Duże rozczarowanie wymieszane ze złością. Tak można opisać emocje po poniedziałkowym występie Kamila Stocha w kwalifikacjach do konkursu Turnieju Czterech Skoczni w Innsbrucku. 34-letni lider Biało-Czerwonych jako jedyny polski reprezentant nie wywalczył sobie miejsca we wtorkowych zawodach.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Odnośnie formy, a raczej jej braku - w przypadku Kamila Stocha, pojawia się coraz więcej pytań, a odpowiedzi nie ma zbyt wiele. Kryzys, to hasło powtarzane jest najczęściej. Już przed startem Turnieju Czterech Skoczni było wiadomo, że Biało-Czerwoni są daleko od optymalnej dyspozycji.
Ale niemiecko-austriacki klasyk dodatkowo ukazał jak na dłoni, z jak dużymi problemami musi zmagać się polski zespół. Najbardziej martwiąca była dyspozycja Stocha, który nawet w obliczu problemów reprezentacji od początku sezonu w Pucharze Świata, był w stanie zameldować się na podium zawodów. Niestety, przeciętność dopadła również trzykrotnego mistrza olimpijskiego.
– Gdyby trenerzy to wiedzieli, już dawno mielibyśmy receptę. U Kamila cały czas coś nie funkcjonuje. Było już to widać na mistrzostwach Polski w Zakopanem. Co prawda Kamil tam wygrał, ale skoki wcale nie były takie dobre. Osiągał tam jednak wysokie prędkości, co zamydliło nam oczy – mówił przed kamerami Eurosportu dyrektor reprezentacji, Adam Małysz, odnosząc się do powodów problemów polskiego mistrza.
Sytuacja zamiast się poprawiać, robi się coraz gorsza. Na miesiąc przed startem igrzysk olimpijskich w Pekinie 34-latek radzi sobie coraz gorzej. Dość powiedzieć, że Stoch - broniący tytułu zwycięzcy TCS sprzed roku - w trzech konkursach nie zapunktował choćby jednym oczkiem. W Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen po pierwszych seriach Polak meldował się poza czołową czterdziestką. Za to w Innsbrucku - gdzie rok temu wygrał zawody - Stoch zajął 59. miejsce.
Co teraz? Wydaje się, że występ Polaka w Bischofshofen w ostatnim konkursie TCS nie jest najlepszym z możliwych pomysłów. Stoch ma jeszcze trochę czasu, żeby w spokoju wrócić do skakania, które dawało radość. Zarówno jemu samemu, ale i obserwatorom oraz kibicom - cieszącym się z sukcesów lidera Biało-Czerwonych.
– Chciałem. Może nawet za bardzo. Mam takie odczucie, że im bardziej się staram, to efekt jest odwrotny do zamierzonego. Łzy cisną mi się do oczu, a serce mi krwawi. Mimo tego podświadomie wierzę w to, że wrócę do dobrego skakania. Skoro niedawno stałem na podium, to nie jest możliwe, bym zapomniał, jak się skacze – przyznał w rozmowie z Onetem 34-letni skoczek po poniedziałkowych, nieudanych kwalifikacjach.
Warto przypomnieć, że sztab szkoleniowy Polaków na czele z trenerem Michalem Doleżalem, dał wybór Stochowi przed zawodami w Austrii, czy chce wziąć w nich udział. Mistrz sam podjął decyzję "na tak", po raz kolejny podejmując rękawice i walcząc na skoczni.
Wygląda jednak na to, że efekt w Innsbrucku był odwrotny do zamierzonego. W tym wypadku trudno jest mieć pretensje do samego skoczka, który już wielokrotnie pokazywał, że jest ambitnym zawodnikiem, przełamującym kolejne kryzysy w karierze. Teraz czas na podjęcie właściwych kroków przez sztab polskiej kadry.
Dodajmy, że poza Stochem, do wtorkowego konkursu zakwalifikowało się pięciu Polaków. Biało-Czerwoni nie osiągnęli jednak rewelacyjnych rezultatów. Najlepszym z kadry był dosyć nieoczekiwanie Andrzej Stękała, który zajął 18. miejsce po skoku na odległość 122,5 metra.
70. Turniej Czterech Skoczni dotarł do półmetka. W Oberstdorfie i Garmisch-Partenkirchen triumfy zgarnął Japończyk Ryoyu Kobayashi, który jest liderem klasyfikacji generalnej. Teraz rywalizacja przeniosła się do Austrii, kolejne zawody odbędą się w Innsbrucku oraz Bischofshofen, gdzie 6 stycznia poznamy triumfatora imprezy. Transmisje w Eurosporcie oraz na antenie TVN.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut