"Stąpając po wąskiej kładce", czyli jak trudno być mężczyzną w XXI wieku [wywiad]
Michał Fal
17 listopada 2012, 11:37·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 listopada 2012, 11:37
O tym, jak trudno być mężczyzną na początku XXI wieku, rozmawiamy z profesorem Zbyszkiem Melosikiem z Wydziału Studiów Edukacyjnych Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, autorem książki “Kryzys męskości w kulturze współczesnej”.
Reklama.
W swojej pracy o kryzysie męskości napisał pan, że współczesny mężczyzna “miota się między postawą maczo, a delikatną i empatyczną, zdolną – podobnie jak kobieta – do głębokiej ekspresji swoich uczuć”. Skąd bierze się to rozdarcie?
Kiedyś sprawa była oczywista, tożsamości płciowe kobiet i mężczyzn były znacznie wyraźniej określone. Mężczyźni w procesie wychowania przygotowywani byli do ról męskich, kobiety – kobiecych. Dziś te wzorce są nieco “przemieszane”, mniej wyraźne.
Dlaczego tak się dzieje?
To w dużej mierze wynik emancypacji kobiet, które rzucając wyzwanie męskiej dominacji doprowadziły do tego, że miejsca, zawody i pozycje społeczne zarezerwowane kiedyś dla mężczyzn, stały się dostępne również dla nich. Nie chcę w żaden sposób krytykować tego procesu, bo uważam, że równouprawnienie kobiet należy oceniać jak najbardziej pozytywnie, jednak wśród jego skutków jest właśnie owo “pomieszanie ról”. Ciekawe w tym swoistym zamęcie równouprawnienia jest to, że ostatecznie jego uboczne skutki w większym stopniu dotykają mężczyzn.
Dlaczego?
Bo w wyniku emancypacji kobiety zyskały możliwość wyboru – mogą obsadzać zarówno role tradycyjnie kobiece, jak i “męskie”. I jest to powszechnie akceptowane...
Ale chyba jeszcze nie w Polsce.
To prawda, z pewnością nie jest tak w przekroju całego społeczeństwa, ale kiedy spojrzy pan na uniwersytety, na środowisko biznesu, wolnych zawodów, zauważy pan, że akceptacja dla nowych ról kobiecych jest duża. Zapewne z czasem proces ten będzie zataczał szersze kręgi.
No dobrze, ale dlaczego uważa pan, że emancypacja, korzystna dla kobiet, sprawia problemy mężczyznom?
Bo mężczyźni tracą pewność siebie. Nie są już “władcami świata”, jak było to kiedyś. Choć wciąż dominują, czują na plecach oddech kobiet, które są lepiej wykształcone, ambitne, pracowite. W sytuacji takiej kobiecej “ofensywy” współczesny mężczyzna staje wobec sprzecznych oczekiwań. Z jednej strony musi stać się dla kobiet partnerem, z drugiej oczekuje się od niego, że wciąż będzie miał w sobie wiele z tradycyjnego maczo.
Co więc mu pozostaje?
Albo wykształca silną, dominującą, tradycyjną męską tożsamość, albo stara się być mężczyzną “pogranicza”, łączącym cechy kobiety i mężczyzny, lub ewentualnie wykształca w sobie przewagę cech kobiecych, co nie jest społecznie akceptowane.
Ale chyba jednak akceptacja dla kobiecych komponentów osobowości u mężczyzn rośnie. Widać to choćby w większej trosce mężczyzn o swój wygląd.
Zgadza się. Dotyczy to nie tylko troski o swoje ciało lub ubranie, ale choćby i kwestii opieki nad dzieckiem. Jednak co ciekawe, oczekiwania kobiet wobec mężczyzn są często sprzeczne. Na poziomie werbalnym padają deklaracje o tym, że partner musi być czuły, opiekuńczy, delikatny, jednak w praktyce prędzej czy później kobiety oczekują, że odnajdą w swoim mężczyźnie choć odrobinę tradycyjnego maczo.
A trudno jest być jednocześnie jednym i drugim, mężczyźni mają więc trudną sytuację.
Właśnie tak. Stąd niestety bierze się po części przemoc wśród młodych mężczyzn. W świecie, który oczekuje od nich “kobiecych” cech, jednorazowymi aktami agresji i okrucieństwa starają się oni potwierdzić swoją męskość. Innym popularnym sposobem na utwierdzanie się w swojej tradycyjnej przewadze jest też kulturystyka. Nie chcę tu generalizować, ale wedle niektórych teorii troska o własną muskulaturę, uprawianie brutalnych, siłowych sportów, jak choćby boks czy rugby, to swoista ucieczka do ostatniego bastionu męskości.
W jakim sensie?
Wielu mężczyzn rozumuje tak: “Skoro przegrywamy z kobietami na polu edukacyjnym, kulturowym, emocjonalnym, powróćmy do naszej najbardziej pierwotnej przewagi – siły fizycznej”.
To skuteczna metoda na odnalezienie męskości?
Myślę, że na dłuższą metę nie. Sądzę, że mężczyźni będą musieli ostatecznie przystosować się do nowej sytuacji i stworzyć model tożsamości, w której męskość i kobiecość współgra.
Nie. Nie chciałbym być odebrany jako zwolennik osobowości androgynicznej. Nie chodzi o rozmycie cech męskich, tylko o ich uzupełnienie przez pierwiastek kobiecy. Nie zgadzam się ze stwierdzeniem, że nie ma kobiet i mężczyzn, tylko ludzie. Zawsze będę podkreślał odmienność obu płci. Sądzę jednak, że tzw. kryzys męskości nie musi być wcale uznawany za rzeczywisty kryzys. Być może na naszych oczach powstaje nowy model relacji między kobietami a mężczyznami.
Co musi się stać, aby ów model się urzeczywistnił?
Trzeba tu postawić pytanie o wychowanie przyszłych pokoleń. Ale przyznam, że nie mam gotowych odpowiedzi, bo sam wychowuję swoich synów i wiem, jak trudno jest sprawić, aby byli jednocześnie np. silni i empatyczni. Chcę, żeby umieli być partnerami dla swoich przyszłych żon, ale chcę też, żeby dążyli do sukcesu, byli odważni, zdecydowani, pewni siebie. Ważne jest też to, żeby same kobiety dały mężczyznom prawo do słabości, do lęku, do obniżenia nastroju, do bycia delikatnym. Jak już wspominałem, nie zawsze tak się dzieje.
Sytuacja mężczyzn nie wydaje się więc zbyt korzystna. Chyba jest trochę tak, że stąpamy po bardzo wąskiej kładce, starając się złapać równowagę między przeciwstawnymi oczekiwaniami?
Niestety tak, stąd w mężczyznach jest dziś tak wiele niepokoju, wahania. Żyjemy w dekadzie istnego laboratorium społecznego. Wiemy, że na model maczo nie ma już miejsca, jednak nowa forma męskości dopiero się krystalizuje. Niekoniecznie trzeba jednak mówić o kryzysie. Jestem optymistą (śmiech).