– Wydawało mi się, że najlepszym aktorem na świecie jest Laurence Olivier, ale teraz już nie jestem tego pewien – powiedział brytyjski reżyser po pracy z Tadeuszem Łomnickim. Dziś mija 30 lat od śmierci legendy polskiego aktorstwa.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Tadeusz Łomnicki urodził się 18 lipca 1927 roku Podhajcach koło Lwowa. Aktorem nie zostałby, gdyby nie przypadek –będąc na egzaminach w Krakowie, pomylił drzwi i zamiast trafić przed komisję egzaminującą przyszłych dramaturgów, znalazł się na sprawdzianie aktorskim. Wypadł na tyle dobrze, że został przyjęty do Studium Aktorskiego przy Starym Teatrze.
Łomnicki stworzył wiele genialnych teatralnych ról, do których zalicza się m.in. Kordiana (1956, reż. Erwin Axer) w Teatrze Narodowym, skąpego Łatkę w "Dożywociu" Aleksandra Fredry (1963, reż. Jerzy Kreczmar) we Współczesnym, plebejusza i satrapę w "Przedstawieniu Hamleta we wsi Głucha Dolna" Ivo Brešana (1977, reż. Kazimierz Kutz) w Teatrze na Woli oraz aktora pragnącego powrócić na scenę w "Ja, Feuerbach" Tankreda Dorsta (1988, we własnej reżyserii) w Teatrze Dramatycznym.
Ogólnonarodową sławę zyskał dzięki głównej roli w filmie "Pan Wołodyjowski" (1968) Jerzego Hoffmana. Tak wspominał go reżyser kultowego widowiska historycznego:
"Łomnicki na okres 'Pana Wołodyjowskiego' wypisał się z innych zajęć. Jego nie trzeba było reżyserować, choć charakter miał nie najłatwiejszy. To był damski bokser, ale na planie pracował ciężko, i był zdyscyplinowany. On dla tej roli, mając 40-tkę na karku, schudł kilkanaście kilogramów, nauczył się jeździć konno i świetnie opanował szermierkę" – opowiadał Hoffman.
"Za 'Pana Wołodyjowskiego' dostał nagrodę w Moskwie. To uśmierzyło jego ból, że jest fenomenalnym aktorem teatralnym, lecz o twarzy tak pospolitej i tak ciężkiej dupie, że gdy szedł ulicą, nikt go nie rozpoznawał. Dopiero po Wołodyjowskim stał się narodowym bohaterem" – dodał.
Łomnicki grał u wielu wielkich reżyserów, m.in. u Aleksandra Forda, Andrzeja Munka, Janusza Morgensterna, Krzysztofa Kieślowskiego, Filipa Bajona, Krzysztofa Zanussiego, Wojciecha Marczewskiego, Marka Koterskiego oraz Jerzego Skolimowskiego.
Tadeusz Łomnicki – aktor świadomy swojego talentu
Łomnicki był świadomy swojego talentu. Gdy pewnego razu jeden z reżyserów próbował go instruować, powiedział: "Spier...j, wiem, jak grać". Twierdził też, że zazdrości widowni teatralnej oglądającej go "Karierze Arturo Ui" (1962) Bertolta Brechta w Teatrze Współczesnym w Warszawie.
Zdolności aktora docenił także brytyjski reżyser Lindsay Anderson, który pracował z nim nad spektaklem "Nie do obrony" (1966) Johna Osborne’a w Teatrze Współczesnym. Anderson powiedział o Łomnickim tak: "Wydawało mi się, że najlepszym aktorem na świecie jest Laurence Olivier, ale teraz już nie jestem tego pewien".
Gdy Wajda odmówił Łomnickiemu wyreżyserowania "Króla Leara", aktor udał się do Eugeniusza Korina do Teatru Nowego w Poznaniu. Na deskach tego teatru legendarny Łomnicki spędził ostatnie chwile.
Grający Gloucestera Witold Dębicki wspominał to tak: "Robimy dialog Leara z Gloucesterem, siedzę na proscenium, oślepiony. Łomnicki wbiega w pierwszą kulisę. Wymyślił sobie, że przebiegnie za scenicznym horyzontem i wróci z drugiej strony. Nie wrócił. Usłyszałem łomot, jakby ktoś padł. Koleżanka grająca jedną z córek Leara zawołała: Czy jest lekarz?!" – relacjonował.
Tadeusz Łomnicki zmarł na próbie "Króla Leara" 30 lat temu 22 lutego 1992 roku. Po planowanej na marzec premierze dramatu, miał udać się do Londynu na operację wymiany zastawek serca.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.