Cały czas trwa kryzys między Rosją a Ukrainą. Zachód boi się, że Kreml tylko czeka, aby zaatakować swojego sąsiada. W czwartek takie obawy wyraził szef NATO. Jego zdaniem, Moskowa szuka pretekstu, aby dokonać inwazji. Jego obawy podziela ambasador USA przy ONZ, która mówi, że dowody wskazują, iż Rosja zmierza w kierunku inwazji.
Absolwentka dziennikarstwa na UMCS i Uniwersytecie Warszawskim. Przez kilka lat związana z Polską Agencją Prasową. Obecnie reporterka newsowa w naTemat.pl.
W czwartek w kwaterze głównej NATO w Brukseli sekretarz generalny tej organizacji Jens Stoltenberg mówił, że mimo sygnałów z Rosji "sojusznicy wciąż szukają dyplomatycznego rozwiązania" tego kryzysu.
Szef NATO mówi o koncentracji rosyjskich wojsk
Podkreślił jednak, że wbrew temu, co mówią Rosjanie, "w terenie" nie widać deeskalacji wojsk, ale ich koncentrację. – Obawiamy się, że Rosja szuka pretekstu, aby dokonać inwazji na Ukrainę – zawyrokował Stoltenberg.
Jak tłumaczył, Rosja zgromadziła dość wojska na granicy z Ukrainą, by w każdej chwili rozpocząć pełnoskalową inwazję. W jego ocenie to nie są normalne ćwiczenia czy normalne działania. Zaapelował jednocześnie o deeskalację, na którą, jego zdaniem, nigdy nie jest za późno.
Z kolei ambasador USA przy ONZ twierdzi, że dowody wskazują, że Władimir Putin zmierza w kierunku inwazji. Linda Thomas-Greenfield przekazała, że "dowody na miejscu wskazują, że Rosja ruszyła w kierunku nadchodzącej inwazji".
"Zdjęcia satelitarne z ostatnich 48 godzin nadal pokazują wzmożoną aktywność wojskową na Białorusi, Krymie i zachodniej Rosji. Poniższe zdjęcia pochodzą z 15 lutego i pokazują nowy most pontonowy nad rzeką Prypeć na Białorusi" – napisał na Twitterze amerykański dziennikarz Christopher Miller.
Jak poinformowało CNN, most mógł powstać nawet w ciągu doby. Należy podkreślić, że nie wiadomo, kto tak naprawdę odpowiada za budowę obiektu. Może to być strona rosyjska lub białoruska.
Rosjanie mają przygotowywać się do wojny
– Rosjanie budują mosty, szpitale polowe i wszelkiego rodzaju infrastrukturę wsparcia. Nie traktujemy poważnie ich twierdzeń o deeskalacji – powiedział anonimowy informator serwisu informacyjnego.
Przypomnijmy, że Służba Wywiadu Zagranicznego Estonii zwróciła uwagę na pełną mobilizację operacyjną wojsk rosyjskich. W oficjalnym komunikacie oszacowano termin inwazji na drugą połowę lutego.
Od rozpoczęcia działań zbrojnych ma już zależeć tylko i wyłącznie polityczna decyzja Władimira Putina. Prezydent miał zmobilizować aż 150 tysięcy żołnierzy na granicy. Służby specjalne określiły to jako największy wzrost potęgi militarnej Rosji od 1990 roku.
Co więcej, zdjęcia satelitarne miały wykazać przemieszczanie się konwoju wojskowego wraz z większością sprzętu.
Jednym ze scenariuszy rozpoczęcia inwazji ma być rosyjska prowokacja, która dałaby pretekst do rozpoczęcia okupacji. Tymczasem, separatyści z Ługańska wydali oświadczenie o rzekomym czterokrotnym otworzeniu ognia ze strony ukraińskich żołnierzy.
Rzecznik sił zbrojnych Ukrainy w rozmowie z agencją Reutera powiedział jednak, że strzały padły w kierunku strony ukraińskiej. – Nasze pozycje zostały ostrzelane zakazaną bronią, w tym artylerią kalibru 122 mm. Ukraińskie wojsko nie odpowiedziało ogniem – powiedział.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut