Jak wspominam ostatnie dni, spędzone za kierownicą kompaktowego SUV-a od Volvo? Z jednej strony był to czas wielkiego zachwytu. Z drugiej: pozwolił odpowiedzieć na pytania, kim tak naprawdę jest człowiek, którego samochód elektryczny może usatysfakcjonować w pełni i jak – bez owijania w bawełnę – wygląda życie z podobnym wozem.
Redaktor Centrum Produkcyjnego Grupy na:Temat, który lubi tworzyć wywiady z naprawdę ciekawymi postaciami, a także zagłębiać się w rozmaite zagadnienia związane z (pop)kulturą, lifestyle'em, motoryzacją i najogólniej pojętymi nowoczesnymi technologiami.
Środek polskiej zimy, temperatury w ciągu dnia oscylujące wokół zera, wieczory i noce na kilkustopniowym minusie. W takich właśnie okolicznościach na scenie pojawiają się dwie postaci: ja – mieszkaniec stołecznego bloku, nieposiadający garażu, który umożliwiłby mi wygodne ładowanie baterii elektrowozu – oraz Volvo XC40 Recharge Twin Motor.
Przyjrzyjmy się uważnie owemu samochodowi, przy okazji obalając sporo mitów, za którymi stoją zarówno zajadli przeciwnicy, jak i fanatyczni miłośnicy pojazdów na prąd.
Po jednej stronie barykady oni: dzielni rycerze Zakonu Motoryzacji Prawdziwej ("Na prąd to ja mam toster i odkurzacz. Samochód po prostu musi ryczeć i dymić, a do tego nikt nie odbierze mi możliwości zalania baku w parę minut i ruszenia dalej w trasę").
Po drugiej: członkowie ekskluzywnej Sekty Światłej Elektromobilności ("Nie zamierzam topić lodowców i zabijać pingwinów! No a do tego, jeżeli się uprzeć, takim autem można przecież dojechać i do Nowosybirska! Wszystko jest wyłącznie kwestią odpowiedniego zaplanowania podróży").
Wielokrotnie byłem świadkiem zażartych dysput takich właśnie osób; sekciarsko zacietrzewionych, myślących zero-jedynkowo i nieprzyjmujących jakichkolwiek argumentów strony przeciwnej.
Choć sentymentalne serce skłania się w stronę pierwszej z owych grup, to realistyczny mózg przypomina, że zwycięstwo może odnieść wyłącznie druga. Ostatnie lata upłynęły pod znakiem coraz większych triumfów elektromobilności i jest to trend, który w latach najbliższych zyska impet najpotężniejszej z lawin.
Co powinniśmy robić dziś? Najlepszą ze strategii jest iście szwedzka neutralność, rozumiana jako zdroworozsądkowe uwzględnianie zarówno (wielu) zalet samochodów elektrycznych, jak też uświadamianie sobie, iż korzystanie z takich pojazdów może być mniej komfortowe, niż wmawiają nam niektórzy.
Słowem: o ile jutro – biorąc pod uwagę wielkie przemiany w świecie motoryzacji – przesiadka do samochodu na prąd będzie obowiązkowa, to na razie powinny decydować się na nią wyłącznie osoby stuprocentowo pewne, iż na owej zmianie zdecydowanie więcej zyskają, niż stracą.
W jakim scenariuszu ten samochód zawiedzie cię niemal na pewno?
Cóż, w tym miejscu polecę e-banałem, czyli skupię się na kwestii zasięgu. Na dobry początek zacytuję dane techniczne, zgodnie z którymi XC40 Recharge Twin Motor konsumuje w cyklu mieszanym (WLTP) 18,7 kWh na 100 kilometrów.
Jeżeli uwzględnić pojemność akumulatora (78 kWh), pozwala to przejechać od gniazdka do gniazdka 417 kilometrów. W ruchu miejskim – tak przecież lubianym przez elektrowozy – zasięg powinien wzrosnąć do 533 kilometrów. Całkiem nieźle, prawda?
