Pomysł rządu na walkę z pandemią: absolutny brak strategii i bieg od ściany do ściany
Żaneta Gotowalska
29 listopada 2021, 17:50·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 29 listopada 2021, 17:50
Minister Zdrowia oznajmił dziś pomysły rządu na walkę z pandemią. Podsumować to można bardzo prosto: konsekwentny brak strategii i bieg od ściany do ściany, byle tylko pozorować jakiekolwiek ruchy i budować poczucie kontroli sytuacji.
Reklama.
Przez ostatni tydzień (od 22 do 29 listopada) w wyniku pandemii zmarły 2233 osoby. Za każdą z tych śmierci kryje się tragedia i ból bliskich osób. Żeby zobrazować skalę dramatu - łącznie w zamachu na WTC zginęło 2996 osób, a tylko tygodniowe ofiary koronawirusa w Polsce to tyle, jakby nagle zniknęły Sejm i Senat. Ale nie raz, lecz czterokrotnie.
25 listopada, minister zdrowia Adam Niedzielski powiedział na antenie Radia RMF FM: "Restrykcje są mało skutecznym środkiem ograniczenia wzrostu pandemii".
29 listopada, czyli cztery dni później, wystąpił na konferencji prasowej, na której zapowiedział... restrykcje, jakie dotykać będą Polaków od 1 grudnia. Ujawnił tym samym alertowy pakiet obostrzeń ws. Omikronu.
Co nas jeszcze czeka od 1 grudnia? Maksymalnie 100 osób podczas zgromadzeń, uroczystości (wesela, komunie, konsolacje, spotkania) oraz na dyskotekach (obecnie jest to 150 osób). 50 proc. obłożenia w kościołach, gastronomii, hotelach, kinach, teatrach, koncertach, ale i na basenach czy w aquaparkach (obecnie 75 proc. obłożenia). Dodatkowo jedna osoba może przypadać na 15 mkw. na siłowniach, w punktach fitness, na wystawach czy konferencjach. Zmiany czekają nas również w handlu (zmiana z jednej osoby na 10 mkw na 15 mkw).
Nie wiem, jak często pan minister Niedzielski chodzi do sklepów. Być może – jak mówił w przypadku upadających biznesów: "Nie widzę zamkniętych lokali", tak i teraz nie zdaje sobie sprawy z tego, jak wygląda rzeczywistość w galeriach handlowych czy marketach. Tam o obostrzeniach dawno nikt nie słyszał, dystans to tylko majaczące wspomnienie z 2020 roku, a maseczki są założone przez klientów, tyle tylko, że w taki sposób, że i nos, i usta są odkryte. Ci, którzy starają się stosować do obostrzeń, są wytykaną palcami mniejszością.
Coraz rzadziej dziwię się tym, którzy maskę traktują jako nieprzyjemny obowiązek. Kiedy rząd jest tak chwiejny, zmienia podejście do pandemii z dnia na dzień, trudno oczekiwać, że społeczeństwo będzie podchodziło do restrykcji w jakkolwiek poważny sposób.
O ile na początku pandemii koronawirusa konferencja z ogłaszanymi ograniczeniami poganiała kolejną, o tyle w IV fali pandemii w Polsce tych obwieszczeń rządu nie było prawie wcale.
Wtedy obywatele oczekiwali przed telewizorami i śledzili relacje na żywo w sieci, by dowiedzieć się, co też rząd nam zaserwuje, by ochronić nas przed pandemicznymi skutkami. Loteria restrykcji została zastąpiona przez walkę z pandemią w sposób przewidywalny: po prostu nie robiono nic.
Te wszystkie miesiące nicnierobienia zemściły się na rządzących. Już nikt nie traktuje ich poważnie. Za to każdy wie, że jedyną strategią, jaką mają w tej sytuacji, jest brak jakiejkolwiek strategii. Zostało nam jedynie liczenie na cud, bo tylko on może nas uratować w niewyszczepionym społeczeństwie, które w wielu przypadkach pandemię nazywa plandemią oraz przy rządzących, którzy – mimo upływu prawie 2 lat od pierwszego przypadku – nadal nie wiedzą, jak pogodzić bratanie się z antyszczepionkowcami z dbaniem o zdrowie i życie wszystkich pozostałych.