Aktor Maciej Stuhr przekonuje, że film Władysława Pasikowskiego "Pokłosie" wcale nie szkaluje Polaków
Aktor Maciej Stuhr przekonuje, że film Władysława Pasikowskiego "Pokłosie" wcale nie szkaluje Polaków Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta
Reklama.
Maciej Stuhr jednocześnie twierdzi, że dziś przyjęcia tej trudnej roli nie żałuje. Co więcej, poniekąd cieszy się, iż Pasikowski z zebraniem funduszy na realizację zdjęć miał przez tak wiele lat problemy. Wcześniej nikt nie zaproponowałbym bowiem Stuhrowi roli, która wymagała zaangażowania dojrzałego aktora.
Tymczasem od samego początku stwierdził był przekonany, że ma do czynienia ze "świetnym scenariuszem". Jednak, gdy rozpoczęły się zdjęcia, zaczął również zyskiwać przekonanie, iż nie tylko w tym filmie gra. - Jest to udział w jakiejś wypowiedzi - ocenił artysta.
Przy tej okazji Stuhr nawiązał również do swojej ostatniej pomyłki związanej ze znajomością ważnych dat w historii Polski. - Moje wypowiedzi nie są już wypowiedziami aktora, gdzie najdrobniejszy lapsus nie ma znaczenia - mówił w rozmowie z Moniką Olejnik. I jednocześnie przyznał, że za podobny błąd w szkole podstawowej z pewnością dostałby pałę. Aktor uważa jednak, że pomylenie kilku dat historycznych w niczym nie zmieniło przesłania, które chciał wówczas przekazać. Stuhr potwierdził więc swoją opinię, że wychowanie w tradycyjnym polskim patriotyzmie przytłacza nasze społeczeństwo.
Czytaj więcej o kontrowersyjnym filmie "Pokłosie"
To też powód, dla którego Polacy mają problem ze zmierzeniem się z ciemniejszymi kartami w naszej historii. Maciej Stuhr przekonywał tymczasem, że dzięki produkcjom takim, jak "Pokłosie" coraz więcej osób uczy się o mówić, na przykład o polskim antysemityzmie. A wiele starszych osób, nie tylko z osławionej wsi Jedwabne, przestaje milczeć w tej kwestii. - Są uwolnieni z traumy - uważa aktor.
Jego zdaniem, wbrew zarzutom o szkalowanie tym filmem Polaków, "Pokłosie" jest potwierdzeniem, iż "Władysław Pasikowski kocha Polskę" i właśnie o tym jest też ten film. Kontrowersyjny obraz ma bowiem uczyć, jakich błędów z przeszłości nie wolno nam powtórzyć w przyszłości, a obecna dyskusja i argumenty, które w niej padają, tylko potwierdzają, że film był potrzebny.