
Olimpijski konkurs mieszany w skokach narciarskich przeszedł do historii nie tylko dlatego, że rozegrano go po raz pierwszy, ale też ze względu na kolejne dyskwalifikacje zawodniczek, które miały nieprzepisowe kombinezony. W roli głównej wystąpiła Agnieszka Baczkowska z FIS, która kontrolowała zawodniczki po oddanych skokach. W świecie skoków wrze, oburzeni są Niemcy, Norwegowie, Austriacy i Japończycy. Czyli potęgi, które chciały oszukać.
REKLAMA
– Najlepsze teamy zawsze są „na limicie” jeśli chodzi o sprzęt. Niektóre z nich te limity przekraczają, a wtedy trzeba się liczyć z dyskwalifikacją. Nie spodziewałam sią jednak aż takich problemów. Tym bardziej, że były sygnały, że te drużyny są pod obserwacją, więc mieli szansę. Kontrole i dyskwalifikacje, to była nasza reakcja – wyjaśniła swoje decyzje Agnieszka Baczkowska w rozmowie z portalem skokipolska.pl.
Polska działaczka FIS, która odpowiada za kontrole strojów u zawodniczek (u panów w tej roli występuje Fin Mika Jukkara), najpierw zdyskwalifikowała Japonkę Sarę Takanashi. Później ten sam los spotkał Austriaków, Niemców, a w serii finałowej dwie norweskie skoczkinie. Każda z ekip miała apetyt na medal, wszystkie obeszły się smakiem, a Niemców zabrakło nawet w serii finałowej.
Katharina Althaus, której kombinezon Polka uznała za nieprzepisowy, nie kryła łez i wzburzenia całą sytuacją. "FIS niszczy skoki narciarskie kobiet" – powiedziała rodzimym mediom, a swoje trzy grosze dołożył oczywiście trener Stefan Horngacher. "Nie rozumiem tego, tworzą jakieś nowe zasady!" – grzmiał wściekły opiekun niemieckiej kadry, która znów zakończył zawody fatalnie.
A nasza działaczka ze spokojem odpowiada, że przekroczono granice kombinowania i wspomagania skoków. – W tym roku wszyscy tak poszli po bandzie, że trzeba było zareagować – powiedziała Onetowi. I opisała, skąd biorą się kontrole, jak są przeprowadzane i że to procedura znana zawodniczkom i zawodnikom od dawna. Słowa Niemców trzeba zrzucić na karb stresu, albo krótkiej pamięci...
"To jest cyrk", "Nikt nie jest na tyle głupi, by oszukiwać na igrzyskach", "To czarny dzień skoków" – takie reakcje na gorąco przewijają się w ekipach Niemiec, Norwegii, Austrii czy Japonii. Choć Sara Takanashi po zawodach przeprosiła za błąd, który kosztował jej zespół być może medal. Pytanie, na ile ten błąd to świadomy ruch ekipy, bo przecież Japonka sama sobie kombinezonu nie uszyła, nie przygotowała i nie testowała go wcześniej.
Niestety, potęgi potrafią tak kombinować i ulepszać sprzęt, by być o pół kroku przed rywalami. I tym razem spotkała je surowa kara, bo Agnieszka Baczkowska bez litości wypunktowała błędy zawodniczek w doborze stroju. – Różnice nie wynosiły jednego czy dwóch centymetrów – powiedziała dziennikarzom. Dopiero mieliśmy wojnę o buty w skokach panów, która niemal rozlała się na igrzyska. Teraz kombinezony pań.
Skorzystali na tym maluczcy, dla których w poniedziałek zaświeciło słońce. Złoto wzięła bezapelacyjnie Słowenia, być może afera nie miała żadnego wpływu na ten wynik, bo ekipa z Bałkanów spisała się fantastycznie. Do tego bez kombinacji. Srebro dla Rosjan to też wielka niespodzianka, bo w Pucharze Świata nie ma ich w czołówce. Ale brąz dla Kanady to sensacja ogromna, bo to kraj bez większych tradycji i sukcesów w skokach.
"Budujmy małe skocznie i stwórzmy wspólnie program skoków narciarskich w Kanadzie, żeby ten sukces miał kontynuację. Może znajdzie się kilka dolców na nasz sport? Czy proszę o zbyt wiele?" – napisał brązowy medalista i lider kadry, Mackenzie Boyd-Clowes. Jak to w życiu, pech jednego to szansa dla drugiego. Może właśnie obserwujemy narodziny nowej potęgi skoków?