Byli działacze partii Razem twierdzą, że doświadczali gróźb, przemocy słownej, wyzwisk, prób ośmieszania czy publicznego linczu – czytamy w tekście gazeta.pl o mobbingu w partii Razem. Zarząd nie widzi niedopatrzeń, jednak sytuacja jest utrudniona ze względu na to, że wewnętrzne wyroki sądu partyjnego są usuwane po dwóch latach z partyjnych baz.
W mediach od blisko 20 lat, w naTemat pracuję od 2016 roku jako dziennikarz i wydawca
Napisz do mnie:
rafal.badowski@natemat.pl
W ostatnim czasie głośno jest o problemach Lewicy, co regularnie widać w sondażach. Zdecydowanie wyżej jest nie tylko Koalicja Obywatelska, ale i Polska 2050. "Ponad 300 osób odchodzi z Nowej Lewicy w Warszawie" - napisał na Twitterze Jakub Pietrzak z PPS.
O sprawie zaczęło być głośno na początku 2020 roku. Była działaczka Razem Agnieszka Herrmann-Jankowska napisała wówczas w mediach społecznościowych, że Razem to "partia zarządzana wewnętrznie za pomocą twardego mobbingu".
I to, o czym pisze gazeta.pl, dotyczy okresu, o którym mówiła była aktywistka Razem. Chodzi o lata 2015-2019. Herrmann potwierdziła, że była świadkiem "mobbingu, zaszczuwania, zajeżdżania ludzi". Przekazała portalowi gazeta.pl kontakt do osób poszkodowanych.
Dziś twierdzi, że o tym, co działo się w partii, powinno się mówić głośno, a jest cisza, "bo lewica jest tylko jedna i nie można jej szkodzić".
Próbował odebrać sobie życie
Działacz przedstawiony w tekście jako Piotr powiedział, że dwuletni okres członkostwa w ugrupowaniu przypłacił epizodem ciężkiej depresji. Próbował popełnić samobójstwo. Jak twierdzi, zarząd Razem miał wiedzę o mobbingu, ale akceptował.
Piotr jest prawnikiem, wszedł w skład sądu koleżeńskiego. I jak mówi, szybko zaczął mieć poważne problemy. Sąd partyjny zaczął być atakowany. Twierdzi, że wrogie komentarze zaczął dostawać nawet pod neutralnymi wpisami na portalach społecznościowych. Przytacza takie sformułowania jak "jeb***y mizogin" czy "do dołu z wapnem". Jak mówi, musiał odbyć terapię i leczenie psychiatryczne. Brał silne leki na uspokojenie.
Głośno było o sprawie działaczki oskarżanej przez inną aktywistkę o uczestnictwo w spotkaniach partii, będąc pod wpływem marihuany. – Okazało się, że sytuacja ma drugie dno, bo jedna działaczka miała odbić drugiej partnera – wspomina Piotr.
Piotr twierdzi, że zarząd skasował wyrok, bo dotyczył wysoko postawionej osoby. Obecny zarząd powtarza, że ewentualne kary zgodnie ze statutem po dwóch latach ulegają zatarciu. "Adrian Zandberg do pytania ws. 'skasowanego wyroku' się nie odnosi. Marcelina Zawisza w ogóle nie reaguje na naszą wiadomość" – czytamy w gazeta.pl.
"Mobbing poziomy"
Przemocowe działania zarzucała partii Razem działaczka, która pełniła tam funkcję koordynatorki wojewódzkiej. Zamieściła na wewnętrznym forum Razem w 2019 roku obszerny wpis, w którym wyjaśniła przyczyny rezygnacji.
Jak wskazała, powodem był "mobbing poziomy". Stosować go mieli inni pracownicy i działacze. Doświadczała go przez cały okres działalności w partii. Opisała "przemocowe telefony" od byłego członka zarządu krajowego oraz falę krytyki, z jaką spotkała się w partii.
Były członek zarządu krajowego miał zarzucać koordynatorce, że niepochlebnie wypowiada się o jego środowisku.
– To był bardzo przemocowy telefon. (...) Z jednej strony zarząd krajowy kazał mi wspierać małe okręgi, pobudzać ludzi do działania, a z drugiej strony członek zarządu krajowego ma o to pretensje. Może chodziło o to, żeby ci ludzie tylko przynosili składki? – opowiedziała.
Mąż Marty potwierdził, że słyszał rozmowę. – Z telefonu wylewało się mnóstwo jadu, jakieś niesprawdzone informacje, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością. Agresja słowna, jakieś groźby postawienia przed sądem partyjnym – relacjonował.
Co na to zarząd partii Razem? Jak utrzymuje, nie ma dostępu do orzeczeń sądu koleżeńskiego z ostatnich dwóch lat. Adrian Zandberg przyznał jedynie, że w początkowej fazie istnienia Razem były problemy z kulturą dyskusji w internecie, a rozmowy nie były moderowane, co potem się zmieniło.