Wprowadzając stosunkowo wysoki podatek od tłustego jedzenia duński rząd chciał zadbać o zdrowie swoich obywateli. Po roku od jego wprowadzenia okazało się, że nikt w Danii nie jest dzięki niemu zdrowszy. Cierpią natomiast domowe budżety i krajowa gospodarka.
Cel był szczytny, ale efekt wypadł marnie. Tak w skrócie można podsumować wyjątkowy pomysł duńskich władz, by o zdrowie obywateli zadbać opodatkowując niezdrową żywność. Najpierw wprowadzono podatek od bardzo tłustego jedzenia, wkrótce planowano kolejny, od jedzenia zawierającego cukier. Gdy Duńczycy wprowadzali w życie to pierwsze rozwiązanie, na świecie już komentowano, iż jest to wyjątkowo kuriozalne. Duński fiskus i ministerstwo zdrowia twierdziły jednak, że wkrótce sceptycy będą musieli cofnąć swoje słowa.
"Prozdrowotny podatek" okazał się tymczasem tak utrudniający życie zwykłym Duńczykom, że władze w Kopenhadze właśnie pospiesznie zabierają się za jego wycofanie, a na temat opodatkowania cukru nikt już nawet nie mówi. Przez krótki okres obowiązywania nietypowych przepisów uderzyły one bowiem w domowe budżety mieszkańców Danii tak bardzo, że problem z drogim jedzeniem szybko stał się ważniejszy od względów zdrowotnych, którymi kierowano się na początku.
Nic dziwnego, skoro podwyższona stawka podatku dotyczyła praktycznie wszystkiego, co na co dzień je zwykły człowiek. Duński podatek od tłuszczu nałożono na mięso, produkty mleczne i większość najpopularniejszej żywności przetworzonej. W ciągu ostatniego roku duński fiskus zarobił na nim krocie, skoro objęto dodatkowym obciążeniem każdy produkt żywnościowy zawierający więcej, niż 2,3 proc tłuszczy nasyconych.
Z dnia na dzień kostka masła w Danii podrożała więc o ponad 2 korony. Producenci zostali bowiem zmuszeni do zapłacenia w hurcie dodatkowych 16 koron za każdy kilogram tłuszczy nasyconych, które zawierały ich produkty.
Nieprzemyślany podatek uderzał w całą duńską gospodarkę. Ucierpieli także tamtejsi producenci żywności i handlowcy. Popyt na produkowane w Danii jedzenie znacząco spadł, a większość mieszkańców tego kraju po większe zakupy zaczęło wybierać się do sąsiednich Niemiec.