O tym, dlaczego 14 listopada byłby równie dobrym dniem na świętowanie odzyskania niepodległości, trumnach Piłsudskiego i Dmowskiego, przedwojennych sporach o listopad 1918 i powodach, dla których Marsz Niepodległości przyciąga tłumy, rozmawiamy z politologiem dr. Błażejem Pobożym.
Dr Błażej Poboży, politolog z Instytutu Nauk Politycznych UW tłumaczy w rozmowie z naTemat.pl zawiłości przedwojennych sporów o rocznicę odzyskania niepodległości i przekonuje, że równie dobrze świętować moglibyśmy 7 lub 14 listopada. Przypomina też historię święta, które ustanowiła w 1937 r. sanacja , a za którego obchodzenie w latach osiemdziesiątych można było dostać milicyjną pałką.
Dlaczego odzyskanie przez Polskę niepodległości świętujemy akurat 11 listopada? Dziś ta data wydaje się nam oczywista, jednak chyba nie zawsze tak było.
Dr Błażej Poboży: To prawda, 11 listopada jest datą wzbudzającą pewne kontrowersje, a na pewno nie jedyną możliwą dla uczczenia odzyskania przez Polskę niepodległości. Właściwie można mówić o całym zestawie dat, które nadawać by się mogły na obchody tej uroczystości.
Co ciekawe, przez niemal 20 lat trwania II RP różne opcje polityczne świętowały niepodległość w różnych terminach, dopiero w 1937 roku 11 listopada został ustanowiony oficjalnym, państwowym świętem. Ale gdyby chcieć uwzględnić wszystkie punkty widzenia, to właściwie powinniśmy obchodzić “tydzień niepodległości”, trwający od 7 do 14 listopada.
Jak i kiedy różne polityczne stronnictwa obchodziły to święto? Dlaczego można mówić właśnie o “tygodniu niepodległości”?
Lewica niepodległościowa na czele z Polską Partią Socjalistyczną przez długi czas za symboliczną datę odzyskania niepodległości uznawała 7 listopada. Była to data, kiedy w 1918 roku w Lublinie ogłoszono powstanie Republiki Polskiej i jej tymczasowego, ludowego rządu z Ignacym Daszyńskim na czele.
Po drugiej stronie sceny politycznej, w środowiskach konserwatystów i monarchistów, odzyskanie niepodległości świętowano z kolei 7 października. Tego dnia działająca w Warszawie z nadania Państw Centralnych Rada Regencyjna wypowiedziała swoim mocodawcom posłuszeństwo i ogłosiła powstanie niepodległego Królestwa Polskiego. Co ciekawe, do tej daty odwołał się w tym roku Janusz Korwin-Mikke, właśnie wtedy organizując konkurencyjną wobec Marszu Niepodległości manifestację prawicy.
Skoro zarówno lewica, jak i konserwatywna prawica miały swoje własne, inne daty obchodów, skąd pojawił się pomysł na świętowanie 11 listopada?
Tego właśnie dnia odzyskanie niepodległości świętowali piłsudczycy. Początkowo jedynie nieoficjalnie, na zasadzie nieformalnych spotkań z Marszałkiem w Belwederze lub Sulejówku, w niedzielę poprzedzającą co roku 11 listopada. Dlaczego akurat taka data? Bo właśnie tego dnia Piłsudski w 1918 roku, dzień po przyjeździe do Warszawy z Magdeburga objął z rąk Rady Regencyjnej władzę nad polskimi siłami zbrojnymi. Również wtedy rozbrajano w stolicy niemiecki garnizon. Co więcej, w tym samym czasie we Francji podpisano zawieszenie broni kończące I wojnę światową.
Czy pojawiały się jeszcze jakieś inne propozycje dotyczące konkretnej daty obchodzenia święta niepodległości?
Jak najbardziej. Przyznam szczerze, że sam osobiście uważam, iż świetną, choć niekoniecznie lepszą datą, byłby 14 listopada. To wtedy bowiem Rada Regencyjna rozwiązując się przekazała Piłsudskiemu pełnię władzy politycznej. 11 listopada jako symboliczna data jest o tyle kontrowersyjny, że wprowadza pewne ustrojowo-prawne zamieszanie.
Dlaczego?
Rada Regencyjna, jak nazwa wskazuje, zastępowała jedynie czasowo króla lub regenta. Jeśli więc przyjmiemy, że niepodległość odzyskaliśmy 11 listopada, kiedy to wciąż nadrzędną władzę sprawowali trzej regenci, należałoby wyciągnąć nieoczekiwany, ale logiczny wniosek, że Polska po 123 latach niewoli odrodziła się jako... monarchia. Stąd osobiście uważam, że 14 listopada to data przynajmniej równie dobra, jak 11.
