PSL wypowiada wojnę koncernom spożywczym, przez które nasze dzieci tyją najszybciej w Europie. Politycy postanowili skończyć z mówieniem o niezdrowych posiłkach i skutecznie powalczyć z otyłością dzieci. Do laski marszałkowskiej wpłynęła ustawa w tej sprawie. Ludowcy chcą, by dyrektor szkoły miał prawo rozwiązać umowę z prowadzącym sklepik szkolny, gdyby ten sprzedawał w nim zakazane produkty.
W szkolnych sklepikach coraz częściej pojawia się zdrowe jedzenie. Kanapki, jogurty czy owoce mają zastąpić wszystko to, co szkodzi naszym dzieciom. Trudno jednak wyobrazić sobie, że dziecko które nie jest pod okiem swojego rodzica, wybierze jabłko zamiast paczki chipsów lub gazowanego napoju. Problem ten ma zostać wreszcie rozwiązany. Na krucjatę przeciw niezdrowemu jedzeniu idą politycy z Polskiego Stronnictwa Ludowego.
– Szkoła ma uczyć, a nie tuczyć – grzmiał dziś w Sejmie poseł Jan Bury. Szef klubu parlamentarnego ludowców zwracał uwagę, że w Polsce wiele się mówi na temat konieczności zdrowego żywienia, a niewiele się robi. Projekt ustawy, który złożył dziś PSL, ma stanowić skuteczny hamulec w walce z otyłością. – Nie ma pełnej koordynacji w tej sprawie, brakuje rozwiązań ustawowych, które by wspierały działania rodziców i ekspertów. Tą ustawą chcemy wprowadzić modę na zdrowy styl życia – mówił Jan Bury.
Czytaj także: "Jakie matki, takie dziatki". Czy tylko matki odpowiadają za otyłość swoich dzieci?
Jak zapowiadają twórcy przyszłej ustawy, rozwiązania mają pomóc dyrektorom szkół i rodzicom w walce z automatami ze słodyczami na korytarzach szkolnych oraz niezdrowym jedzeniem w sklepikach. – Ustawa sprecyzuje, które artykuły mieszczą się w śmieciowym jedzeniu – zapowiada Bury.
Poseł PSL przypomniał, że otyłość została uznana przez Światową Organizację Zdrowia (WHO) za chorobę cywilizacyjną. – 29 procent polskich nastolatków ma nadwagę. Mamy najwyższą dynamikę wzrostu otyłości wśród dzieci i młodzieży. Jesteśmy liderem rankingu ostatnich 20 lat – grzmiał poseł PSL-u.
Wyliczając korzyści wynikające z nowej ustawy, uczestnicy konferencji prasowej mówili także o korzyściach dla budżetu państwa. – Otyłość i nadwaga to problem, który ma wpływ także na polski budżet. Wydatki na medycynę i politykę lekową będą coraz bardziej obciążały finanse państwa, jeśli nie podejmie się zdecydowanych kroków – mówił Bury.
Czytaj także: Polskie dzieci w czołówce najbardziej otyłych. Rodzice robią z nich grubasów. Jak uchować dziecko od nadwagi?
Autorzy ustawy zdają sobie sprawę z tego, jak trudną walkę podejmują. – Śmieciowe jedzenie to olbrzymi rynek konsumencki. Chcemy jednak, by to co jedzą dzieci, nie było tylko ich wyborem, ale również rodziców i dyrektorów szkół. Kraje skandynawskie, Kanada, Estonia, już wprowadziły takie ustawy. A my? Jeśli nie teraz, to kiedy? – pytał Jan Bury. Jak zapewnił, ustawa nie budzi konfliktów politycznych, gdyż wszystkim posłom zależy na zdrowiu dzieci. – Tu mogą się sprzeciwiać jedynie wielkie koncerny – podsumował szef klubu PSL.
Problem może mieć źródło poza szkołą
Dostęp do słodyczy nie ogranicza się jedynie do szkolnych sklepików. Okazuje się, że nie tylko dzieci wybierają słodycze i chipsy jako szkolną przekąskę, ale robią to także rodzice. Wicedyrektor szkoły podstawowej nr 234 w Warszawie Monika Fiuk zwraca uwagę, że ustawa nie rozwiąże problemu otyłości. – Myślę, że bez specjalnych ustaw jesteśmy w stanie zapewnić dzieciom dostęp do zdrowego jedzenia. To zależy od dobrej woli menadżera, który zarządza szkołą – mówi wicedyrektor.
Dyrektor zapewnia, że dzieci już dziś nie dostaną w jego szkole gazowanych napojów ani chipsów. – Od dawna prowadzimy programy dla dzieci, które mają kształcić zdrowe nawyki u dzieci. W sklepiku mamy jabłka, a panie na stołówce same robią sok z owoców – mówi Monika Fiuk.
Według pedagogów, problem leży niestety w rodzicach, a ustawa nie rozwiąże problemu. – Rodzice dają dzieciom chipsy zamiast kanapki. Tego nie warto nawet komentować. Trzeba pracować nad zmianą świadomości dorosłych, a nie wprowadzać nowe ustawy – mówi wicedyrektor szkoły podstawowej.