Skoro życie pisze najlepsze scenariusze, to dlaczego nie przyglądać się prawdziwym zdarzeniom i prawdziwym ludziom. I skoro wszystko już było, nie ma co oglądać, a w seriale nie chcę się wciągać, to dlaczego nie odnaleźć zakładki "filmy dokumentalne"? Poniższa polecajka to nie ranking, a subiektywna lista tego, na co warto zwrócić uwagę.
"Głos pozostał ten sam: twardy, świadomy, czasem cyniczny. Mimo zwodniczo wątłego wyglądu zachowała postawę kobiety z pogranicza, ukształtowaną przez ekstremalne okoliczności jej ojczystego stanu" – tak o Joan Didion pisano w The New York Times pod koniec zeszłego roku, kiedy do mediów dotarła informacja o jej śmierci. Miała 87 lat.
"Joan Didion: Wszystko w rozpadzie" to poruszająca i niezwykle szczera opowieść o życiu dziennikarki, reportażystki, twórczyni scenariuszy. Didion nazywana jest ikoną dziennikarstwa, jedną z najważniejszych reporterek w Stanach Zjednoczonych.
W tę opowieść zabiera widza reżyser Griffin Dunn, bratanek Joan Didion, oddając jej głos i pozwalając jej snuć historię pełną refleksji i wnikliwego spojrzenia na to, co już za nią. Taka zresztą była jej twórczość i taka była ona, tak przyglądała się powojennej rzeczywistości, polityce i społeczeństwu, ludziom i procesom.
Jednak jej życie nie było tylko zlepkiem zdarzeń prowadzących na dziennikarski szczyt. Film "Joan Didion: Wszystko w rozpadzie" to też opowieść o żonie, matce i kobiecie, którą los zderzył z wyjątkowym cierpieniem. Straciła dwie najważniejsze osoby w swoim życiu, najpierw męża – pisarza Johna Gregory'ego Dunne'a, a chwilę później córkę Quintanę – adoptowaną, gdy była jeszcze małą dziewczynką.
Joan Didion szczerze mówi o tym, jak przeszywające jest odejście najbliższych, jakie zostawia po sobie zgliszcza w ciele i w umyśle. Ze stratą, poczuciem winy, żalem, konfrontowała się pisząc. Tak m.in. powstała znana w Polsce książka "Rok magicznego myślenia". To pisanie w pewnym sensie ją uratowało. Gdy została sama praktycznie przestała jeść, ważyła zaledwie 34 kg.
Prezydent Barack Obama, odznaczył Joan Didion Narodowym Medalem Sztuki za badanie głębin smutku. I właśnie w te głębiny daje się zajrzeć, oglądając film Griffina Dunna
.
MARIANNE I LEONARD: SŁOWA MIŁOŚCI
"Marianne i Leonard: słowa miłości" to historia relacji Leonarda Cohena i Norweżki Marianne Ihlen. Poznali w 1960 roku w Grecji, na wyspie Hydra.
Każdy, kto pisze o tym dokumencie, wyspę określa jako idylliczne miejsce. I takim zdawała się być. Tam swego czasu inspiracji szukali artyści z całego świata. Tworzyli, na pierwszy rzut oka, barwny świat, który miał wspierać realizację marzeń.
Gdy Marianne i Leonard spotkali się po raz pierwszy, on próbował swoich sił jako pisarz, ona leczyła rany po nieudanym małżeństwie. Szybko zwrócili na siebie uwagę. Marianne wierzyła w talent Cohena, stała się jego muzą. Kiedy jednak Leonard zaczął odnosić sukcesy w świecie muzyki i zaczął coraz więcej czasu spędzać w Stanach Zjednoczonych, ten związek musiał się zmienić.
Jak zmieniały się uczucia tej dwójki, jak schodziły i rozchodziły się ich drogi, jak skomplikowana była to miłość pokazuje reżyser filmu Nick Broomfield (dawniej również kochanek Marianne).
Spora część dokumentu poświęcona jest jednak także samemu Leonardowi, jego karierze, doświadczeniach z narkotykami i naprawdę wieloma kobietami. Cohen sam zresztą przyznaje, że miał do nich ogromną słabość, czasami trwającą kilka godzin, czasami trochę dłużej (romans z Janis Joplin).
Marianne wiedziała, że nie może go zatrzymać tylko dla siebie. Wiedziała, że nie jest w stanie tego zrobić. Nie straciła z nim kontaktu, nawet gdy był w związku z Suzanne Elrod, z którą miał dwoje dzieci. Nie zniknęła, nawet gdy musiała na Hydrze zrobić miejsce dla jego rodziny.
Pisali do siebie do ostatnich dni życia. Ona umarła pierwsza, on drugi, trzy miesiące później.
Chwilę przed śmiercią Marianne dostała list od Leonarda Cohena, w którym pisał: "Jestem tylko troszeczkę za tobą, ale na tyle blisko, by trzymać cię za rękę".
SEKRETNA MIŁOŚĆ
"Sekretna miłość" w reżyserii Chrisa Bolana to, jak zresztą wskazuje tytuł, kolejna opowieść o miłości, a właściwie także opowieść o kłamstwie, które pozwoliło przetrwać miłości.
Pat Henschel i Terry Donahue, bejsbolistka, zawodniczka profesjonalnej ligi bejsbolowej kobiet (to ona byłą inspiracją do stworzenia filmu "Ich własna liga"), spotkały się w 1947 roku. Połączyła je miłość, którą utrzymywały w tajemnicy przez prawie 60 lat, przez większość życia, które kochały i z którego chciały czerpać.
Także Bliscy Pat i Terry prawdy dowiedzieli się bardzo późno. Dla nich kobiety były po prostu kuzynkami, przyjaciółkami, które zaczęły mieszkać razem, bo kiedyś tak było taniej.
Film opowiada o prawdziwym uczuciu, o strachu i o trosce o najbliższą osobę, ale też i o walce z uprzedzeniami, brakiem tolerancji. "Sekretna miłość" jest więc jednocześnie obrazem zmian zachodzących w amerykańskim społeczeństwie.
Bohaterki filmu poznajemy, gdy przygotowują się do przeprowadzki do domu opieki, gdy rozpoczynają kolejną walkę – ze starością i chorobą. "Sekretna miłość" to ciepła i kojąca opowieść o romansie, który okazał się prawdziwą miłością. Miłością, która przetrwała, choć była zakazana.
OPERACJA VARSITY BLUES: REKRUTACYJNY SKANDAL
Bogaci ludzie, którzy chcąc zaspokoić swoje ambicje, wybierają drogę na skróty. Dodajmy, że nieuczciwą drogę. "Operacja Varsity Blues: Rekrutacyjny Skandal" to stworzony z wywiadów i rekonstrukcji, dzięki nagraniom rozmów zdobytych przez FBI, film, za którego scenariusz odpowiedzialny jest Jon Karmen, a za reżyserię Chris Smith.
Dokument opowiada o oszustwie, w którym pierwszoplanowe role odegrali m.in. celebryci i które rozwścieczyło amerykańskie społeczeństwo. Obnaża arogancję uprzywilejowanych osób, które pewnie wolałyby, żeby ich dążenia nazwać troską o własne dzieci. Bo teoretycznie właśnie o przyszłość tych dzieci chodzi. Czy jednak na pewno?
Rick Singer to mężczyzna, który odpowiedzialny był za mechanizm wpychania dzieci bogatych ludzi tylnymi (lub bocznymi, w zależności od kwoty) drzwiami na prestiżowe amerykańskie uczelnie (należące do tzw. Ligi Bluszczowej). Gdyby nie pieniądze rodziców dzieci te, z kilkoma wyjątkami, nigdy nie dołączyłyby do elitarnego grona studentów takich szkół, jak np. Yale, Stanford, Harvard, USC.
A tak można w łatwy (choć drogi) sposób wypchnąć z wyścigu tych, którzy naprawdę na to zasłużyli, którzy o tym marzyli i ciężko pracowali, żeby te marzenia się spełniły.
Z dokumentu wylewa się obłuda i hipokryzja, ale film uderza nie tylko w donatorów, uderza też w same uczelnie, które pieniądze chętnie przyjmowały i które tym samym zdeptały idee równych szans.
Singerowi działanie ułatwiali uczelniani trenerzy. Nie chodziło jednak o wsparcie tych uczniów, którzy odnosili jakieś sportowe sukcesy, bo najczęściej o danej dyscyplinie nie mieli oni zielonego pojęcia. Rick Singer opracował także system oszukiwania na testach kończących szkołę. Jak się stało, że sprawa wyszła na jaw i że zainteresowało się nią FBI? Zupełny przypadek.
O skali oszustwa niech świadczy choćby to, ilu rodziców usłyszało oskarżenie... 50. Wśród nich aktorki Felicity Huffman i Lori Loughlin.
WSZYSTKO SIĘ MOŻE PRZYTRAFIĆ
"Wszystko się może przytrafić" to krótkometrażowy film dokumentalny Marcela Łozińskiego z 1995 roku. Na wstępie warto dodać, że w 2016 roku dokument ten otrzymał tytuł najlepszego polskiego filmu dokumentalnego wszech czasów, dzięki głosom oddanym na niego w internetowym plebiscycie "100/100. Epoka Polskiego Filmu Dokumentalnego".
"Wszystko się może przytrafić" to film inscenizowany. Syn Marcela Łozińskiego, sześcioletni Tomek, przemierza na hulajnodze parkowe alejki, co chwila dosiadając się do kolejnych osób, starszych kobiet i mężczyzn, i ucinając sobie z nimi pogawędki. Z czasem owe pogawędki stają się jednak głębokimi rozmowami o życiu, śmierci, miłości, samotności i szczęściu. Dziecięca lekkość zderza się tu z doświadczeniem.
W ten sposób Tomek poznaje świat, interpretując słowa na swój sposób i swoje dziecięce możliwości. Czasami jest zabawnie, czasami słowa poruszają, czasami są bolesne. Pytania wydają się proste ("Dlaczego pan jest smutny?"), odpowiedzi szczere, ale nie najłatwiejsze.
Tadeusz Szyma, krytyk filmowy, dziennikarz i reżyser filmów dokumentalnych, tak mówił o "Wszystko może się przytrafić": "niedościgły wzorzec ekranowej liryki refleksyjnej".
A CZEGO TU SIĘ BAĆ?
Film "A czego tu się bać" można oglądać od 2006 roku. Reżyserką tego obrazu jest Małgorzata Szumowska, która na tapetę wzięła temat śmierci. Wszystko dzieje się gdzieś we wsi na Mazurach, a bohaterami są jej mieszkańcy. Opowiadają o tradycjach, rytuałach, wierze i wierzeniach, o momencie odejścia, od którego tu, gdy już się to stanie się nie ucieka.
Dokument to rozmowa pełna symboli i szacunku do śmierci, która jest przecież nieunikniona.
"O rytuałach, zwyczajach i wierzeniach dotyczących śmierci opowiadają mieszkańcy jednej z mazurskich wiosek. Zwyczajnie jak o innych sprawach, a jednocześnie szczerze, ze swadą i humorem. Oni śmierć już oswoili, nam w miastach brakuje czasu, by o niej myśleć. Paradoksalnie, powoduje to jeszcze większy strach przed jej nadejściem. "A czego tu się bać?" - dziwią się bohaterowie tego przejmującego, ale i zabawnego filmu" - czytamy w oficjalnym opisie produkcji.
Nie możemy też przewidzieć niemającej końca nieobecności, która następuje później; pustki; zupełnego przeciwieństwa sensu; nieubłaganego pochodu chwil, kiedy będziemy się zmagać z doświadczeniem całkowitej bezsensowności.
Nick Broomfield
reżyser
Gdy jako dwudziestolatek odwiedziłem grecką wyspę Hydra, byłem raczej zagubiony i nastawiony głównie na poszukiwanie przygód i rozrywki. Miałem wielkie szczęście poznać Marianne – kochankę Leonarda Cohena – która pośród innych rzeczy przekonała mnie do stworzenia mojego pierwszego filmu.
Do dzisiaj pamiętam, gdy pod greckimi gwiazdami pokazała mi film "Don’t Look Back" a potem zagrała mi muzykę Leonarda Cohena. To był jeden z najbardziej magicznych momentów w moim życiu. Marianne i Leonard mieli ogromny wpływ na mnie i na moją twórczość. Stworzenie tego filmu było dla mnie zaszczytem.