A kiedy rocznicę odzyskania niepodległości obchodziła przed wojną Narodowa Demokracja, której ideowi kontynuatorzy organizują w dzisiejszych czasach Marsz Niepodległości?
Narodowa Demokracja miała przed wojną spore trudności z odnalezieniem odpowiedniej daty dla “swoich” obchodów, ponieważ brakowało w jej historii jakiegoś konkretnego wydarzenia, do którego można by się odwoływać w kontekście odzyskiwania niepodległości. Trzeba pamiętać, że w listopadzie endecy nie uznawali Rady Regencyjnej i nie podporządkowali się Piłsudskiemu. Nastąpiło to znacznie później, po negocjacjach, które odbyły się w grudniu. W jakimś więc sensie endecja nie miała żadnej listopadowej daty, pod którą mogłaby się “podpiąć”. W tym kontekście pewnym paradoksem jest, że dziś narodowi radykałowie organizują marsz w tak “piłsudczykowskie” święto, jakim jest 11 listopada. Przed wojną byłoby to nie do pomyślenia.
Czy wszystkie stronnictwa polityczne podporządkowały się oficjalnej dacie obchodów, ustalonej w 1937 roku na 11 listopada? Czy może było tak jak dziś, kiedy próba zjednoczenia Polaków w oficjalnych, prezydenckich obchodach, nie spotkała się z przychylnym przyjęciem?
W 1937 roku społeczeństwo było mocno skonsolidowane, tak ze względu na zagrożenie zewnętrzne i wewnętrzne napięcia, jak i powszechny szacunek dla osoby Piłsudskiego. Dlatego większość Polaków zaakceptowała nowe święto.
Czy w międzywojniu inne święta narodowe wzbudzały polityczne kontrowersje i powodowały uliczne starcia, takie jak miały miejsce rok temu 11 listopada?
Raczej nie, bo wokół ogólnonarodowych świąt panował społeczny konsensus. Tak było np. ze świętem 3 maja, zawsze bardzo uroczyście obchodzonym. Za to do pewnych starć mogło dochodzić np. między socjalistami a komunistami w dniu 1 maja.
Jaki był los rocznicy 11 listopada po 1945 roku?
W Polsce Ludowej początkowo władze starały się stworzyć pozory, że niewiele się zmieniło względem II RP, dlatego też, choć 11 listopada nie był świętem państwowym, pisano o nim swobodnie w partyjno-państwowych gazetach. Wspominano nawet o Piłsudskim, podkreślając jego socjalistyczne korzenie.
Jednak już po wyborach 1947 roku i likwidacji legalnej opozycji większy nacisk zaczęto kłaść na dzień 22 lipca, czyli Narodowe Święto Odrodzenia Polski, ustanowione w 1945 roku w oficjalną rocznicę manifestu PKWN, które przejęło rangę listopadowej rocznicy. Jednak 11 listopada pozostał symbolem, świętowanym nielegalnie w latach 80. Rocznicowe marsze i demonstracje były wtedy rozbijane przez władze.
Przed wojną narodowcy nie byli przekonani do 11 listopada. Dlaczego dzisiaj to oni najaktywniej nawiązują do daty 11 listopada?
Młodzi narodowcy podkreślają, że z ich punktu widzenia przedwojenne podziały straciły na znaczeniu i trumny Piłsudskiego i Dmowskiego nie definiują już kształtu naszej sceny politycznej. Twierdzą, że inne wektory wyznaczają dziś prawicowość – chodzi o kwestie stosunku do historii, tradycji, tożsamości narodowej, w ich opinii zagrożonej przez działanie globalizacji.
A jak w pana ocenie udało się narodowcom w ciągu kilku lat zgromadzić wokół tej inicjatywy tak wiele osób?
Mam wrażenie, że jednym z powodów jest fakt, iż władze po 1989 roku nie umiały odpowiednio “zagospodarować” tego święta. Jego formuła nigdy nie była atrakcyjna dla obywateli, sprowadzała się do krótkiej defilady, przemówień i składania wieńców przed Grobem Nieznanego Żołnierza. Brakowało czynnika obywatelskiego. W tę niszę weszli właśnie narodowcy, głośno szermując hasłami narodowymi, nacjonalistycznymi, ale także po prostu patriotycznymi. W obecnym kontekście historycznym, kiedy wiele osób dostrzega również negatywne konsekwencje polskiej obecności w UE, obawiając się o suwerenność kraju i homogenizację kulturową, hasła obrony tożsamości narodowej padły na podatny grunt.