Początek sezonu Pucharu Świata nie jest udany dla polskich skoczków narciarskich. W coraz trudniejszej sytuacji jest też trener Michal Doleżal, który próbuje znaleźć rozwiązanie problemów Biało-Czerwonych. Sytuację związaną z falstartem Polaków szczerze komentuje legenda tego sportu, Adam Małysz.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Przełamanie polskich skoczków miało przyjść przy okazji weekendu z Pucharem Świata w Polsce. Na skoczni w Wiśle-Malince Biało-Czerwoni potwierdzili jednak, że... nadal są w kryzysie. Najbardziej skrajnym przykładem był skok Dawida Kubackiego.
Jeszcze do niedawna drugi po Kamilu Stochu najlepszy polski skoczek póki co jest zupełnie bez formy, nie mogąc zakwalifikować się choćby do drugiej serii zawodów. Kubacki nie popisał się też w konkursie drużynowym, gdzie Biało-Czerwoni długo trzymali się miejsca na podium, nawet z szansami na wygraną.
Niestety, skok poniżej 100 metra (punkt konstrukcyjny to 120 m) w wykonaniu Kubackiego zepchnął Polaków ostatecznie na czwartą lokatę w konkursie. Co było mimo wszystko, rozczarowaniem dla polskich kibiców.
– Kamil Stoch, zajął jedenaste miejsce. I to w zasadzie koniec optymistycznych wieści na temat polskich skoczków. Większość z nich musi jeszcze popracować nad swoimi skokami. Mam nadzieję, że już w następny weekend zobaczymy ten wyczekiwany przełom i lepsze próby w ich wykonaniu" – napisał na Facebooku po zawodach w Wiśle Adam Małysz.
Kubacki w najbliższy weekend nie pojawi się na konkursie PŚ. Trener Michal Doleżal zdecydował się na zmiany personalne, dając niektórym skoczkom więcej czasu na trenowanie.
Sztab szkoleniowy zadecydował, że na konkurs w Klingenthal pojadą: Stoch, Piotr Żyła, Aleksander Zniszczoł i Jakub Wąsek.
Cytowany wcześniej Małysz udzielił wywiadu dla "Przeglądu Sportowego", opisując obecne nastroje w teamie Biało-Czerwonych. Chociażby w kwestii trenera Doleżala, który z pewnością przechodzi jeden z największych kryzysów w trakcie swojej pracy z polską kadrą.
– Jest mu ciężko. Dużo rozmawiamy, mówi, że jest trochę podłamany, ale wie, że nie może reagować nerwowo i robić z tego wielki problem, choć on dobrze wie, że mały też nie jest. Z takim poradziłby sobie szybko. Dobrze, że wie o co chodzi, a przynajmniej przypuszcza – przyznał otwarcie Małysz.
Legendarny skoczek odniósł się także do charakterów, które są różne w przypadku obecnego selekcjonera i tego, który pracował z Biało-Czerwonymi wcześniej, czyli Stefan Horngacher. Obecnie opiekun kadry Niemiec z pewnością był bardziej impulsywny pod względem swoich relacji z zawodnikami.
– Mówiłem już w Ruce, że potrzeba bardziej stanowczych rozmów. Czasem „ochrzan” czy trochę mocniejsza rozmowa potrafi zdziałać cuda. Widzieliśmy, jak to funkcjonowała za czasów Horngachera. Michal jest całkiem inną osobowością, ale to on rządzi.
Małysz jednak z nadziejami czeka na kolejne konkursy PŚ. Mamy bowiem dwóch liderów, którzy regularnie punktują w konkursach.
– Wiadomo, że nie jest dobrze, ale nie wolno panikować. Kamil i Piotrek Żyła są blisko dobrego skakania. Mamy nadzieję, że oni to potwierdzą, a reszta się odbuduje – skwitował krótko polski mistrz sprzed lat.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut