Dlaczego skoczkowie nie zachwycili na igrzyskach? Zabrakło jednej, bardzo ważnej rzeczy
Krzysztof Gaweł
14 lutego 2022, 20:06·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 lutego 2022, 20:06
Trzecie miejsce Dawida Kubackiego, czwarte i łzy Kamila Stocha, szóste miejsce w drużynie i szóste w konkursie drużyn mieszanych. To nie były udane igrzyska olimpijskie dla polskich skoczków narciarskich, którzy mieli się bić o najwyższe cele w Pekinie, a kończą udział w imprezie czterolecia z wielkim niedosytem. I poczuciem, że stać ich na wiele więcej. Czego zabrakło? Wysokiej formy.
Reklama.
Niedosyt. To uczucie jeszcze długo będzie się nam kojarzyć z występem skoczków na zimowych igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Biało-Czerwoni mieli bić się o najwyższe cele, tak na skoczni normalnej, jak i na dużej. A na koniec potwierdzić jako zespół, że są w ścisłej światowej czołówce. Tak było w Soczi, gdzie dwa razy wygrał Kamil Stoch. Tak było w Pjongczangu, gdzie Kamil Stoch miał złoto, a drużyna brąz.
Niestety, igrzyska były dla naszej drużyny takie, jak cały sezon do tej pory. Zrywy, nadzieje, walka z przeciwnościami i miejsca poza czołówką. Wyjątkiem brązowy medal Dawida Kubackiego, który swojego znaczenia nabierze dopiero po igrzyskach. Gdy porównamy go z dorobkiem całej polskiej kadry wysłanej do Pekinu. I gdy z perspektywy czasu zobaczymy, co stanie się w polskich skokach.
Dużo się nasłuchaliśmy od listopada o przeciwnościach. O pechu. O kapryśnej pogodzie. O wojnie technologicznej. O sprzęcie. O oszukujących rywalach. W potoku informacji, które płyną ze świata skoków, być może umyka nam ta najważniejsza. Polscy skoczkowie wciąż nie są w optymalnej formie.
Ta miała nadejść w grudniu. Potem na przełom roku i Turniej Czterech Skoczni. Później na PŚ w Zakopanem. Później już na igrzyska. Nie nadeszła do tej pory. Tak naprawdę, gdy jest forma, to nic zawodnikowi nie ma prawa przeszkadzać. Z przeciwnościami mierzyli się wszyscy, ale mówienie o pechu i o tym, że niewiele brakło, to zaklinanie rzeczywistości.
Przypomnijcie sobie występy Polaków podczas ostatnich MŚ. W Lahti, Seefeld czy Oberstdorfie. Zerknijcie na nasze wyniki w drużynie z ostatnich lat, także na igrzyskach. Jak na dłoni widać, że ten sezon i ten rok nie są dla Biało-Czerwonych udane. Zobaczcie na Puchar Świata, zaliczamy najgorszy sezon od ponad dekady. I skąd brać pewność siebie? Skąd mistrzowską formę na igrzyska? Jak zahartować stal przed imprezą sezonu?
To nie mogło się udać, choć nasi zrobili postęp i wyraźnie przesunęli się ze środka stawki do szerokiej czołówki. Ale to wciąż daleko od marzeń, oczekiwań i możliwości. Niech nie zdziwią was słowa Piotra Żyły, który stwierdził, że "igrzyska to durna impreza" i ucieszył się, że już na kolejne nie pojedzie. Jak musi być zawiedziony i złamany mistrz świata, który w Pekinie był cieniem siebie? I już na szyi nie zawiesi krążka olimpijskiego, zapewne nigdy.
W tym miejscu trzeba jasno powiedzieć dwie rzeczy. Nasi kompletnie nie trafili z formą na imprezę sezonu. Może za wyjątkiem Pawła Wąska, który zaliczył świetny debiut i rósł nam w Zhangjiakou z dnia na dzień. W poniedziałek był liderem drużyny, w której skakał z trzema mistrzami świata. Bardzo wymowne, prawda? Druga sprawa jest taka, że skoro forma nie przyszła, to odpowiedzialność spoczywa na trenerach. I tutaj Michał Doleżal będzie miał sporo do powiedzenia. Moim zdaniem wkrótce zostanie zwolniony.
Już przed rokiem brakowało nam stabilizacji, a dyspozycja skoczków nie była równa. Kamil Stoch z formą trafił na Turniej Czterech Skoczni. Piotr Żyła na MŚ. Pozostali mieli górki i dołki, ale nie spodziewaliśmy się, że ten sezon będzie tak słaby. I nie spodziewaliśmy, że przegramy imprezę czterolecia. Tutaj zgadzam się w pełni z Kamilem Stochem. Czwarte czy szóste miejsce mogą cieszyć, ale nie arcymistrza, który miał wygrywać.
Co teraz? Nie jest wykluczone, że końcówka sezonu będzie należała do naszych, bo jak forma zacznie iść w górę, to może się to stać do końca sezonu normą. Przed nami MŚ w lotach, gdzie Polacy mają co wygrywać i udowadniać. Trzeba też odrabiać straty w Pucharze Świata, bo kolejny sezon i nowy cykl olimpijski przed nami. A szefowie związku muszą się mocno zastanowić, co dalej.
Tak słaba dyspozycja w sezonie czterolecia, tak duże problemy przed i w trakcie igrzysk i taki brak stabilizacji to duży błąd. Pamiętacie złotą metodę Adama Małysza? Dwa równe, dobre, dalekie skoki. Gdy jesteś w formie, nie masz problemu z powtarzalnością, automatyzmem i regularnością. A to jest kluczowe w trakcie tak ważnych imprez jak igrzyska czy MŚ. Nam się to zupełnie nie udało, choć zawodnicy pracowali bardzo ciężko.
Kamil Stoch w każdym z trzech konkursów miał po jednym znakomitym skoku. W każdym oddał też jeden słabszy. Gdyby osiągnął powtarzalność i automatyzm, być może z Pekinu wyjeżdżałby z kolejnymi medalami i poczuciem spełnienia. A tak pozostały mu łzy, gorycz i pytanie, czy to jego ostatnie igrzyska i czy uda się pozostać na szczycie przez kolejne cztery lata. Oby tak się stało, bo zasłużył na lepsze pożegnanie z igrzyskami.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut