"Polski Dirty Dancing na Helu". Polacy krytykują, a "Pod wiatr" jest światowym hitem Netfliksa
Alicja Cembrowska
17 lutego 2022, 18:04·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 17 lutego 2022, 18:04
"Pod wiatr" to komedia romantyczna, która od kilku dni mości sobie miejsce na Netfliksie. Polacy ironizują, że to parodia o typowych bywalcach Helu i rozbuchanym ego wyższej klasy średniej, ale liczniki platformy mówią jedno – widzowie na całym świecie klikają "odtwórz" jak szaleni. Sprawdziłam, o co chodzi z tym filmem.
Reklama.
"Pod wiatr" ("Into the Wind") to polski melodramat, który 10 lutego 2022 roku miał swoją premierę na Netfliksie.
Film o młodzieńczej miłości i kitesurferach jest krytykowany w Polsce, jednak najwyraźniej widzom na całym świecie się spodobał.
"Pod wiatr" jest jednym z najczęściej oglądanych filmów na Netfliksie i utrzymuje się na podium.
Cudze chwalicie?
"Pod wiatr" ("Into the Wind") pojawiło się na Netfliksie 10 lutego i chyba sam serwis nie przewidział sukcesu produkcji. Zabrakło promocji, reklamy i dobrej ekspozycji na stronie głównej. Zabrakło nawet oficjalnego zwiastuna. Jakimś cudem polski film stał się jednak międzynarodowym hitem.
Tydzień po premierze nadal jest jedną z najczęściej wybieranych nieanglojęzycznych produkcji i utrzymuje się na trzecim miejscu osiągając niemal 11 milionów godzin oglądania. Na ten wynik zapracowali widzowie z 45 krajów. Film o młodzieńczej miłości z kitesurfingiem w tle wzbudził zainteresowanie w Peru, Argentynie, Maroko, Austrii, Hiszpanii, Kenii, Izraelu czy Jamajce.
Warto przy okazji wspomnieć, że podobnie było z "Jak pokochałam gangstera" i "W lesie dziś nie zaśnie nikt" – w Polsce filmy te były krytykowane i przyjmowane raczej chłodno, ale światowa widownia zapewniła im milionowe odtworzenia.
O czym jest "Pod wiatr"?
Co bardziej złośliwi piszą, że "nie wiadomo", że "obejrzeli, ale nie wiedzą, o czym to jest". To dosyć brutalna opinia, bo aż tak źle z polską produkcją nie jest. Owszem, nie jest to film najwyższych lotów, za to naszpikowany schematami i dosyć sztampowymi rozwiązaniami, ale – mając w pamięci polską szkołę robienia gów***ych komedii romantycznych i najgorsze przykłady upadku godności i dobrego smaku – naprawdę da się "Pod wiatr" oglądać bez poczucia wstydu.
"Fale, słońce i pasja towarzyszą w nadmorskim kurorcie zakochanej w instruktorze kitesurfingu nastolatce z zamożnej rodziny" – z tego krótkiego opisu dowiadujemy się, że film w reżyserii Kristoffera Rusa to właściwie kino nastolatkowe, które w pierwszej chwili bardzo luźno skojarzyło mi się z "Wszystko, co kocham".
Dłuższy opis dostępny w sieci zdradza jednak trochę więcej. Ona, czyli Anna (Sonia Mietielica znana z "Pułapki", "Handlarza cudów" czy "Wilkołaka") kończy prestiżowe warszawskie liceum i dostaje się na medycynę w Londynie. On, czyli Michał (Jakub Sasak) pracuje jako instruktor kitesurfingu nad morzem, dzięki czemu łączy zarabianie pieniędzy oraz pasję. Nasi bohaterowie poznają się na Helu.
Dalej jest równie schematycznie: "Niezwykły urok chłopaka powoduje, że dziewczyna przekracza swoje granice i wkracza w zupełnie nieznany świat kitesurfingu, muzyki i zabawy. Rodzące się między nimi uczucie nie podoba się ani jej rodzinie, ani jego przyjaciołom. Czy związek Ani i Michała jest na tyle silny, że pokona przeciwności i stanie się czymś więcej niż tylko wakacyjną miłością?".
Straszny opis, bo też nie do końca zgodny z prawdą. Nie jest tak, że nagła i wielka wakacyjna miłość Anny i Michała napotyka przeszkody rodem ze sztuki Szekspira. Właściwie te "przeciwności" ograniczają się do wrogiego wzroku przyjaciółki chłopaka i pretensji ojca Ani, że napisała smsa, a nie zadzwoniła, gdzie jest i co robi.
Fabularnie nie ma tu zatem wielkich zaskoczeń i niecodziennych rozwiązań, które odróżniałby ten film od innych w tematyce miłostkowej. Może dlatego polscy widzowie bardziej zwracają uwagę na "to drugie dno", czyli dosyć sarkastyczne ukazanie bywalców Chałup i Półwyspu Helskiego – wszyscy wiedzą, że od kilku lat to nie tylko piękne miejsce na wakacyjny odpoczynek, ale modna miejscówka, którą niektórzy oceniają jako szpanerską i "bananową", również dlatego, że masowo jeżdżą tam mieszkańcy Warszawy.
I tak w "Pod wiatr" pojawia się grupa zblazowanych, kochających luksus i bycie obsługiwanym gości, a obok niej wyzwolona, radosna i lubiąca zabawę paczka kitesurferów. Ten "kontrast" trochę jednak kuleje. Głównie dlatego, że właściwie to "szalenie ceniący wolność kitesurferzy" wyglądają jak reprezentanci stolicy na wywczasie – drogi sprzęt, ubrania modnych marek, imprezki na plaży z lampkami i kolorowymi drineczkami. Czymże to jest, jeżeli nie konsumpcjonistycznym zniewoleniem, kreacją godną Instagrama?
Miły film o lecie
Tak czy siak, jeżeli odłożymy na bok wszelkie ekonomiczno-społeczno-klasowe rozważania: nawet miło się na to patrzy. Jeżeli trochę przymkniemy oczy, skupimy się na falach i fajnych ujęciach w wodzie, wsłuchamy się w muzykę i wyłączymy tryb "krytyka polskich romkomów", to jest to seans znośny, chwilami wręcz przyjemny.
Dużym plusem jest obsada – to głównie młodzi, jeszcze nie tak bardzo znani aktorzy. Obok duetu Mietielica-Sasak wystąpili Waleria Gorobets, Sebastian Dela, Ilona Ostrowska, Jakub Czachor, Jakub Kuzia, Kornelia Strzelecka. Drugi plan obsadzono bardziej znanymi twarzami: Agnieszka Żulewską, Marcinem Perchuciem, Sonią Bohosiewicz, Grzegorzem Małeckim.
Aktorsko "Pod wiatr" się broni. Na szczęście twórcy zrezygnowali z przerysowanych, przedziwnych, żenujących, wrzeszcząco-dramatycznych scen, które charakteryzują polskie komedie romantyczne. Tutaj te nastroje są stonowane, więc łatwiej przymknąć oko na kulejące dialogi i kiczowate nieraz ujęcia (nie mogło zabraknąć seksu na plaży i łzawiącego oka, które widzi coś, czego widzieć nie powinno!).
Na co jednak szczególnie zwracają uwagę zagraniczni widzowie, to muzyka (Łukasz Lach). I tutaj akurat należą się ogromne brawa za zaangażowanie zespołu Bitamina, który ciekawie wkręcony jest w fabułę i wykorzystanie piosenek Bass Astral x Igo. Na ekranie pojawia się również Wojciech Gąssowski i "Gdzie się podziały tamte prywatki", co właściwie uznam za rodzaj filmowej autoironii.
I zdaje się, że właśnie przyjemne dźwięki, fajne nadmorskie ujęcia, wspomnienie lata i spokój, który bije od "Pod wiatr", sprawiły, że widzowie machnęli ręką na jakieś niedociągnięcia czy kicze. Po prostu polubili prostą historię o miłości nad morzem. Luty to chyba idealny moment, żeby zaplanować wakacje...
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut