynik obserwacji. Według Haszczyńskiego, małomiasteczkowość nie jest czymś, czego można się wyzbyć. – To tak, jak z małym dzieckiem. Można mu pewne rzeczy tłumaczyć, ale raczej nie zmieni swojego postępowanie, choć zapamięta co się do niego mówiło.
Trudny los małomiasteczkowca w "Warszawce"
Jerzy Haszczyński zdaje sobie sprawę, że jego teoria może być dla niektórych krzywdząca, gdyż stanowi pewną generalizację zjawiska. Jest też opinią człowieka, patrzącego na problem z perspektywy "Warszawki". Nie mniej jednak uważa, że dotyczy ona wielu ludzi przyjeżdżających do dużych miast w poszukiwaniu swojej szansy.
Przyjezdni mają znacznie mniejszą szansę zrobienia kariery od rodowitych warszawiaków. – Jak ktoś przyjeżdża do nowego środowiska, jest w trudnej sytuacji. Nie ma mieszkania, musi się twardo wbić pazurami w nową rzeczywistość – zauważa Haszczyński. Według dziennikarza, brak obycia w "Warszawce", brak znajomości tutejszych klubów, a nawet to, że ktoś nie chodził do warszawskiej szkoły, stanowi poważna przeszkodę. Zanim ktoś zacznie robić karierę, musi najpierw nadrobić zaległości.
Ludzie z małych miast są bogatsi
Ludzi spoza Warszawy broni Wojciech Połeć ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego. Socjolog uważa, iż samo wyrażenie "małomiasteczkowość" to epitet, który ma wyrazić negatywną postawę do danej osoby czy zjawiska. – Ja się spotykam z odwrotnymi opiniami. Osoby z prowincji, które decydują się na przyjazd do dużego miasta, to osoby, które chcą coś w życiu osiągnąć – argumentuje Połeć.
Według socjologa, twierdzenia o małych ambicjach ludzi z małych miasteczek jest stereotypowe. Wojciech Połeć przyznaje, że nie urodził się w Warszawie. – Gdyby nie osoby spoza Stolicy, ta nie wyglądałaby tak jak wygląda. To miasto jednych i drugich – twierdzi.
Wojciech Połeć zauważa, że osoby spoza dużych miast nie tylko nie odstają pod kątem ambicji, ale mają często bogatszą osobowość niż rodowici warszawiacy. – Oni patrzą na przyjazd do dużego miasta jak na szansę, której nie mogą zmarnować. Później rzeczywistość weryfikuje ich plany. Jednym się udaje, innym nie – dostrzega Wojciech Połeć, obserwujący na co dzień swoich studentów.
Małomiasteczkowcy przywożą coś więcej do dużych miast, niż tylko gotowość do podjęcia jakiejkolwiek pracy. – Ludzie spoza wielkich miast znają takie strony życia, które człowiek z miasta zna jedynie z filmów i opowieści. Często są lepiej przystosowani do odpowiedniego zachowania w danej sytuacji, mogą poradzić sobie lepiej niż klasyczny "mieszczuch".
Każdy powinien zrobić bilans własnego życia
Paweł Wojciechowski od dwóch lat mieszka w Warszawie. Pochodzi z czterdziestotysięcznych Chojnic, lecz – jak mówi – ma zamiar zostać w stolicy na stałe. Paweł obserwował swoich rówieśników zarówno w rodzinnych Chojnicach, jak i tych mieszkających od zawsze w "Warszawce". – Myślę, że sprawa pochodzenia nie ma bezpośredniego przełożenia na osiągnięcie sukcesu lub nie. Albo się jest leniwym, albo nie – twierdzi.
Według Pawła, ludzie z tzw. małomiasteczkową mentalnością chcą czerpać z życia całymi garściami. Problem pojawia się jedynie na początku, gdy trzeba przystosować się do nowego środowiska – wspomina Paweł. Twierdzi, że człowiek z prowincji jedynie na początku może wydawać się być nieco wycofany, ale jak tylko się odnajdzie, jest co najmniej tak samo ambitny jak jego rówieśnicy, rodowici mieszkańcy dużych miast.
Paweł studiuje prawo. Jak mówi, jego marzeniem nie jest zostanie milionerem. Chce być prawnikiem lub ekonomistą, zwykłym człowiekiem klasy średniej. To w pewnym sensie mogłoby potwierdzać teorię, że ludzie z prowincji mierzą wysoko, ale szczyty ich nie interesują. – Życie polega na tym, aby być szczęśliwym. Każdy sam robi bilans zysków i strat. Jeśli jest ambitny, nie ma znaczenia, czy pochodzi z dużej miejscowości czy z małej. Jak człowiek chce piąć się w górę, może to robić z każdego miejsca na ziemi – podsumowuje Paweł