Do ostatnich minut ważyła się kwestia awansu do 1/8 finału Ligi Mistrzów z grupy B. Ostatecznie do Liverpoolu, który wygrał na koniec z AC Milan 2:1 (1:1) dołączyło Atletico Madryt. Hiszpanie ograli 3:1 (0:0) na wyjeździe FC Porto. W meczu o awans nie brakowało emocji, również tych zupełnie niesportowych.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
AC Milan potrzebował cudu w piątej kolejce na wyjeździe z Atletico Madryt. I ten udało się osiągnąć (1:0). Wicemistrzowie Italii żeby dalej grać w Lidze Mistrzów musieli jednak powtórzyć pozytywny scenariusz w meczu z liderem grupy B.
Liverpool pewny awansu i pierwszego miejsca w stawce przyjechał do Mediolanu. Juergen Klopp zapowiedział, że da odpocząć kilku swoim piłkarzom. Mecz z Milanem był właściwie ostatnią taką okazją, żeby dać trochę oddechu zawodnikom. Choć nie wszystkim...
Gospodarze zaczęli bardzo dobrze, od gola po rzucie rożnym. Swoje pierwsze trafienie w sezonie zaliczył obrońca, Fikayo Tomori. Anglik przypomniał się kibicom z Premier League, dopadając do piłki instynktownie odbitej przez Alissona i pakując ją do siatki.
Radość Włochów trwała jednak krótko. Tak jak wspominaliśmy, Klopp nie wszystkim liderom dał odpocząć. Z przodu biegał w najlepsze Mohamed Salah, który po siedmiu minutach od gola na 0:1, wyrównał stan rywalizacji.
Egipcjanin nie miał problemów z pokonaniem powracającego między słupki po długiej przerwie spowodowanej kontuzją, Francuza Mike'a Maignana. Bramkarz Milanu nie zaliczył dobrej interwencji przy akcji na 1:1. Sparował uderzenie Alexa Oxlade-Chamberlaina prosto pod nogi Salaha. Temu nie pozostało nic innego, jak dopełnić formalności.
Druga część rozpoczęła się dla Milanu niczym koszmar. Gola na 2:1 w 55. minucie zdobył Divock Origi, potwierdzając, że defensywę wicemistrzów Italii bez kontuzjowanego Simona Kjaera, łatwo napocząć.
Gospodarze byli bezzębni w ofensywie. Zawiódł ten, który miał być liderem i zostać najstarszym strzelcem w historii Ligi Mistrzów, czyli Zlatan Ibrahimović. Kto wie, czy nie był to też pożegnalny mecz Szweda w gronie Champions League. Za to Liverpool udowodnił, że komplet osiemnastu punktów zdobyty w grupie nie był dziełem przypadku.
AC Milan - Liverpool FC 1:2 (1:1)
Bramki: Fikayo Tomori (29) - Mohamed Salah (36), Divock Origi (55)
Atletico Madryt po porażce z Milanem było pod ścianą w kwestii awansu do jakiegokolwiek pucharu na wiosnę. Przedłużenie szans gry w Lidze Mistrzów dawało zwycięstwo na terenie FC Porto. Drużyna trenera Diego Simeone do Portugalii przyjechała jednak tylko z jednym zdrowym stoperem. Przez co z konieczności na środku defensywy grać musiał nominalny boczny defensor, Sime Vrsaljko.
Jakby tego było mało, w 13. minucie z powodu kontuzji boisko opuścił Luis Suarez. Mimo tego to goście mieli najgroźniejszą akcję w pierwszych 45. minutach. Marcos Llorente próbował zaskoczyć strzałem w dolny róg bramki, ale świetną paradą popisał się Diogo Costa.
Drugą połowę świetnie rozpoczęli goście z Madrytu. Po rzucie rożnym piłka trafiła do stojącego przed pustą bramką Antoine'a Griezmanna. Francuz zachował się bardzo przytomnie, odpowiednio dokładając stopę i od 56. minuty to Porto było pod ścianą.
Od tego momentu Porto rzuciło wszystko na jedna kartę. Gospodarzy powstrzymywała jednak albo świetna postawa Jana Oblaka, bramkarza Atletico, albo kolejne prowokacje płynące ze strony teamu Simeone.
Choć nerwy puściły też gościom, Yannick Carrasco wyleciał w 68. minucie za czerwoną kartkę po powaleniu na murawę przeciwnika. Cztery minuty poźniej na boisku nie było już również Wendell, obrońcy gospodarzy. Sędzia Clément Turpin dopatrzył się celowego zagrania łokciem poza boiskiem. W międzyczasie oba zespoły rzuciły się sobie do gardeł, cudem nie doszło do rękoczynów.
Arbiter wyrzucił też z kilku członków sztabu szkoleniowego, którzy również nie mogli wytrzymać ciśnienia w ostatnich 20. minutach spotkania.
Atletico osiągnęło jednak swój cel, gospodarze stracili bowiem koncepcję na ogranie rywala. Wypuszczając na własnym terenie zwycięstwo z rąk w ostatniej kolejce fazy grupowej.
A kiedy rywal był na kolanach, Atletico zaczęło punktować, niczym wytrawny bokser. Najpierw Angel Correa po kontrze i asyście Griezmanna, a następnie Rodrigo De Paul dobił przeciwnika. Właściwie wpychając piłkę do siatki obok bezradnej i podłamanej defensywy gospodarzy.
Na otarcie łez trafił jeszcze Sergio Oliveira, z rzutu karnego. Ale to już nic nie zmieniło w kwestii awansu do 1/8 finału dla Atletico. Porto zagra wiosną w Lidze Europy.
FC Porto - Atletico Madryt 1:3 (0:0)
Bramki: Sergio Oliveira (90+5-rzut karny) - Antoine Griezmann (56), Angel Correa (90), Rodrigo De Paul (90+2)
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut