Kuriozalny błąd bramkarza w ostatniej akcji meczu. Raków znów uciekł spod topora
Krzysztof Gaweł
10 grudnia 2021, 22:31·2 minuty czytania
Publikacja artykułu: 10 grudnia 2021, 22:31
Zima daje się we znaki klubom PKO Ekstraklasy, w piątek nie ułatwiała gry, ale po trzy punkty sięgnęły Raków Częstochowa i Stal Mielec. Pierwsza z ekip wciąż walczy o miejsce na podium, pomógł jej kuriozalny błąd bramkarza rywali w ostatniej akcji meczu. Druga wygrała, choć rywale mieli dwa rzuty karne. Oba zmarnowali.
Reklama.
Raków Częstochowa złapał w ostatnich tygodniach zadyszkę w PKO Ekstraklasie, wygrał tylko jeden z pięciu rozegranych meczów, dwa razy przegrał i stracił dystans do podium, który wzrósł już do trzech punktów. Na to wszystko pod Jasną Górę przybył Waldermar Fornalik ze swoim Piastem Gliwice, a śląska ekipa zawsze potrafiła napsuć krwi rywalom z Częstochowy.
Walka i tym razem była bardzo zacięta i wyrównana, to był klasyczny mecz walki, w którym brakowało piękna piłki, ale nie męskiej gry. Zimowa aura nie pomagała, zanosiło się długo na remis 0:0, aż w doliczonym czasie gry Mateusz Wdowiak z pięciu metrów skierował piłkę do bramki rywali. Frantisek Plach popełnił fatalny błąd, piłka odbiła mu się od rąk, nóg i wpadła do siatki. Raków wygrał, choć mógł stracić punkty.
W Mielcu gospodarze szybko objęli w piątek prowadzenie, bo już w 21. minucie Koki Hinokio zagrał długą piłkę do Fabiana Piaseckiego, a ten wyprzedził defensorów gości i z daleka pokonał wychodzącego za pole karne Tomasza Loskę. Ale w 39. minucie Krystian Getinger sprokurował rzut karny i do tego wyleciał z boiska. Strzał Piotra Wlazły zatrzymał jednak Rafał Strączek.
Bramkarz Stali był górą również po przerwie, gdy kolejną jedenastkę egzekwował Muris Mesanović, do końca meczu spisywał się między słupkami kapitalnie i został absolutnym bohaterem meczu. Stalowcy dowieźli wygraną do końca, wskoczyli na szóste miejsce w tabeli i mogą być z siebie dumni. Słoniki szorują po dnie ligowej stawki, wystają ponad strefę spadkową tylko bilansem bramek.