Mimo zabiegów dyplomatycznych Rosja zaatakowała Ukrainę. Nikt nie wie, co będzie dalej, Zachód tworzy możliwe scenariusze, a z Ukrainy dochodzą przerażające doniesienia. Co siedzi w głowie Putina? Czy cokolwiek może go jeszcze powstrzymać? Sankcje, szczególnie ostre, są oczywiście ważne, ale nie wystarczą – mówi naTemat dr Szymon Kardaś, główny specjalista Zespołu Rosyjskiego w Ośrodku Studiów Wschodnich.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Obudziliśmy się rano w nowej, wojennej, rzeczywistości. Słyszymy o atakach coraz bliżej Kijowa i w innych miastach. Czy Putina można jeszcze zatrzymać?
Mam wrażenie, że jego agresję militarną można zatrzymać wyłącznie odpowiedzią militarną. Sankcje, szczególnie ostre, są oczywiście ważne, ale nie wystarczą. Moim zdaniem on wkalkulował w tej chwili to, że nawet jeśli pojawi się odpowiedź sankcyjna i mogą to być ostre sankcje, nie przerwie operacji militarnej, dopóki nie zrealizuje swoich celów. Chyba, że Ukraina się obroni.
Fundamentalne znaczenie w tej chwili ma to, co dzieje się w polu, czyli fizyczna obrona Ukrainy przed rosyjską agresją. Mam wrażenie, że nic politycznego i sankcyjnego na tym etapie nie jest w stanie zadziałać. Jeśli Putin zdecydował się na tę inwazję, to mam wrażenie, że wkalkulował tego typu odpowiedzi. Moim zdaniem jedyne, co jest w stanie go zatrzymać, to fizyczny opór.
To najgorszy scenariusz.
Tak. Generalnie dotąd Putin był postrzegany jako przywódca podejmujący asertywne, a niekiedy agresywne decyzje w polityce zagranicznej, ale nie szalone, czyli takie, które wiążą się z gigantycznym ryzykiem co do potencjalnych skutków.
Kiedy w nocy okazało się, że rosyjska telewizja emituje specjalne orędzie Putina, stało się jasne, że potwierdzają się wcześniejsze przecieki, iż Rosja zdecydowała się dokonać inwazji na Ukrainę na pełną skalę. Z bardzo agresywnego w warstwie retorycznej przemówienia wynikało też, że operacji przyświecać będą fundamentalne cele polityczne, czyli doprowadzenie do upadku rządu w Kijowie i przejęcie kontroli nad Ukrainą.
Mam wrażenie, że jeśli militarnie nie da się tego zatrzymać, to żaden inny argument nie zadziała.
Czytaj także:
Czego możemy się teraz spodziewać?
Rosyjskie działania prowadzone są na terenie Ukrainy i nie występuje bezpośrednie zagrożenie dla krajów sąsiednich. Jednocześnie w nocnym przemówieniu Putin wyraźnie powiedział, że wszyscy ci, którzy będą mieszać się z zewnątrz, niech uważają, bo będzie odpowiedź, jaka nikomu się nie śniła. Czyli był to sygnał, by Zachód w żaden sposób nie angażował się militarnie w to, co się dzieje. Czyli, żeby pozwolił Putinowi rozprawić się z Ukrainą. To był jednoznaczny sygnał.
W przypadku, gdy po stronie zachodniej nie będzie żadnego zaangażowania o charakterze militarnym, to na tym etapie, przynajmniej teoretycznie, zagrożenia nie ma.
Ale jeśli chodzi o zatrzymanie Putina w zakresie operacji, którą zarządził i prowadzi na Ukrainie, to stanowi ona przede wszystkim wyzwanie i test dla zdolności bojowych ukraińskiej armii. Na obecnym etapie jedynie odpór militarny jest w stanie zatrzymać Władimira Putina. Innej opcji nie widzę.
Bardzo Putin Pana zaskoczył?
Absolutnie tak. Bardzo. Przez wiele tygodni konsekwentnie trzymałem się tezy, że wszystko, co robią Rosjanie, to element presji polityczno-wojskowej, żeby wymusić na Zachodzie strategiczne ustępstwa dotyczące architektury bezpieczeństwa w Europie (w tym w m. in. prawne gwarancje nierozszerzania NATO na Wschód, w tym o Ukrainę), czy też ustępstwa na władzach w Kijowie w odniesieniu do implementacji tzw. porozumień mińskich. Jednocześnie to, co wydawało się najbardziej prawdopodobnym wariantem - spośród tych wojskowych – to ograniczona eskalacja w samym Donbasie.
Dla mnie scenariusz inwazji na pełną skalę zawsze był najmniej prawdopodobny. Tymczasem od jesieni ub. roku Waszyngton konsekwentnie informował opinię publiczną o tym, że Rosja szykuje się frontalnego ataku na Ukrainę. I ten scenariusz, o którym mówili Amerykanie, właśnie się sprawdza.
Sytuacja na Ukrainie jest cały czas dynamiczna. Należy uważnie śledzić doniesienia, selekcjonować informacje, odrzucając rozmaite wrzutki dezinformacyjne, szczególnie pochodzące z rosyjskich źródeł.
Czytaj także:
To jest szaleństwo. Co siedzi w głowie Putina? Wielu dziś się nad tym zastanawia.
Mam wrażenie, że przekroczył pewien Rubikon. Zawsze widziałem w nim przywódcę, który czasami nas zaskakuje, podejmuje decyzje, które rodzą negatywne konsekwencje dla Zachodu.
Ale postrzegałem go w kategoriach człowieka, który unika decyzji nazbyt ryzykownych, czyli takich, które mogłyby generować nieprzewidywalne koszty i skutki, nie tylko finansowe. To w moich oczach zmniejszało prawdopodobieństwo inwazji na pełną skalę. Wydawało mi się, że to za duże ryzyko, a Putin przez 20 lat pokazał, że nie jest typem ryzykanta.
W tym sensie dla mnie to przełom. Putin zdecydował się wywrócić stolik i uczynić poważny krok w kierunku rewizji architektury bezpieczeństwa w Europie. Podjął decyzję o trudnych do przewidzenia konsekwencjach. Z czymś takim, jeśli chodzi o Putina, mamy do czynienia po raz pierwszy.
Wyłania się z nich obraz człowieka ogarniętego ukraińską obsesją, traktującego jednocześnie konflikt z Kijowem jako element konfrontacji z Zachodem. Absurdalne tezy, które wygłaszał Putin oraz widoczne przy tej okazji emocje, są dla świata sygnałem, że polityka zagraniczna Rosji może być w przyszłości nie tylko jeszcze bardziej agresywna, ale też coraz bardziej nieprzewidywalna.