
10 lutego minęło 5 lat od głośnego wypadku premier Beaty Szydło w Oświęcimiu, mimo to nadal nie zapadł wyrok prawomocny wskazujący winnego kolizji. Tuż po wypadku minister Mariusz Błaszczak i prezes PiS Jarosław Kaczyński okrzyknęli sprawcą 21-letniego kierowcę seicento, Sebastiana Kościelnika. W podcaście Anny Dryjańskiej poliTYka mężczyzna mówi, czego oczekuje od obozu władzy i jak wypadek zmienił jego życie.
REKLAMA
Sebastian Kościelnik przyznaje, że tuż po kolizji z rządową kolumną był przekonany, że sprawa szybko zostanie wyjaśniona. – Byłem naiwny – ocenia swoją postawę sprzed lat. Dziś, 5 lat i kilkadziesiąt rozpraw później, nie jest w stanie oszacować, kiedy zapadnie prawomocny wyrok ws. wypadku.
Przypomnijmy: sąd pierwszej instancji przypisał winę Kościelnikowi. W międzyczasie doszło do zniszczenia ważnego dowodu, jakim był monitoring. Mógł on rozstrzygnąć kwestię, czy – jak utrzymywał rząd – pierwszeństwo miała kolumna wioząca premier Beatę Szydło. Byłoby tak, gdyby limuzyny dawały sygnały świetlne i dźwiękowe. Tych ostatnich według części świadków jednak nie było.
W grudniu były oficer Biura Ochrony Rządu, który jechał w kolumnie premier Szydło, ujawnił, że kłamał, składając zeznania w prokuraturze. Podkreślił, że kłamali też jego koledzy – przedstawili taką wersję wydarzeń, która zdejmowała winę z kierowców rządowej kolumny i obarczała nią 21–latka.