W grudniu wyszło na jaw, że Krzysztof Brejza miał być podsłuchiwany w 2019 roku przez polskie służby za pomocą Pegasusa. – Jestem przekonany, że zostałem w to wklejony jako figurant, stworzono taki pretekst, żeby móc mnie inwigilować – przekonywał na antenie radia RMF FM polityk.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.
Napisz do mnie:
natalia.kaminska@natemat.pl
Przypomnijmy, że w sierpniu 2019 roku podczas kampanii do wyborów parlamentarnych Krzysztof Brejza zajmował się sztabem KO. Wówczas w aferę fakturową zaangażowano prezydenta Inowrocławia, czyli ojca senatora, Ryszarda Brejzę. Później w TVP pojawiły się informacje o farmie trolli, którą miał rzekomo zainicjować Krzysztof Brejza.
Brejza wygrał w sądzie z Telewizją Polską
Następnie na portalu tvp.info zamieszczono artykuł autorstwa Samuela Pereiry, w którym pojawiła się treść SMS-ów należących – jak twierdziła wtedy stacja – do polityka Koalicji Obywatelskiej. Wynikało z nich, że Brejza miał hejtować w sieci swoich przeciwników. Senator PO nie zostawił tak tej sprawy i pozwał telewizję. Polityk pozwał Telewizję Polską, a w grudniu 2021 roku wygrał w sądzie.
W grudniu z kolei agencja Associated Press donosiła o zhakowaniu za pośrednictwem Pegasusa telefonów m.in. senatora Krzysztofa Brejzy. "33 potwierdzone włamania Pegasusem w kampanii wyborczej na dwa moje telefony" – pisał wówczas na Twitterze, w oparciu o informacje z artykułu AP, która podawała, że telefon polityka był atakowany od 26 kwietnia do 23 października 2019 roku.
Brejza: stworzono pretekst, aby móc mnie inwigilować
Brejza uważa, że to wszystko nie było przypadkowe. – Jestem przekonany, że zostałem w to wklejony jako figurant, stworzono taki pretekst, żeby móc mnie inwigilować – mówił na antenie radia RMF FM senator, odnosząc się do rzekomej "farmy trolli".
– Tamto postępowanie [ws. fałszywych faktur - red.] było w zasadzie już zakończone. W 2018 r. urzędniczka związana wcześniej z PiS-em dostała zarzuty, sprawa miała miejsce w latach 2012-2015 w Kruszwicy i 2015-2017 w Inowrocławiu. Dlaczego mnie w 2019 r., w środku kampanii wyborczej, podsłuchiwano i wpisano w to? To nie jest przypadek, nie zrobiły tego służby w Tanzanii – wyjaśnił.
Senator nie wyklucza też, że te poprzerabiane, sfałszowane SMS-y służyły do przedłużenia kontroli operacyjnej, bo skądś się one wzięły. – Albo zrobili to pracownicy TVP, albo ludzie ze służb – zaznaczył. Jak mówił, "nie został nigdy wezwany na żadne przesłuchanie, nie toczyło się przeciwko niemu żadne postępowanie karne, nie ma zarzutów".
– Bardzo silnym, inwazyjnym, nielegalnym środkiem przez pół roku monitorowano moje życie, prześwietlono mnie niemal jak rentgenem, nie znajdując na mnie nic. Poświęcono na to ogromne środki państwa polskiego. Jedno załączenie Pegasusa to 300 czy 400 tys. zł – zauważył polityk.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut