127 tys. rosyjskich żołnierzy przy granicy z Ukrainą. Kijów: Rosja jest niemal gotowa do ataku
Wioleta Wasylów
19 stycznia 2022, 14:37·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 stycznia 2022, 14:37
Pomimo działań dyplomatycznych Zachodu, napięcie ze strony Rosji wobec Ukrainy ciągle wzrasta. Rząd w Kijowie przestrzega, że Rosjanie zgromadzili już blisko 130 tys. żołnierzy przy granicy z ich krajem i są niemal gotowi do inwazji.
Reklama.
Z danych udostępnionych przez ukraińskie ministerstwo obrony wynika, że Rosjanie wzdłuż granicy z Ukrainą rozlokowali już 127 tys. swoich żołnierzy.
Rząd w Kijowie ostrzega, że Kreml jest niemal gotowy do tego, by rozpocząć inwazję.
Zachód próbuje podejmować rozmowy dyplomatyczne z Rosją, ale ostrzega ją przed poważnymi konsekwencjami w razie ataku.
Sytuacja na linii Rosja-Ukraina wciąż jest napięta, pomimo apelów krajów zachodnich do Kremla o deeskalację konfliktu. Wicesekretarz stanu USA Wendy Sherman przyznała, że trudno określić, czy Władimir Putin naprawdę chce dojść do porozumienia czy zgodził się na rozmowy dyplomatyczne tylko po to, by później mieć wymówkę, że nie przynoszą one skutku.
Po ostatnich rozmowach między Rosją i Zachodem, ministerstwo obrony Ukrainy wydało dokument dotyczący obecnej sytuacji na granicy, którą określiło jako "trudną". W udostępnionych CNN danych resort wskazuje, że Rosja w rejonie wzdłuż granicy z Ukrainą zgromadziła już 127 tys. swoich żołnierzy i wykazuje niemal pełną gotowość do ataku.
Ukraińskie ministerstwo obrony uważa, że Kreml "próbuje podzielić i osłabić Unię Europejską i NATO" oraz zależy mu "na ograniczeniu zdolności Stanów Zjednoczonych do zapewnienia bezpieczeństwa na kontynencie europejskim".
Zachód apeluje do Rosji o deeskalację napięcia
Kraje zachodnie próbują podejmować działania dyplomatyczne w celu uniknięcia konfliktu zbrojnego między Rosją i Ukrainą, jednak ostrzegają Moskwę przed dotkliwymi konsekwencjami, jeśli ta zdecyduje się naruszyć integralność terytorialną i suwerenność Ukrainy.
– Jesteśmy gotowi do podjęcia dialogu z Rosją, ale naruszenie przez nią integralności terytorialnej Ukrainy poniosłoby za sobą wysoką cenę polityczną i gospodarczą – zapowiedział kanclerz Niemiec Olaf Scholz.
Kolejną rundy rozmów dyplomatycznych Zachodu z Rosją chce zorganizować sekretarz generalny Sojuszu Północnoatlantyckiego (NATO) Jens Stoltenberg. Stwierdził, że wszystkie strony powinny mieć szansę wygłosić swoje stanowisko, ale zaznaczał, że NATO nie zgodzi się na kompromis w kwestii obrony swoich sojuszników.
– Wysyłamy bardzo jasny sygnał do Rosji, że jeśli znów zdecyduje się użyć siły przeciwko Ukrainie, będzie się musiała liczyć z wysokimi kosztami sankcjami: gospodarczymi, finansowymi i politycznymi. Sojusznicy z NATO też zapewniają wsparcie Ukrainie – oznajmił Stoltenberg.
Rzeczniczka Białego Domu Jen Psaki przedstawiła we wtorek stanowisko Stanów Zjednoczonych. Zaznaczała, że kryzys na granicy Ukrainy i Rosji został wywołany wyłącznie przez Władimira Putina, który ciągle prowokuje i robi demonstracje siły rosyjskiej armii, choćby przeprowadzając wspólne ćwiczenia wojskowe z Białorusią.
– To bardzo niebezpieczna sytuacja. Jesteśmy w punkcie, w którym Rosja może w dowolnym momencie dokonać ataku na Ukrainę – oznajmiła Psaki. Dodała, że w piątek w Genewie sekretarz stanu Antony Blinken spotka się z ministrem spraw zagranicznych Rosji Siergiejem Ławrowem. Ma wtedy również zapowiedzieć, z jakimi konsekwencjami spotka się Moskwa, jeśli postawi na agresję wobec sąsiada.
Z kolei Wielka Brytania wysłała już na Ukrainę pierwsze lekkie systemy obrony przeciwpancernej, po to by zwiększyć zdolności obronne ukraińskiej armii w razie inwazji Rosji.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut