Jak to możliwe, że nie ma o nim jeszcze filmu? Oto opowieść o "najciekawszym człowieku na świecie"
Alicja Cembrowska
09 stycznia 2022, 14:46·15 minut czytania
Publikacja artykułu: 09 stycznia 2022, 14:46
To bardzo intrygujący portret. Drobna kobieta w czerni, ze sznurem pereł na szyi i zdobnym kapeluszem na głowie. Szykowna i elegancka. Delikatnie się uśmiecha. Nad nią góruje ogromny mężczyzna z dorodną brodą, zmierzwionymi włosami i posępnym wzrokiem. Odziany w futro z niedźwiedzia polarnego, którego według plotek zabił własnymi rękami. Zdjęcie Petera Freuchena i jego trzeciej żony, Dagmar Cohn, wykonał w 1947 roku Irving Penn i jest to bodaj najbardziej znany wizerunek "najciekawszego człowieka na świecie". Fotograf został poproszony o uchwycenie ówczesnych luminarzy kultury.
Reklama.
Peter Freuchen żył w latach 1886-1957. Był duńskim odkrywcą, badaczem Arktyki, antropologiem, pisarzem, dziennikarzem i aktorem.
Historia jego życia to gotowy materiał na film. Sam Freuchen pisał w pamiętnikach, że kilkukrotnie uniknął śmierci.
Niemal 20 lat mieszkał z Inuitami na Grenlandii i brał udział w kilkunastu ekspedycjach naukowych.
Trafiłam na nie przypadkiem i wciąż wracałam do niego pamięcią. Wygląda trochę, jakby na jednej fotografii sklejono dwa różne światy – dzikość i cywilizację. Naturę i kulturę. Gdyby przeciąć zdjęcie na pół, spokojnie mogłoby stanowić dwa osobne portrety, opowiadające zgoła inne historie, które jednak, mimo wszystko, jakimś cudem się połączyły.
Historia życia Petera Freuchena jest nieprawdopodobna. Gdyby duński odkrywca, badacz Arktyki, antropolog, pisarz, dziennikarz, aktor i poszukiwacz przygód żył obecnie, bez wątpienia byłby najpopularniejszym influencerem na świecie, zawstydzając współczesne gwiazdy Internetu. Tym bardziej że poza niezwykłymi dokonaniami, miał równie ciekawe życie osobiste. Jeden z internautów napisał o Duńczyku, że to "jedyny człowiek, którego historia jest pełna bzdur, ale jednak jest prawdziwa". I trudno się nie zgodzić z tą diagnozą.
Nazywany był bestią, wieżą testosteronu, człowiekiem renesansu, przywódcą podziemia Wikingów. Media tytułują go najciekawszym człowiekiem świata i najbardziej męskim mężczyzną w historii. Warto jednak od razu sprostować – nie, Peter nie zabił niedźwiedzia, żeby zapozować w jego futrze. Fotograf wspomina, że płaszcz został kupiony na Grenlandii. "Odziany w to wyglądał jak połączenie badacza Arktyki i postaci ze Starego Testamentu" – komentował Irving Penn.
Więcej szaleństwa
Peter przychodzi na świat w 1886 roku niewielkiej miejscowości nad Cieśninami Duńskimi – Nykøbing Falster. Nie ma rodzeństwa. O jego matce, Annie Frederikke wiadomo niewiele. Najpewniej jednak to ona powtarza chłopcu, że jest Żydem, czym rozbuchała poczucie tożsamości, której Freuchen nie wyprze się nigdy – nawet, a raczej tym bardziej w konfrontacji z nazistami.
Mężczyzna całe życie będzie podkreślał swoje żydowskie korzenie, niektórzy badacze jednak je negują, wskazując, że "nie ma na to dowodów". Nie zmienia to faktu, że była to istotna dla Petera kwestia, która konstytuowała jego postawy moralne.
Taka anegdota.
20 grudnia 1934 roku w "Jewish Telegraphic Agency" ukazuje się artykuł Michela Kraike'a. Dziennikarz jest wyraźnie zafascynowany historią Duńczyka, z początku nie wie jednak, że jego rozmówca jest Żydem. Panowie spotykają się w Nowym Jorku. W trakcie wywiadu Peter "nagle zwrócił się do mnie, rzucił kilka trafnych przekleństw na Niemców i powiedział, że połowa jego dochodów zniknęła, ponieważ jego książki zostały zakazane w Rzeszy". Kraike dopytał, co ma na myśli, na co Freuchen odpowiedział: "Jestem Żydem".
Ojciec, Lorentz Freuchen, nie jest "typowym Żydem", cokolwiek miałoby to oznaczać, źródła sugerują, że gdyby nie matka, syn nigdy nie dowiedziałby się o swoich korzeniach – przez całe życie Lorentz pracował jako marynarz i kupiec, a jego przyjazdy i wyjazdy były wielkimi wydarzeniami w życiu Petera. Być może dlatego, widząc, jak wielkie emocje wzbudza jego "znikanie", ojciec nie chce, by syn poszedł tą samą ścieżką zawodową i jak on był wiecznie "nieobecnym" członkiem rodziny. Naciskał, by miał spokojne i ułożone życie jako prawnik, biznesmen lub lekarz. Być może właśnie z powodu tych wielkich emocji Peter nie chce innego życia.
Chłopca nudzi łacina i literatura klasyczna. Woli historie o marynarzach i dalekich podróżach. Często ucieka z lekcji i idzie nad morze, by podglądać tych, których życie jawi mu się fascynującym – ludzi morza. Kontynuuje jednak edukację i zgodnie z wolą ojca zaczyna studia na Uniwersytecie w Kopenhadze. Ostatecznie z nich zrezygnuje.
Zapewne nie spodziewał się, że zdobyta wiedza uratuje mu życie… Ale to później. Decyzję o wzięciu życia w swoje ręce podjął ponoć po obejrzeniu sztuki studenckiej o eksploracji polarnej. Uznał, że jest do tego powołany.
Pewnego dnia, gdy matka chce go obudzić, zastaje puste łóżko. Petera nie ma. Uciekł pod osłoną nocy, by zostać marynarzem. Popłynął na Grenlandię z wielorybnikami. Ku przygodzie. Pomimo młodego wieku świetnie radzi sobie z harpunem i zaczyna dostrzegać, że nie wie, co to strach. Zostaje meteorologiem w ekspedycji Ludviga Mylius-Erichsena, a potem… Musi wrócić do domu.
Wita go ojciec. Mało entuzjastycznie nastawiony do pomysłów syna, wywiera na nim presję i tak Peter ponownie zostaje studentem medycyny. Chłopak szuka plusów – studia mogą pomóc mu pojechać do Inuitów (wtedy nazywanych jeszcze Eskimosami), którzy niezwykle go fascynują i którzy potrzebują pomocy higieniczno-sanitarnej. Ta motywacja okazuje się jednak za słaba, a jego wyniki w nauce nie wskazują, że miałby zostać lekarzem – dziekan uprzejmie doradza rodzicom, by spróbowali zainteresowania syna przesunąć na inny tor.
Tym razem Peter jest pewien – uniwersyteckie mury tylko go ograniczają. Postanawia ruszyć za głosem serca i wsiada na statek do Londynu. Tam podejmuje naukę miernictwa. Z książek dowiedział się, że jest duże zapotrzebowanie na geodetów podczas wypraw eksploracyjnych.
Dziennikarz Michel Kraike wspomina, że Peter był "dziwny i niekonwencjonalny". Opis ich spotkania pokazuje jednak, jak wielkie wrażenie robił na innych dobrze zbudowany i wysoki Duńczyk.
"Wyobraź sobie mężczyznę wysokiego na osiem stóp (prawie 2,5 metra – przyp. red.), ważącego prawie 330 funtów (około 150 kg – przyp. red), z głową jak u niedźwiedzia grizzly i gęstą, kwadratową, rudą brodą, z grzmiącym głosem zbyt dzikim jak na jego błyszczące szaroniebieskie oczy i bystry nos; mężczyzna, który bez kapelusza i bez płaszcza przemierza zimowe ulice Nowego Jorku…
I wyobraziłeś sobie Petera Freuchena, duńskiego odkrywcę, kupca wśród Eskimosów, byłego gubernatora rezydenta kolonii Thule na Grenlandii; międzynarodowego wykładowcę i autora. Ten człowiek, który uosabia wszystko, co kojarzymy z Wikingami, jest Żydem, być może najbardziej wyjątkowym żyjącym Żydem" – pisał Kraike, naginając delikatnie stan faktyczny. Peter miał 2 metry wzrostu.
Na północ!
Knud Rasmussen to jeden z najbardziej znanych badaczy Arktyki. Gdy w 1910 roku wyrusza na najdalszą północ Grenlandii, by założyć stację badawczą, a później najbardziej wysuniętą na północ placówkę handlową na świecie w Thule (obecnie Qaanaaq), towarzyszy mu nie kto inny, jak Freuchen. Jego wielki marzenie o poznaniu Inuitów spełnia się jednak kilka lat wcześniej – w 1906 roku podczas pierwszej arktycznej wyprawy.
Pobyt w Thule wiąże się nie tylko z podróżami badawczymi. Peter wykorzystuje ten czas na zgłębianie wiedzy, poznawanie zwyczajów i kultury rdzennej ludności. Staje się jej niepisanym ambasadorem, pilnując, by zagraniczni goście szanowali tradycje gospodarzy tej ziemi.
W 1912 roku Rasmussen i Freuchen postanawiają udowodnić, że Robert Peary, uznawany za pierwszego odkrywcę, który dotarł do geograficznego bieguna północnego, nie miał racji i że bieguna północnego od Grenlandii nie oddziela rzeka. Wyprawę przypłacili niemal życiem, jednak udało się – zdobyli dowody na pomyłkę Peary'ego, a Clements Markham, prezes Królewskiego Towarzystwa Geograficznego, nazwał ich podróż "najwspanialszą, jaką kiedykolwiek odbyto z udziałem psów".
Zdaje się jednak, że Peter woli inwestować energię w coś innego, jedynie okazyjnie udowadniając podczas polarnych ekspedycji, że pojęcie strachu jest mu obce.
Jego relacje z rdzenną ludnością zaczynają się zacieśniać. Peter chłonie ich zwyczaje i kulturę. Żyje tak jak oni, z nimi poluje i spędza czas. Ekspresowo przyswaja dialekty – do szeregu jego talentów warto dopisać niezwykły dar językowy. Mówi prawie w każdym języku europejskim.
Inuici zaczynają natomiast uważać go za angakoka, czyli przewodnika duchowego, uzdrowiciela, szamana, który ma moc podróżowania w transach i snach, odwiedzając miejsca, do których nie mają dostępu zwykli śmiertelnicy.
Olbrzym, który ma ogromne poparcie lokalnej ludności? Bez wątpienia warto wykorzystać tę sytuację – do takiego wniosku dochodzi rząd duński i w 1913 roku mianuje Petera gubernatorem rezydentem kolonii Thule. Stanowisko piastuje przez kolejne siedem lat.
Również tutaj, na dalekiej północy, Peter poznaje miłość swojego życia i pierwszą żonę – Inuitkę Navaranę Mequpaluk. Kobieta towarzyszy mężowi w wyprawach, a jedna z legend mówi, że gdy zaatakował ich wilk, Peter zabił go własnymi rękoma. Owocem związku jest dwoje dzieci – syn i córka, którzy za radą ojca nie opuścili ojczyzny (nawet gdy on sam wyjechał).
Navarana umiera w 1921 roku na hiszpańską grypę. Knud Rasmussen użył później jej imienia w filmie "The Wedding of Palo", który został nakręcony we wschodniej Grenlandii w 1933 roku. Premierę miał rok później. Dziennikarz Michel Kraike odnotuje w 1934 roku, że "żona Freuchena nie żyje, ale on nadal mówi o niej z żarliwym uczuciem".
"To było okropne siedzieć bezradnie i patrzeć, jak znika. Powiedziałem jej, żeby spróbowała zasnąć, ale nie mogła. Poszedłem do kuchni, żeby zaparzyć jej herbatę… Navarana była tak cicho, że podszedłem na palcach, żeby na nią popatrzeć. Kiedy ją obserwowałem, drżała jej warga. Potem umarła" – pisze w pamiętnikach Peter, który zrezygnował z wyprawy, żeby być przy chorej ukochanej.
Ze śmiercią kobiety związana jest anegdota, która dowodzić ma "twardych zasad moralnych" jej męża – kościół w Upernavik odmówił bowiem pochówku nieochrzczonej zmarłej. Dlatego Peter pochował Navaranę sam, a pastora nazwał "niewymiarowym, rodzimym imbecylem". Jedynak nie tylko dlatego krytykował Kościół – miał za złe, że instytucja wysyła do Inuitów misjonarzy, którzy nie mają pojęcia o ich kulturze. I chcą ją zmieniać, a nie poznawać i rozumieć.
Sens życia
Czas I wojny światowej jeszcze mocniej kształtuje charakter Petera i wystawia go na próbę, ale jednocześnie pozwala odkryć, co daje mu w życiu szczęście. Blokady morskie uniemożliwiają podpływanie międzynarodowych statków. W konsekwencji Freuchen zostaje odcięty od zaopatrzenia. Musi radzić sobie sam – wcześniejsze doświadczenia, wola przetrwania i pilne obserwowanie rdzennej ludności pomagają mu przetrwać.
Pokonuje lodowiec, by udać się do odległego Ellesmereland w poszukiwaniu pożywienia. Poluje, łowi ryby, spędza czas z Inuitami i… utwierdza się w przekonaniu, że filozofia życia, której nie da się poznać na europejskim uniwersytecie, a której doświadcza na północy, jest tym, co daje mu szczęście.
Do 1924 roku Freuchen nadal towarzyszy Rasmussenowi w wyprawach na coraz dalsze krańce północnej Kanady i Grenlandii. W tym czasie opanowuje wszystkie lokalne dialekty, chociaż na kilka lat rezygnuje z życia na dalekiej północy.
Wraca do Danii, gdzie z Rasmussenem prowadzi serię wykładów na temat wypraw, ale i kultury Inuitów. Wstępuje również do socjaldemokratów i zaczyna karierę dziennikarską w gazecie "Politikien". Rok 1924 upływa mu jednak nie tylko pod znakiem pracy. W jego życiu pojawia się miłość – Magdalena Vang Lauridsen. Duńska dziedziczka wielkiej fortuny i aktorka filmów niemych zostaje jego drugą żoną.
Jej ojciec jest politykiem, dyrektorem Banku Narodowego Danii i biznesmenem – zbił majątek na produkcji margaryny. Do rodziny Lauridsenów należy również najdłużej działające (i wydawane do dziś) duńskie czasopismo "Ude og Hjemme" – od 1926 do 1932 roku Peter jest jego redaktorem naczelnym. Małżeństwo przetrwało do 1944 roku.
Pomimo pracy dziennikarskiej Freuchen nie rezygnuje z wypraw – z tą z 1926 roku związana jest jedna z najdziwniejszych anegdot na jego temat. Podczas podróży psim zaprzęgiem Petera dopada straszna zamieć, więc ukrywa się pod saniami i tam zamierza przetrwać załamanie pogody. Nie spodziewa się jednak, że szybko marznący śnieg sprawi, że kryjówka zmieni się w lodowy grobowiec.
Żeby przechylić głowę w bok, musi urwać kawałek swojej zamarzniętej brody (co oczywiście czyni), a z własnych odchodów formuje szpikulec, za pomocą którego przebija warstwę śniegu. Co ciekawe, podobne opowieści znaleźć można w kilku źródłach (Peter opisał to również w swojej książce), a w 2019 roku naukowcy z Kent State University próbowali potwierdzić, czy zrobienie narzędzia z kału jest możliwe – uznali, że nie jest.
Potwierdzone jest natomiast, że Freuchen jakimś cudem wydostaje się z pułapki. Trzy godziny czołga się do bazy – iść nie może, ponieważ odmroził sobie stopy. Na miejscu amputuje zamarznięte palce (ostatecznie odcięto mu całą stopę, co widać na zdjęciach z lat 50.). Za pomocą szczypców i młotka. Sam. Bez znieczulenia. I najpewniej bez wsparcia popularnej podczas takich czynności wódki – Peter nie pił alkoholu.
Tak opisuje to zdarzenie w swoich wspomnieniach: "Co za sposób na śmierć... Poddałem się i pozwoliłem, by godziny mijały bez ruchu. Ale odzyskałem siły, a moje morale się poprawiło. W końcu żyłem. Nie jadłem od wielu godzin, ale nie miałem problemów trawiennych. Mam nowy pomysł! Często widywałem psie łajno na torze sań i zauważyłem, że zamarza jak skała. Czy zimno nie miałoby takiego samego wpływu na ludzkie wydzieliny? Choć ta myśl była odpychająca, postanowiłem przeprowadzić eksperyment. Ruszyłem jelitami i z ekskrementów udało mi się stworzyć narzędzie przypominające dłuto, które zostawiłem do zamrożenia… Byłem cierpliwy. Nie chciałem ryzykować zepsucia mojego nowego narzędzia, używając go zbyt wcześnie… W końcu zdecydowałem się wypróbować moje dłuto i zadziałało!".
Przykre doświadczenia nie są w stanie zatrzymać Petera. W kolejnych latach kieruje ekspedycjami do Afryki Południowej i Syberii, w 1928 roku bierze udział w poszukiwaniach Roalda Amundsena, który zaginął podczas lotu nad arktyczną Rosją – ponoć z tego powodu zrezygnował z przejęcia rozległej farmy w Danii (od 1926 do 1940 roku był jednak właścicielem duńskiej wyspy Enehoje na fiordzie Nakskov).
W latach 30. znajduje jeszcze czas na napisanie 30. książek i kilkunastu artykułów naukowych. Jest zagorzałym antyfaszystą. Za swoją twórczość literacką zdobywa kilka nagród (w 1938, 1954 i 1955 roku). W dziennikach, których napisał kilkanaście, wspomina, że niemal na każdym kroku spotykał śmierć – przez kilka dni był uwięziony w lawinie, kucharz obozowy prawie go zastrzelił, biorąc go za niedźwiedzia, wpadł do dziury w lodzie morskim i dopiero zaprzęg psów zdołał go wyciągnąć, uderzył się harpunem w udo, schodząc z lodowca po linach zrobionych z foczej skóry… A to wszystko przed II wojną światową, którą przetrwał nieustannie przypominając, że jest Żydem.
Mistrz szklanego ekranu i ucieczki
Peter ma niesłabnący apetyt na więcej. W 1932 roku wraca na Grenlandię – tym razem jako filmowiec wysłany na północ przez amerykańską wytwórnię Metro-Goldwyn-Mayer. Drzwi do świata filmu otworzyły Peterowi zarówno sukcesy literackie, jak i niebywałe relacje z arktycznych wypraw.
Freuchen zostaje konsultantem i scenarzystą, specjalizującym się w produkcjach związanych z Arktyką, a w 1933 roku debiutuje również jako aktor – obsadza wybranych Inuitów w różnych rolach, nie może jednak znaleźć człowieka, który wyglądałby jak handlarz opisany w jego (!) książce (bo to na jej podstawie powstał scenariusz), dlatego sam wciela się w rolę złoczyńcy. "Eskimo" w 1935 roku zdobywa Oscara – co ciekawe, książka nie była wydawniczym hitem, gdyż okazała się "zbyt etnograficzna".
Niemniej, ponoć na premierowym pokazie "Eskimo" pojawiła się sama Leni Riefenstahl, ulubiona reżyserka Hitlera i autorka "Triumfu woli", powszechnie uważanego za jeden z najlepszych filmów propagandowych w historii. Świadkowie twierdzą, że Peter podniósł ją z krzesła i kręcił nad swoją głową, zanosząc się śmiechem.
To jednak nie koniec flirtu Petera ze szklanym ekranem, chociaż widzowie mogą go zobaczyć ponownie dopiero w 1956 roku w teleturnieju telewizyjnym, w którym do wygrania jest 64 tysięcy dolarów. Wystarczy odpowiedzieć na wszystkie pytania ze swojej kategorii. Freuchen odpowiada. Jako piąta osoba w historii. W następnym roku odbiera złoty medal Benjamina Franklina za "służbę ludzkości w otwieraniu nowych granic".
Przed wielką "amerykańską przygodą" dopada go jednak II wojna światowa. Jest w tym czasie aktywnym i zaangażowanym członkiem duńskiego ruchu oporu. Nieustannie otwarcie przyznaje, że jest Żydem, sprzeciwia się wszystkim oznakom antysemityzmu i pomaga uchodźcom.
Nazistom udaje się go złapać w czasie podróży na Bałkany, gdzie jedzie wygłosić serię wykładów. Jego rękopisy i dokumenty skonfiskowano, a on zostaje skazany na śmierć. W liście do przyjaciela pisze: "Dzięki Bogu znalazłem ludzi, dla których ważne jest, że jestem Żydem". Niemcy jednak niedługo cieszą się jego towarzystwem. Freuchen ucieka. Kieruje się do Szwecji. I… kontynuuje pracę w podziemiu.
W 1938 roku zakłada "The Adventurers Club of Denmark", który istnieje do dziś, a w 1945 roku, rok po rozstaniu z Magdaleną, żeni się z trzecią kobietą – duńsko-żydowską ilustratorką mody Dagmar Cohn (później Dagmar Freuchen-Gale), której prace zapowiadające kolekcję Diora zdobią okładkę Vogue'a w kwietniu 1947 roku. Peter i Dagmar są prawdziwą "power couple".
Freuchen, podobnie jak jego ojciec, nieustannie wyjeżdża (Dagmar tylko raz pojechała z nim na Islandię), każdego dnia pisze jednak listy do żony (kopię każdego wysyła do Duńskiej Biblioteki Królewskiej). Ona pracuje dla Harper's Baazar i Vogue'a, doskonali swoją pasję kulinarną (fascynuje się kuchniami świata), a także redaguje książki podróżnicze męża ("Vagrant Viking" i "I sailed with Rasmussen"), w których ten zdradza, że przyjaźni się ze skandynawskimi rodzinami królewskimi, a praca w Nowym Jorku i Hollywood otworzyła przed nim drzwi kolejnego "królestwa" – królestwa ruchowych obrazków i politycznego świata Waszyngtonu.
Tak się rodzi legenda
Przez wiele lat, jak wskazuje dziennikarz "Jewish Telegraphic Agency", Peter Freuchen był znany jedynie w wąskim gronie badaczy, podróżników i antropologów. Wyjazd do Stanów Zjednoczonych, związek z Dagmar, udział w teleturnieju, praca przy filmach i publikacja książek sprawiły, że na miarę tamtych czasów stawał się celebrytą – ludzi interesowały losy człowieka, który "spotyka śmierć na każdym kroku".
W końcu nie zdołał przed nią uciec. Tak wiele razy jej się wymykał, lecz w 1957 roku się nie udało. Miał 71 lat. Peter zmarł z powodu ataku serca w bazie lotniczej Elmendorf w Anchorage na Alasce. Trzy dni po tym, jak napisał przedmowę do swojej ostatniej książki "Book of the Seven Seas" w swoim drugim domu w Noank w stanie Connecticut. Jego prochy rozsypano na Dundas Peak. Niektórzy mówią, że wcale nie umarł, a zastąpił Boga.
*** Magazyn "Deadline" ogłosił w 2020 roku, że Ben Berkowitz i Max Berkowitz wykupili prawa do książki o Peterze Freuchenie. Bracia we współpracy z wnukiem Duńczyka, Peterem Ittinuarem Freuchenem (pierwszym Inuikiem w Kanadzie, który został wybrany na posła i reprezentował okręg wyborczy Nunatsiaq w Izbie Gmin Kanady w latach 1979-1984), stworzą serial o człowieku, który "wyprzedzał swoje czasy".
Projekt jest wspierany przez The Redford Center i Jewish Film Institute. "Peter Freuchen był dosłownie i w przenośni ponad życiem. Wyprzedzał swoje czasy, akceptując ludzi innych niż on, i poślubił inuicką kobietę – miłość swojego życia – zgodnie z jej zwyczajami. Zrobimy wszystko, co w naszej mocy, aby uchwycić i przedstawić niesamowitą historię mojego dziadka. Możemy mieć tylko nadzieję, że będzie jego godna" – skomentował wnuk "najciekawszego człowiek w historii".