Białka Tatrzańska to niewielka wioska, gdzie znajduje się największy kompleks narciarski na Podhalu. Siedem wyciągów krzesełkowych, trzy wyciągi orczykowe i niemal 18 km tras narciarskich, a wszystko to otoczone regionalnym miasteczkiem, w którym można dostać niemal wszystko, o czym zamarzy turysta. Niestety, aby skorzystać z narciarskiego raju, trzeba swoje odstać w kolejkach.
Najgorzej jest w długie weekendy i podczas ferii warszawskich, które już niebawem się zaczną. Wówczas w oczekiwaniu na wjazd trzeba spędzić nawet godzinę. A to już sport dla najbardziej wytrwałych.
"Raj" polskich narciarzy
Zakopane od lat określane jest jako "zimowa stolica Polski". Jest jednak jeden problem – od lat narciarska infrastruktura narciarska miasta pod Tatrami stoi w miejscu, a wręcz się cofa. Zamiast otwierać nowe wyciągi narciarskie zamyka się trasy z Nosala, Gubałówki, Kotelnicy czy mały kompleks wyciągów orczykowych w rejonie Antałówki.
Złośliwi żartują, że największą zimową atrakcją Zakopanego jest bus do Białki.
Bo to właśnie Białka Tatrzańska jest dzisiaj polską mekką narciarzy. Ze wszystkimi zaletami i wadami tej sytuacji. Co sprawiło, że za narciarski raj na Podhalu trzeba słono zapłacić – i własnymi nerwami, i portfelem?
Wiecznie zakorkowane drogi
Zaczyna się już w trasie. Jedna, często tak wąska droga, że z trudnością mijają się na niej dwa samochody, to podtatrzański drogowy standard. Niejednokrotnie tak wąskie drogi prowadzą do wyciągów narciarskich, także tych największych jak w Białce Tatrzańskiej.
Polacy ukochali długie weekendy i to właśnie podczas nich na Podhale przyjeżdża najwięcej turystów. Zimą niemal wszyscy pragną dostać się na wyciągi narciarskie, aby zakosztować białego szaleństwa. Niestety, aby dojechać rano na parking pod wyciągiem w Białce, trzeba odstać w korku nawet ponad godzinę.
Czas to pieniądz
Naturalnie turyści, którzy nie chcą stać w korkach, żeby dojechać pod wyciąg narciarski mogą wynająć pokój lub apartament nawet kilkanaście, kilkadziesiąt metrów od wyciągu. Taka lokalizacja pozwoli uniknąć stania w korkach, a wręcz konieczności używania samochodu przez cały okres pobytu. W pobliżu wyciągu znajduje się cała turystyczna infrastruktura.
Za znakomitą lokalizację trzeba jednak zapłacić więcej niż w innych obiektach bardziej oddalonych od wyciągów narciarskich. Ceny mogą być wyższe nawet o kilkadziesiąt złotych na osobodobie. W tym miejscu jak w mało którym widać sprawdzające się przysłowie – czas to pieniądz.
Ogromne parkingi, ale każdy chce pod sam stok
Wąskie drogi oraz brak bezkolizyjnych skrzyżowań to problemy, które powodują ogromne, kilkugodzinne korki nie tylko w Białce Tatrzańskiej, ale na całym Podhalu. Sytuacja w Białce jest jednak wyjątkowo beznadziejna.
Jeżeli narciarzom uda się tylko minąć tablicę z napisem "parking", to zaczyna się inny, bardziej przychylny narciarzom świat. Niestety tu korki i kolejki także się pojawiają, ale ich powodem są sami narciarze, którzy chcą szybciej i bliżej.
Tuż po wjeździe na parking pojawia się wewnętrzne oznaczenie parkingów. Bardzo często są na nich informacje, które już są pełne i nie ma na nich wolnych miejsc. Wśród kierowców, którzy przyjechali na narty, pojawiają się jednak tacy, którzy muszą się upewnić, czy nie zostało choćby jedno wolne miejsce.
– Codziennie trafiają się tacy, co muszą zaparkować niemal pod samym stokiem. Nie pomaga tłumaczenie, że nie ma już miejsc, on musi wjechać i koniec. Później krąży, szuka miejsca przez kilkanaście minut i wyjeżdża w miejsce jeszcze dalsze od tego, które mu wskazywałem na początku – opowiada mężczyzna, który pracuje jako parkingowy przy jednym z wyciągów narciarskich. – Zazwyczaj jest tak, że dwa razy więcej czasu traci na szukanie miejsca postojowego pod samym wyciągiem niż na dojście – dodaje.
Kierowcy lawirują pomiędzy zaparkowanymi samochodami i narciarzami zmierzającymi na stok powodując utrudnienia. Często próbują zaparkować w miejscach oznaczonych zakazem z powodu zbyt wąskiego przejazdu lub śniegu spadającego z dachu budynku.
Właściciele ośrodków narciarskich, aby ułatwić parkowanie swoim klientom, zatrudniają osoby do obsługi miejsc parkingowych. Wskazują oni miejsca, gdzie można pozostawić pojazd, a także pomagają zaparkować. Ale to nie dla każdego "pomoc".
– Zawsze trafi się ktoś, kto wie lepiej jak i gdzie parkować. Zazwyczaj takie pomysłu burzą nam rozmieszczenie samochodów na parkingu i jeden pojazd potrafi zająć miejsce nawet dla czterech samochodów – zaznacza parkingowy.
Kolejka po narty, bilet i nawet godzina, żeby dostać się na kanapę
A to dopiero początek problemów. Prawdziwa masakra zaczyna się na stoku.
O ile karnet można kupić on-line, żeby nie stać w kolejce do kasy, to w przypadku wypożyczenia sprzętu narciarskiego lub snowboardowego nie jest już tak łatwo. Buty i kask trzeba przymierzyć, a wiązania nart ustawić do rozmiaru buta i wagi narciarza. Na szczęście w Białce Tatrzańskiej co krok jest wypożyczalnia nart, więc kolejki rozkładają się na kilkanaście punktów.
Największy problem pojawia się w momencie, gdy przygotowany do szusowania narciarz chce się dostać na kanapę, żeby wyjechać na górę stoku. Tu narciarz staje przed ścianą innych chętnych na wjazd. Podczas największego oblężenia w kolejce może spędzić nawet godzinę.
W takiej sytuacji podczas największego oblężenia tras narciarskich w Białce jest wielu narciarzy i snowboardzistów. Tak duże oblężenie stoków jest zazwyczaj podczas długich weekendów lub ferii warszawskich.
W pozostałych terminach swoje też trzeba odstać w oczekiwaniu na zjazd, ale godzinne kolejki to absolutny rekord. Tylko że każdy chce być właśnie w tych najbardziej dogodnych terminach.