O katastrofie prezydenckiego Tu-154M sprzed dwóch lat znowu mówi się tyle, że słowa "zamach w Smoleńsku" padają przypadkowo już nawet z ust Jacka Żakowskiego i szefa MSZ, Radosława Sikorskiego. Ta nowa narracja na temat katastrofy zdaje się dziś zbierać żniwo także poza naszymi granicami.
"Czy to zatem siły w Rosji planowały zamach i - poprzez ryzykowne instrukcje dla dwóch kontrolerów lotów w wieży w Smoleńsku - chciały wprowadzić samolot w turbulencje? Moskiewska dziennikarka Masza Gessen, autorka krytycznej biografii Putina, krótko odpowiedziała na to pytanie: - Putin jest tak cyniczny, że mógł zabić Kaczyńskiego" - tak o Smoleńsku napisał w poniedziałek prestiżowy niemiecki dziennik "Die Welt".
Gdy nad Wisłą pojawiła się informacja, że na wraku prezydenckiego samolotu znaleziono ślady materiałów wybuchowych, szybko zaczęły donosić o tym także zagraniczne media. Zazwyczaj były to jednak, wyważone, suche informacje, w których nikt nie zamierzał podważać dotychczasowych ustaleń MAK i polskiej Komisji Millera. "Prokuratorzy z Polski zaprzeczyli, by znaleziono ślady materiałów wybuchowych na odrzutowcu, który uległ katastrofie przed dwoma laty, w której zginął prezydent Lech Kaczyński i 95 innych osób" - donosiła kilka dni temu BBC.
We Francji "L'Express" i "Nouvelles de France" sprawą zainteresowały się raczej ze względu na zamieszanie wokół zwolnień w redakcji "Rzeczpospolitej". Oba pisma przytaczały co prawda opinię Cezarego Gmyza, że konferencja prokuratury wojskowej miała na celu zdyskredytowanie jego materiału, ale podkreślały również, że trudno podważyć dotychczasowe ustalenia. Olivier Bault z "NdF" zaznaczał również, że w Polsce coraz więcej osób chce dziś powołania międzynarodowej komisji, która bezstronnie zbadałaby przyczyny katastrofy.
Świat uwierzy w zamach?
W Niemczech, Austrii, Czechach, a także w Rosji nie brakuje też coraz częstszych doniesień na temat kompromitujących polskie i rosyjskie służby pomyłkach przy identyfikacji zwłok i kolejnych ekshumacjach ofiar od dwóch lat spoczywających w grobach.
Nikt na Zachodzie dotąd nie pisał o Smoleńsku jednak tak, jak dziś robi to Gerhard Gnauck z "Die Welt". "A zatem siły w Rosji? Ta kwestia nigdy nie będzie otwarcie dyskutowana w Polsce. Faktem jednak jest, że Lech Kaczyński, wówczas najostrzejszy w UE krytyk polityki zagranicznej Władimira Putina, z punktu widzenia Rosji przekroczył czerwoną linię" - pisze niemiecki publicysta.
Jednocześnie dodaje jednak inną opinię Maszy Gessen, według której Władimir Putin nie miał żadnego motywu, by chcieć zgładzić polskie elity. "Z punktu widzenia Putina, Polska w zasadzie nie istnieje. To dla niego małe, przeszkadzające państwo, które ciągle przypomina o Katyniu, zamiast zapomnieć o sprawie" - mówi dziennikowi rosyjska dziennikarka i aktywistka.
Coraz częściej podejmowany temat Smoleńska teraz potrzebny jest zagranicznym dziennikarzom także do tego, by opisać, jak 11 listopada przebiegały w Polsce obchody Święta Niepodległości. "Zamieszki w Warszawie" - donosił jeszcze wczoraj "Frankfurter Rundschau", "Neonazistowskie szaleństwo na demonstracji w Warszawie" - pisał największy berliński dziennik "B.Z.". "Zamieszki na demonstracji nacjonalistów w Warszawie" - informował szwajcarski "Blick" W podobnym tonie o wydarzeniach na ulicach stolicy donosiły w niedzielę i poniedziałek także media od Francji, przez Wielką Brytanię, po Amerykę.
Putin jest tak cyniczny, że mógł zabić Kaczyńskiego. Ale nie miał motywu. Z punktu widzenia Putina Polska w zasadzie nie istnieje. To dla niego małe, przeszkadzające państwo, które ciągle przypomina o Katyniu, zamiast zapomnieć o sprawie. CZYTAJ WIĘCEJ
"B.Z."
Niemiecki dziennik o zamieszkach w Warszawie
W katolickiej Polsce na lata szaleje społeczeństwa konflikt w kwestiach takich jak aborcja czy tej samej płci miłości. Ponadto stosunek dawnych mocarstw okupacyjnych, Niemcy i Rosja w polskiej polityce wewnętrznej zawsze sprawia dynamitu. CZYTAJ WIĘCEJ