Policjanci podczas starć z chuliganami w trakcie Marszu Niepodległości.
Policjanci podczas starć z chuliganami w trakcie Marszu Niepodległości. Fot. Adam Stępień / Agencja Gazeta
Reklama.
Po wczorajszych ulicznych starciach, jakie wybuchły w czasie Marszu Niepodległości, w internecie pojawiło się wiele opinii sugerujących, że za taki przebieg zdarzeń odpowiedzialna jest policja. Poza głosami wytykającymi służbom zabezpieczającym przemarsz błędy organizacyjne, usłyszeć można też było zarzuty wobec zamaskowanych, ale ubranych po cywilnemu policjantów, którzy towarzyszyli uczestnikom marszu.
Łukasz Warzecha

Wysyłanie w tłum, a zwłaszcza w tłum agresywnych zadymiarzy, gości w cywilu, w kominiarkach i z teleskopowymi pałkami wydaje się doskonałą metodą na wywołanie agresji i sprowokowanie dalszych zajść. Nie bardzo rozumiem, dlaczego tego samego zadania nie mogli spełnić odpowiednio wyszkoleni, umundurowani funkcjonariusze prewencji. CZYTAJ WIĘCEJ


W podobnym duchu wypowiadał się w rozmowie z naTemat.pl obecny na Marszu poseł PiS Przemysław Wipler: – W czasie starć widziałem wśród tłumu grupę ok. 20 mężczyzn w zielonych kurtkach i kominiarkach, wyposażonych w krótkofalówki i pałki teleskopowe. Wyłapywali oni chuliganów, którzy zakłócili przebieg Marszu – mówi poseł. Dodaje jednak, że ma wątpliwości co do tego, czy “tajniacy” dobrze spełnili swoją rolę. – Niejasna jest kwestia tego, jak całe zajście się zaczęło, czy eskalacja nie była winą policji. Nie podpiszę się jednak pod tezą, że zamieszki były policyjną prowokacją, nie umiem tego rozstrzygnąć – ocenia Wipler.
"Policyjni szpicle odpowiedzialni za bijatyki"
Dyplomatyczne, stonowane niedomówienie posła Wiplera, który 11 listopada umieszczał na Twitterze zdjęcia policjantów w cywilnych ubraniach, to jednak jeden z bardziej wyważonych głosów w sprawie. Liczne serwisy internetowe oraz komentatorzy poszli znacznie dalej. W internecie można było zobaczyć filmiki o "policyjnej prowokacji" i przeczytać o “policyjnych szpiclach odpowiedzialnych za wywołanie bijatyk”.
Jak informuje “GW”, były poseł Artur Zawisza już 11 listopada na antenie TVN 24 mówił:
"Gazeta Wyborcza"

– To była policyjna prowokacja. Burdy wszczęli zamaskowani tajni funkcjonariusze służb państwowych – powiedział w TVN24 Artur Zawisza, współorganizator Marszu Niepodległości. Według niego są na to dowody – zdjęcia i relacje świadków. – Ludzie w kominiarkach wpuszczeni do policyjnych szeregów użyli jakiegoś rodzaju agresji wobec policji, a potem schowali się za nią. CZYTAJ WIĘCEJ


Pojawiło się też dużo zdjęć i filmów mających stanowić dowód na to, że za bijatykę odpowiedzialni byli właśnie policjanci.
"Odwracanie kota ogonem"
– Mam jedno proste pytanie: Po co? – mówi mi dr Łukasz Kister, ekspert bezpieczeństwa z Collegium Civitas. – Nie wyobrażam sobie, żeby sami policjanci wszczynali burdy, które generują zagrożenie dla ich zdrowia i życia. Sam służyłem kiedyś w oddziałach prewencji i wiem, jak to jest. Przecież nikt sam z siebie nie będzie się narażał na starcia z chuliganami – ocenia doktor.
logo
Kibice odpalają race podczas Marszu Niepodległości. Fot. Dariusz Borowicz / Agencja Gazeta

Głosy sugerujące policyjną prowokację jednoznacznie skomentował też na łamach "GW" Mariusz Sokołowski z Komendy Głównej Policji:
Mariusz Sokołowski
dla "Gazety Wyborczej"

– To jest absurd. Kuriozalna teza. Mielibyśmy atakować sami siebie? – pyta insp. Mariusz Sokołowski, rzecznik policji. – Czy wśród osób, które zbierały się pod kinem Muranów, też byli policyjni prowokatorzy? A na Grzybowskiej, gdzie w stronę funkcjonariuszy poleciały kostki brukowe? Mówienie o policyjnej prowokacji to odwracanie kota ogonem. CZYTAJ WIĘCEJ


W rozmowie z dziennikiem Sokołowski tłumaczył, że policjanci w kominiarkach to nie prowokatorzy, tylko funkcjonariusze z Biura Operacji Antyterrorystycznych i wydziału operacji specjalnych Centralnego Biura Śledczego.
– Obecność w tłumie tajnych, policyjnych informatorów nadzorujących przebieg zgromadzeń to standard na całym świecie – mówi dr Kister. Dodaje, że pełnią oni przede wszystkim funkcję informacyjną, kontaktując się z centrum dowodzenia i wyłapując próby naruszenia porządku publicznego, ewentualnie izolują też agresywnych uczestników zgromadzeń. – W przypadku Marszu Niepodległości poza policjantami wmieszanymi w tłum, za kordonem pododdziałów zwartych, znajdowali się także inni funkcjonariusze ubrani po cywilnemu, których zadaniem było “wyłapywanie” chuliganów – dodaje ekspert.
Starcia i incydenty nieuniknione?
W wielu relacjach z przebiegu wydarzeń 11 listopada, to właśnie wobec tych policjantów pojawia się najwięcej zarzutów. Podobnie było rok temu, gdy nagrano zamaskowanego funkcjonariusza kopiącego jednego z uczestników Marszu.
– W 1968 roku byłem w Paryżu i widziałem liczne starcia policji z demonstrantami. Mam wrażenie, że w wielu przypadkach są one nieuchronne – ocenia prof. Andrzej Paczkowski, historyk. – Sam fakt spotkania dużej grupy ludzi, często wzburzonej i agresywnej z siłami policyjnymi, może być zarzewiem konfliktu. Ale warto zadać sobie pytanie, co by było, gdyba policja w ogóle była nieobecna? Gdzie, na kogo manifestanci skierowaliby swoją agresję? – pyta historyk.
Wydaje się więc, że mniejsze i większe incydenty zdarzające się w przypadku konfrontacji policji z chuliganami, są niemal nieuniknione. W sytuacji zagrożenia własnego zdrowia i napięcia towarzyszącego bezpośredniemu starciu, funkcjonariusze nie zawsze postępują zgodnie z procedurami. Nie można tego usprawiedliwiać, ale jeszcze trudniej zupełnie takie zachowania wyplenić.
Czy jednak 11 listopada nie można było zrobić więcej, żeby nie doszło do starć? Choć dr Kister uważa, że Marsz przebiegał ogólnie rzecz biorąc w spokojnej atmosferze, twierdzi, że wyposażenie w teleskopowe pałki policjantów idących wśród manifestantów “w cywilu” rzeczywiście mogło sprowokować agresję. Podkreśla jednak, że zwarte pododdziały policji zareagowały w sposób szybki i przemyślany, dzięki czemu udało się ostatecznie uniknąć eskalacji przemocy.
Poseł Przemysław Wipler zadaje jednak inne, istotne pytanie. Czy ubrani po cywilnemu policjanci idący w manifestacji powinni być uzbrojeni i zamaskowani? – W świetle zmian w prawie dotyczącym publicznych zgromadzeń, które zakazują zakrywania twarzy w czasie przemarszów i demonstracji, wysyłanie do akcji tajniaków w kominiarkach jest moralnie co najmniej wątpliwe – ocenia poseł.
A jednak "Polityczna prowokacja" ?
A co z tezą o policyjnej prowokacji? Prof. Paczkowski mówi, że choć takie praktyki miały miejsce w czasach PRL, gdy milicja rozbijała nielegalne manifestacje opozycjonistów, nie sądzi, by wczorajsze wydarzenia przebiegały właśnie wedle takiego scenariusza.
– Społeczna i medialna kontrola nad Policją jest dziś znacznie większa, niż w PRL, poza tym wczorajsza manifestacja była legalna. Mam wrażenie, że liczba i sposób działania policjantów były wynikiem doświadczeń z zeszłego roku, gdy zamieszki były znacznie poważniejsze – mówi profesor.