Niestety, do owych liczb należy podchodzić z taką samą rezerwą, co do wszelakich producenckich deklaracji dotyczących zużycia paliwa przez samochody spalinowe. Dowód: podczas mojego testu średnia wyniosła grubo ponad 27 kWh/100 km, przekładając się na niecałe 280 kilometrów zasięgu.
Jakieś argumenty na rzecz Volvo? Po pierwsze: część mojej trasy uwzględniała drogi ekspresowe. Zaraz, zaraz – no ale przecież w podobnych warunkach przebiegała moja pierwsza przejażdżka tym modelem, którą odbyłem w kwietniu 2021 r., a podczas której średnia była o ponad pięć kilowatogodzin niższa!
W tym miejscu przechodzimy do punktu drugiego: przypominam, mamy zimę. No a niskich temperatur akumulatory nie znoszą tak samo, jak wysokich prędkości. Owszem, inżynierom stojącym za ową konstrukcją udało się nagiąć prawa fizyki (np. montując zmyślny system podgrzewania baterii), no ale – jak rzekłby Jan Boklev – pewnych kwestii nie da się przeskoczyć.
Podsumowując powyższy wątek: podejmując decyzję o zakupie samochodu elektrycznego, załóż – tak na wszelki wypadek – scenariusz najbardziej pesymistyczny.
Przemieszczasz się niemal wyłącznie po mieście, pokonując niezbyt duże dystanse, a wybierając się na dalekie wypady, masz do dyspozycji "zwykłe" auto? Wówczas elektrowóz usatysfakcjonuje cię w pełni. Jeżeli jednak zamierzasz traktować go jako pojazd do wszystkiego, możesz przeżyć srogi zawód i… postaw lepiej na hybrydę plug-in.
Jak naprawdę wygląda szybkość ładowania takiego pojazdu?
Zacznijmy znów od teorii: pod względem inżynieryjnym Volvo XC40 Recharge jest konstrukcją dopracowaną do perfekcji. Ot, podepnij je do ultraszybkiej stacji ładowania prądem stałym (maksymalnie 150 kW), a zapas energii w akumulatorze zwiększy się z 10 do 80 procent w zaledwie… 37 minut.
Jeżeli w tym momencie oczyma wyobraźni widzisz siebie, gnającego przez Polskę i w razie potrzeby robiącego nieco dłuższą przerwę na kawę, po której samochód może przejechać następne setki kilometrów, to… lepiej ochłoń.
Owszem, nowoczesna infrastruktura ładowania pojazdów elektrycznych w naszym kraju rozwija się i z dnia na dzień jest coraz lepiej, to jednak – powiedzmy sobie szczerze – wciąż daleko nam np. do krajów skandynawskich.
W kraju nad Wisłą wielką rzadkością są nawet ładowarki stukilowatowe, tak więc zdecydowanie warto mieć świadomość, iż przydadzą się spore zasoby cierpliwości. Podczas mojego testu skorzystałem ze stacji ładowania w jednym z centrów handlowych, pompując do baterii Volvo prąd zmienny (43 kW). Efekt? W ciągu 194 minut zapełniłem je w niecałej połowie (36,83 kWh).
Podkreślam jasno i wyraźnie: przy odrobinie samozaparcia (zwłaszcza w większych miastach) ową procedurę można przeprowadzić znacznie szybciej. Jednak i w tym punkcie warto zawczasu przemyśleć warianty realistyczno-pesymistyczne, aby uniknąć później bolesnych zawodów.
Kto niemal na pewno nie będzie narzekać na życie z samochodem elektrycznym? Posiadacze garaży lub miejsc parkingowych, prowadzący regularny tryb życia, którzy po wyekwipowaniu się w ładowarkę naścienną, będą mogli podpinać samochód wieczorem, aby po ośmiu, dziesięciu godzinach cieszyć się maksymalnym zasięgiem. Możesz doładowywać wóz w miejscu pracy? Również wówczas twoje życie z elektrowozem powinno być lekkie, łatwe i przyjemne.
Czy jazda elektrykiem jest tania?
Może być, choć nie musi. Jeżeli jesteś uzależniony od publicznych punktów ładowania, sprawy nie wyglądają zbyt różowo. Posłużmy się w tym miejscu konkretnym przykładem, czyli wspomnianym wcześniej uzupełnianiem zapasów energetycznych na parkingu jednego z centrów handlowych.
Otóż 36,83 kWh kosztowało mnie 47,51 zł. Przeliczając to – w największym przybliżeniu – na średnie zużycie prądu przez XC40 Recharge, okazało się, iż koszt jazdy zaczął zbliżać się do samochodu spalinowego, konsumującego ok. 10 litrów benzyny na 100 kilometrów.
Oczywiście sporo zaoszczędzisz, wykupując abonament w jednej z publicznych sieci ładowania pojazdów elektrycznych. Jednak o ile podczas analizowania zakupu e-samochodu twoim priorytetem jest bardzo niski koszt przejechania kilometra, warunkiem będzie ładowanie wozu ze swojego gniazdka, korzystając z najtańszych taryf, bądź też – jeszcze lepiej – z instalacji fotowoltaicznej.
Czy silnik elektryczny może zapewnić emocje porównywalne z rasowym V8?
Zdecydowane tak. Zwłaszcza jeżeli, jak w przypadku testowanego auta, mamy do czynienia z dwoma silnikami, napędzającymi obie osie. Układ napędowy Volvo XC40 Recharge oferuje nie tylko imponujące 408 KM, lecz także – co znacznie istotniejsze – 660 Nm.
Potężny moment obrotowy pozwala rozpędzić się do pierwszej setki w zaledwie 4,9 sekundy, a zaznaczmy, iż mówimy tutaj o pojeździe ważącym ponad 2,2 tony.
Oczywiście osób, które stawiają na markę Volvo nie podejrzewam o nieodpowiedzialne zachowania na drodze (czytaj: upokarzanie właścicieli Mercedesów, BMW, tudzież innych Audi podczas ruszania ze świateł), chodzi o zupełnie inne sytuacje.
Błyskawiczne wyprzedzenie TIR-a? Unik przed pojazdem, który znienacka wjechał na nasz pas ruchu? W tym samochodzie absolutnie zawsze masz pod prawą stopą gigantyczny zapas mocy. Co kluczowe: cała ta moc przenoszona jest na nawierzchnię bardzo skutecznie (pomimo faktu, iż SUV-a wyposażono w opony całoroczne), co gwarantuje fenomenalną wręcz trakcję.
Coś jeszcze? Volvo XC40 Recharge zachwyca przewidywalnością i neutralnością prowadzenia nawet w trakcie nagłych manewrów. Wyprowadzenie tego SUV-a z równowagi jest – daję słowo – olbrzymim wyzwaniem.
Po prostu: wskaż mu przy pomocy kierownicy punkt, w którym chciałbyś się znaleźć, a samochód wykona polecenie bez mrugnięcia okiem. Bez jakiegokolwiek narzekania na prędkość czy też jakość nawierzchni.
Czy obsługa takiego auta musi być skomplikowana?
Wielu producentów samochodów elektrycznych wychodzi z następującego założenia: skoro te pojazdy są przyszłością motoryzacji, to ich kabiny MUSZĄ przypominać wnętrza statków kosmicznych z hollywoodzkich filmów i seriali. Tak więc zapełniają je mnóstwem futurystycznych elementów dizajnerskich oraz milionami tajemniczych "dżinksów".
W Göteborgu podjęto zupełnie inną decyzję. Wnętrze jest po prostu ładne, choć trudno w nim szukać ekstrawagancji rodem z kinematografii science fiction.
Prostota obsługi? Pod tym względem XC40 Recharge kojarzy mi się z samochodami z lat 90. ubiegłego wieku, ba, jest wręcz jeszcze bardziej minimalistycznie.
Brak tutaj nie tylko stacyjki, lecz nawet jakiegokolwiek przycisku start-stop. Chcesz ruszyć? Ot, wsiadasz, zapinasz pasy, wciskasz pedał hamulca i przy pomocy lewarka automatycznej skrzyni biegów wybierasz, czy chcesz jechać do przodu, czy może do tyłu. Koniec, kropka.
Na próżno szukać także możliwości jakiejkolwiek zmiany trybu jazdy (pomijając opcję off-roadową i zmianę twardości pracy układu kierowniczego). O ile konkurenci nęcą ustawieniami typu "Normal", "Eco", "Snow", "Sport", tudzież "Sport Ultra Giga Mega Hiper+", w tym przypadku o wszystkim decyduje wyłącznie twoja prawa stopa.
Noga porusza się delikatnie? A więc przemieszczasz się spokojnie, błogo i ekonomicznie. Wykonaj nią gwałtowny ruch, a wóz w ułamku sekundy przeistoczy się w demona, który – wgryzając się żarłocznie oponami w podłoże – niemal bezgłośnie katapultuje cię tam, gdzie nie spodziewałbyś się znaleźć aż tak szybko. Bardzo, ale to bardzo fajna sprawa; ten samochód jest prześwietną odtrutką na przekombinowanie współczesnej motoryzacji.
Brak tutaj również jakiegokolwiek wpływu na pracę zawieszenia. Pozostaje po prostu skupić się na tym, że osoby stojące za XC40 Recharge spisały się na medal, proponując bardzo udany kompromis między sportową sztywnością i komfortem, nawet na nierównej nawierzchni.
Tak, dla 88-latka po kilku operacjach kręgosłupa zawieszenie tego SUV-a będzie zdecydowanie zbyt twarde. Dla nabuzowanego testosteronem młodziaka, który planuje bicie rekordów na torze Nürburgring – zbyt miękkie.
Natomiast zdecydowana większość ludzkości uzna je za świetne w 99,9 procentach sytuacji. Nawet wówczas, gdy samochód wyposażono w większe, 20-calowe, koła.
Czy wszystko to oznacza, że nie znajdę tutaj ekscytujących nowinek technologicznych?
Ależ jest ich mnóstwo! Po prostu większość owych rozwiązań ukryto tak, aby zwiększały frajdę i bezpieczeństwo jazdy w sposób niezauważalny – są cichymi bohaterami, którzy nie domagają się poklasku.
Zaskakujący wręcz umiar dotyczy nawet obsługi rozmaitych funkcji wozu i systemu multimedialnego – tutaj, w przeciwieństwie do wielu współczesnych samochodów, do przebrnięcia przez wszystkie pozycje wyświetlane na ekranie centralnym nie trzeba posiadać dwustu punktów IQ.
Volvo XC40 Recharge jest pierwszym autem w historii, które wyposażono w system operacyjny Android Automotive. Dzięki temu możesz decydować samodzielnie, czy wystarczy ci intuicyjne menu podstawowe, czy może chciałbyś zainstalować jakieś dodatkowe aplikacje.
Na tzw. dzień dobry otrzymujesz m. in. sklep Google Play, Asystenta Google oraz Mapy Google. W tym miejscu chciałbym poświęcić nieco miejsca tym ostatnim: synchronizacja samochodu z najlepszym ze znanych systemów nawigacji ma wiele zalet, włączając w to m. in. zaskakująco precyzyjne obliczanie poziomu naładowania baterii w momencie dotarcia do punktu docelowego.
Jednak, jak się okazało, fenomenalnie spisująca się nawigacja może rozleniwić zbytnio szare komórki. W efekcie, przyzwyczajony do precyzji google'owych wskazówek, wykazałem się głupotą niemal na poziomie Michaela Scotta z serialu "The Office".
Kojarzysz scenę, w której ta postać – ufając bezgranicznie nawigacji, a ignorując zdrowy rozsądek oraz porady Dwighta Schrute'a – wjeżdża samochodem do jeziora? Otóż ja, przemierzając duże, skomplikowane skrzyżowanie przy bardzo słabej widoczności, skręciłem tam, gdzie kierowały Mapy Google, a nie tam, gdzie zezwalała strzałka kierunkowa P-8b. Efekt? Błyskające w lusterkach niebieskie światło radiowozu, portfel lżejszy o 250 zł oraz 5 punktów karnych.
Czy kupiłbym ten samochód?
Zacznijmy od pewnego wyznania: XC40 Recharge to samochód, w którym jestem zakochany bezgranicznie. Zachwycają mnie jego osiągi, sposób prowadzenia oraz stylistyka…
… choć niektórzy mogą stwierdzić, że przy wielu konkurentach rynkowych wygląda niczym grzeczna bibliotekarka postawiona obok tancerki erotycznej. Jednak, umówmy się: przecież wybierając samochód tej marki, chcemy płacić za dyskretny skandynawski minimalizm. Owszem, przemyślany, wyrafinowany i niebanalny, lecz wciąż minimalizm.
Marzysz o nieco większej dawce sportowego sznytu? Postaw na technologicznego bliźniaka tego samochodu, czyli crossovera Volvo C40, otrzymując niżej poprowadzoną linię dachu i tył wykończony à la coupé.
Kochasz ostentacyjność? A więc nie marnuj pieniędzy na jakiekolwiek Volvo! Kup sobie wysadzanego brylantami Roleksa, koszulkę Philippa Pleina i buty od Balenciagi.
XC40 Recharge Twin Motor jest idealnym sleeperem – praktycznym, wygodnym, zdroworozsądkowym wozem, który nie epatuje swoimi fenomenalnymi możliwościami, lecz gdy trzeba, przeistacza się w bestię. Przypomina spokojnego doktora Roberta Bruce'a Bannera, który w mgnieniu oka potrafi stać się wściekłym Hulkiem.
Ile kosztuje taka przyjemność? O ile słabszą, przednionapędową wersję elektrycznego XC40 (Recharge Single Motor) wyceniono na 209 900 zł, to w przypadku 408-konnej odmiany, którą testowałem, cennik zaczyna się od 240 900 zł.
Mowa tutaj o podstawowej wersji wyposażenia (Core) – wybierz wariant najwyższy (Ultimate), a cena wyjściowa podskoczy do 272 900 zł, po czym… możesz dobrać jeszcze nieco bajerów.
Kierując się strategią "chcę wszystkiego" i zamawiając m. in. najwspanialszy z dostępnych lakierów (Sage Green), trzyletni pakiet ubezpieczenia komunikacyjnego oraz 22-kilowatowego wallboxa, konfigurator pokaże nam kwotę przekraczającą 334 tysiące złotych.
Czy to kwota absurdalnie wysoka? Nie. Uwzględnijmy, iż Volvo jest marką premium, a do tego – jak w przypadku wszystkich elektrowozów – płacimy tutaj wciąż "podatek od nowych rozwiązań technologicznych". Dodając do tego fenomenalne możliwości owego SUV-a, okazuje się, iż mamy do czynienia z prawdziwą okazją cenową.
Dlaczego, pomimo opisanych powyżej zachwytów, nie jestem w tym przypadku idealnym, używając tak modnego dziś pojęcia, targetem?
Cóż, Volvo XC40 Recharge – jak zresztą każdy elektryk – ma sens wyłącznie wtedy, gdy możemy ładować go przy domu; w garażu lub na stanowisku garażowym, a z ogólnodostępnych stacji ładowania korzystamy okazjonalnie, np. w trasie.
Jeżeli natomiast, podobnie jak ja, jesteś mieszkańcem bloku z wielkiej płyty, nieposiadającym garażu (ani też drugiego samochodu, który mógłby służyć do długich eskapad), to miej świadomość tego, iż zakup jakiegokolwiek elektrowozu będzie po prostu złym pomysłem.
Twoja sytuacja życiowa wygląda inaczej? Tak więc KONIECZNIE umów się na jazdę testową Volvo XC40 Recharge, bo gwarantuję: to jedna z najwspanialszych rzeczy, jakie stworzył człowiek.