"Nie wierzę w dobre intencje prokuratury". Sędzia Frąckowiak dla naTemat o aferze hejterskiej
Wioleta Wasylów
25 stycznia 2022, 14:45·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 25 stycznia 2022, 14:45
– Widać dużą nieszczerość w tej postawie, choć w pewien sposób doceniam, że w ogóle cokolwiek powiedział – stwierdziła w rozmowie z naTemat sędzia Monika Frąckowiak na temat słów Arkadiusza Cichockiego. Były prezes Sądu Okręgowego w Gliwicach przyznał w reportażu "Czarno na białym", że zbierał informacje na temat sędzi Sądu Rejonowego w Poznaniu, która wielokrotnie krytykowała zmiany w polskim sądownictwie.
Reklama.
Były prezes Sądu Okręgowego w Gliwicach Arkadiusz Cichocki w reportażu "Czarno na białym" w TVN 24 odniósł się do swojej roli w aferze hejterskiej.
Cichocki przyznał, że zbierał informacje na sędzię Sądu Rejonowego w Poznaniu i członkinię Stowarzyszenia IUSTITIA Monikę Frąckowiak, która od początku rządów PiS krytykowała zmiany w polskim sądownictwie.
– Nie miałam specjalnie wątpliwości po tym, jak ta afera wybuchła, że ta historia rzeczywiście miała miejsce – przyznała w rozmowie z naTemat sędzia Frąckowiak.
Znów powrócił temat afery hejterskiej z sierpnia 2019 roku. Wówczas portal OKO.press informował, że internetowa hejterka Emila Sz. oraz były prezes Sądu Okręgowego w Gliwicach Arkadiusz Cichocki poszukiwali "haków" na krytykującą zmiany w sądownictwie za rządów Prawa i Sprawiedliwości sędzię Sądu Rejonowego w Poznaniu i członkinię Stowarzyszenia IUSTITIAMonikę Frąckowiak.
W ten poniedziałek w materiale "Czarno na białym" w TVN 24 Cichocki ostatecznie przyznał, że szukał informacji na temat sędzi Frąckowiak, która potem znalazła się na celowniku rzeczników dyscyplinarnych i padła ofiarą nagonki ze strony internetowych trolli.
Cichocki o aferze hejterskiej i sędzi Frąckowiak
– Nie uczestniczyłem w niczym, co można nazwać hejtem. Potwierdzam, że w rozmowach prywatnych bywały sytuacje, że wypowiedziałem się bardzo krytycznie, ale nie używając wulgaryzmów – powiedział Cichocki. Tak określił rozmowy przez komunikator WhatsApp, za pomocą którego, jak podawał Onet, porozumiewała się zamieszana w aferę grupa Kasta.
– Nie o wszystkim mogę mówić. Zdarzenia z tamtego czasu są przedmiotem różnych postępowań – zaznaczył. Nie przyznał się do rozmów z internetową hejterką Emilią Sz., gdyż takowych "nie zabezpieczono".
Potwierdził jednak inne doniesienia. – Myślę, że to dobry moment, by powiedzieć o sytuacji, którą postrzegam dzisiaj jako coś, co mogło być krzywdzące. Sprawdzałem panią sędzię Frąckowiak – zdradził. Chodziło o zbadanie, jak sędzia poznańskiego sądu orzeka, czy wywiązuje się obowiązków na czas i jak wypowiada się na temat zmian w sądownictwie.
– Byłem o nią pytany. Tam, gdzie pojawiały się jakieś wątki, sam gromadziłem informacje. Gdzie je przekazałem dalej? Tutaj jest pewien zakres informacji, których ujawnić publicznie nie mogę, a po części też nie chcę, ale wynika to z przyczyn prawnych – stwierdził były prezes gliwickiego sądu.
– Jeśli przyłożyłem do czegoś rękę, nawet zbierając słowa pani sędzi i informacje rozsiane w internecie, co jest legalne, mogę ją tylko za to przeprosić i jest mi z tego powodu przykro. Nie uważam jej za wroga – dodał.
Sędzia Frąckowiak o nagonce na jej osobę
Do słów Cichockiego odniosła się w rozmowie z naTemat sama zainteresowana, sędzia Monika Frąckowiak. – Nie miałam specjalnie wątpliwości po tym, jak ta afera wybuchła, że ta historia rzeczywiście miała miejsce – przyznała.
– Za dużo było zbieżności między tym, co zostało ujawnione, a tym, co faktycznie się zadziało: był anonim w mojej sprawie, była ewidentna nagonka, do tej pory jestem stałą bohaterką portalu Kastawatch, były wycieki ze strony rzecznika dyscyplinarnego pana Radzika, pana Schaba do hejterskich portali, a listy z paszkwilem na Krystiana Markiewcza faktycznie zostały rozesłane po Polsce – tłumaczyła.
– To, co zrobił pan Cichocki ma o tyle znaczenie, że to pierwsze pęknięcie ze strony uczestników afery. Ktoś z nich przyznał, że takie działania miały miejsce. Jednak, gdyby pan Cichocki chciał naprawdę naprawić krzywdy, jakie wyrządził, to powinien przedstawić wszystkie okoliczności, jakie miały miejsce – podkreśliła Frąckowiak.
– Zasłanianie się tajemnicą postępowania, to jest pełna asekuracja. Niby coś chce coś zrobić, ale tak do końca to nie. Widać dużą nieszczerość w tej postawie, choć w pewien sposób doceniam, że w ogóle cokolwiek powiedział – dodała.
Frąckowiak: Podjęłam w tej sprawie pewne działania
Zapytana o to, czy zamierza w związku z tymi doniesieniami podjąć jakieś kroki prawne, sędzia Frąckowiak powiedziała naTemat, że już wcześniej się na nie zdecydowała.
– Pewne działania na drodze karnej i cywilnej podjęłam już wcześniej. Nie wykluczam też podjęcia dalszych kroków w najbliższej przyszłości, w tym pozwania TVP, które kiedyś sugerowało, że to ja stoję za kontem hejterskim. Jak wiemy, współpraca hejterów z ministerstwa sprawiedliwości i pani Emilii Sz. z TVP było istotnym czynnikiem w tej aferze – wyjawiła.
– Jeśli chodzi o postępowanie prokuratorskie, do którego zgłosiłam się jako osoba pokrzywdzona, to nie wierzę w dobre intencje ze strony prokuratury. Jest ona absolutnie podległa Zbigniewowi Ziobrze i Bogdanowi Święczkowskiemu, a oni nie są przecież zainteresowani wyjaśnieniem sprawy, skoro w aferę zamieszane są osoby z ministerstwa sprawiedliwości – tłumaczyła.
– Mimo wszystko mam nadzieję, że uda się w rozwiązać tę sprawę w przyszłości, być może uda się to na drodze cywilnej. Będzie to trudniejsza droga i dłuższa, ale wcześniej czy później prawda wyjdzie na jaw. Niewykluczone też, że w jakimś zakresie afera Pegasusa też gdzieś tam zahaczała o to, co dotyczyło farmy trolli, bo występuje tutaj zbieżność czasu – dodała na koniec.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut