Lewicka: Skruszeni, nawróceni, wątpiący. Rozpoczęła się erozja kadr PiS-u
Karolina Lewicka
31 stycznia 2022, 10:32·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 31 stycznia 2022, 10:32
Dobrze pamiętam wiosnę 2016 roku. Rząd Beaty Szydło uruchomił wypłatę 500 plus i był przekonany, że tym sposobem zawładnął masową wyobraźnią już po wsze czasy. Że kupił wyborców raz na zawsze, i że - w związku z tym - może właściwie wszystko: kłamać, kraść i kłaść na łopatki wszystko, czego się tylko dotknie.
Reklama.
Finansowa kroplówka, której nigdy wcześniej w Polsce nie było, miała być polityczną krzyżówką złotego runa ze świętym Graalem. Kamieniem filozoficznym, który przez kolejne półtorej dekady utrzyma PiS w siodle (w tym zaś czasie przerobi się państwo tak, by raz zdobytej władzy nie oddać już nigdy, bez względu na przyszłe nastroje społeczne oraz uwarunkowania gospodarcze). Cóż to był za triumfalizm!
Politycy PiS-u z dnia na dzień stali się aroganccy i arcybezczelni. Stała to przypadłość wody sodowej, która uderza politykom do głowy po objęciu resortu lub innego urzędu, ale w takiej skali i intensywności nie obserwowałam tego nigdy wcześniej.
Pewność swego była tak imponująca, że obserwując kolejne przejawy zuchwałości wypowiedzi i butnych zachowań, zaczęłam się dziwić, że PiS nie bierze pod uwagę weryfikacji wyborczej, kiedy to fatalne słowa i czyny wracają ze zdwojoną siłą i biją w ich autorów.
Szybko stało się jednak jasne, że celem PiS-u jest po prostu to, by uczciwej konfrontacji wyborczej z przeciwnikami nigdy już nie było. Stąd można sobie pozwalać na wiele, bez troski o przyszłe konsekwencje. Harcownicy to nie były pojedyncze wyjątki, to był PiS w swej masie.
Tak minęły lata, kiedy PiS faktycznie był i teflonowy, i niepokonany, a opozycja tkwiła w bezradnej rozsypce. Aż wreszcie rzeczywistość - która reaguje zawsze, czasem prędzej, czasem później - powiedziała tym populistycznym rządom „sprawdzam”. A beton zaczął się kruszyć.
Najbardziej widomą tego oznaką wcale nie są sondaże, w których PiS ostatnio obsunął się poniżej 30%, lecz ludzkie reakcje. Ewidentnie zaczął się czas tych, którzy wyczuli zmianę kierunku wiatru i teraz będą chcieli aksamitnie się od tego obozu odkleić.
Przyznać do grzechu, posypać głowy popiołem, wydać tajemnice dotychczasowych kompanów, by przy okazji doznać ekspiacji. Niektórzy robią to z własnej inicjatywy, bo nie chcą pójść na dno razem z rządową łajbą. Inni zostali przez ten obóz zrzuceni z sań i teraz kąsają dawnych sojuszników po kostkach, a w zaciekłości tychże działań nikt im nie dorówna. Oto krótki przegląd tych postaci.
Marian Banaś i Jarosław Gowin, czyli (siłą) nawróceni
Obaj wypchnięci przez PiS poza nawias. Później obaj przez PiS prześladowani. Obaj zapłacili wysoką cenę za ten etap swojej kariery. Były wicepremier cenę własnego zdrowia, niemalże cenę życia. Obecny prezes NIK-u płaci kosztem swoim i swojej rodziny, której depczą po piętach służby PiS-u.
Obaj mówią coraz głośniej, jak było i jak jest. Np. Gowin potwierdza, że na Nowogrodzkiej zrodził się plan wyprowadzenia wojska przeciwko kobietom protestującym przeciwko zakazowi aborcji, w ostatniej chwili zablokowany. Że rząd Morawieckiego działa tylko po to, by zadowolić jednego człowieka. Że ten człowiek, czyli Jarosław Kaczyński oraz jego otoczenie boją się utraty władzy, bo doskonale zdają sobie sprawę, że jest ich za co postawić przed sądem.
Marian Banaś dodatkowo nęka PiS kontrolami tych obszarów, w których władza ma sporo do ukrycia: od wyborów kopertowych po system inwigilacji kupiony za pieniądze Funduszu Sprawiedliwości. „Nie prowadzę żadnej wojny” - mówi prezes NIK-u - „To PiS poszło na wojnę ze mną”.
Wychodzi na jedno i to samo, a z konsekwencji tego zrywania kurtyny i odsłaniania kulis doskonale zdaje sobie sprawę prezes, obarczając krytycznego wobec Polskiego Ładu Gowina za fiasko wizerunkowe sztandarowego programu („atak wyszedł także z wewnątrz i to tę zewnętrzną krytykę uwiarygadniało”).
Skruszeni, czyli Piotr Piątek i Arkadiusz Cichocki
Pierwszy to były funkcjonariusz BOR-u, który brał udział w wypadku rządowej kolumny z udziałem premier Beaty Szydło. A potem, razem z resztą ochrony kłamał w prokuraturze, że auta poruszały się na sygnale świetlnym i dźwiękowym, gdy tymczasem syreny były wyłączone, co potwierdzali liczni świadkowie, którym znów prokuratura Zbigniewa Ziobry nie dawała wiary.
Bo chodziło o to, by winą obarczyć obywatela, który miał nieszczęście się z tą władzą zderzyć: Sebastiana Kościelnika. Tyle że Piotr Piątek postanowił w końcu, po odejściu ze służby, powiedzieć prawdę.
Prawdę - na temat istnienia w resorcie sprawiedliwości grupy, która zajmowała się szkalowaniem sędziów przeciwstawiających się destrukcji sądownictwa - powiedział z kolei sędzia Cichocki. Potwierdził to, co wiedzieliśmy z doniesień medialnych.
Jednocześnie sędzia zaczął, wręcz modelowo, proces wybielania własnej osoby. Zarzeka się, że on sam w kampanii siania nienawiści nie uczestniczył, ale przyznaje się do innych grzechów (zbierał informacje na temat jeden z sędzi, walczącej o praworządność).
Także przeprasza, choćby swojego poprzednika na stanowisku prezesa gliwickiego Sądu Okręgowego, odwołanego przez Zbigniewa Ziobrę faksem, by to właśnie Cichocki mógł szybko wskoczyć na jego miejsce. Takich skruszonych będzie przybywać, stąd i więcej prawdy wyjdzie na jaw.
Wątpiący (nie tylko w geniusz prezesa) senator Jackowski i poseł Ardanowski.
Jan Maria Jackowski nigdy nie był członkiem partii Jarosława Kaczyńskiego, ale był z nią związany przez ostatnie lata politycznie, a jego głos szedł na konto PiS-u. Ostatni rok to jednak zdecydowany odwrót Jackowskiego na pozycje silnie wobec rządu krytyczne.
Jackowski PiS-u nie oszczędza. Mówi: „W PiS nie ma szacunku dla ludzi”. Albo: „Coraz bardziej widoczne są zabiegi mające poprawić byt posłów, a nie Polek i Polaków”. Krytykuje nepotyzm, Polski Ład, czy brak działań w walce z pandemią. Głosuje też inaczej niż PiS każe, ostatnio poparł senacką Komisję Nadzwyczajną ds. inwigilacji.
Czytaj także: Lewicka: Jest ktoś, kto może pokonać PiS. To Jej Wysokość Inflacja
W tej ostatniej sprawie sekunduje mu („sprawa nie może być zamieciona pod dywan”) Jan Krzysztof Ardanowski, niegdyś minister rolnictwa, nie wahający się też stale krytykować polityki PiS-u wobec wsi. Poczekajmy jeszcze miesiąc lub dwa, a jeśli sondaże się nie odbudują, to wewnętrznych krytyków będzie przybywać lawinowo.
Kiedy reżim słabnie, dekompozycja kadr jest naturalną konsekwencją. Oczywiście wielu, którzy zawdzięczają PiS-owi wszystko, i bez PiS-u nie byliby w stanie osiągnąć dziesiątej części tych benefitów, będzie do samego końca trwać u boku Kaczyńskiego i głosić przekazy dnia z miedzianym czołem.
Ale nie wszyscy muszą zacząć mówić prawdę, by narracja władzy (przez długi czas monolit), raptownie zaczęła się rozłazić w szwach. Zresztą, to już się dzieje.