– Oto nasza ukraińska rewolucja. Niezła zabawa, co? – ironizuje przed kamerą 16-letni chłopak. Za jego plecami widzimy zdewastowane ulice i brutalną walkę pomiędzy obywatelami a milicją – to kadry z protestów na Majdanie, do których doszło w latach 2013-2014. Dokument Netflixa "Winter on fire. Ukraine's fight for freedom" pokazuje wydarzenia, które w pośredni sposób przyczyniły się do wybuchu wojny na Ukrainie.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Dokument Netflixa "Winter on fire. Ukraine's fight for freedom" opowiada o protestach na Majdanie, do których doszło na Ukrainie w latach 2013-2014. Uważa się, że wydarzenia te zaogniły konflikt rosyjsko-ukraiński i doprowadziły do zajęcia Krymu, konfliktu zbrojnego w Donbasie oraz pośrednio wybuchu wojny na Ukrainie.
Film pokazuje nagrania archiwalne z ulic Kijowa będących świadkami starć obywateli z milicją.
W dokumencie wypowiadają się jedynie osoby, które brały udział w protestach Euromajdanu.
Pewnego razu na Majdanie
Prezydent Ukrainy Wiktor Janukowyczzapewniał obywateli, że państwo zmierza ku niepodległości i przystąpi do Unii Europejskiej. Okazało się, że kłamał – 23 listopada 2013 roku odłożył podpisanie umowy stowarzyszeniowej z UE, a zamiast tego ogłosił sojusz z Putinowską Rosją. Wściekli i rozgoryczeni obywatele wyszli na ulice.
– Zobaczyłem w mediach społecznościowych informację o proteście, zamknąłem laptopa i wyszedłem z domu. Otworzyłem go dopiero po 1,5 miesiąca – wspominał jeden z uczestników protestów na Majdanie w filmie "Winter on fire. Ukraine's fight for freedom".
Protesty początkowo były pokojowe: ludzie śpiewali, śmiali się i tańczyli w ramach sprzeciwu wobec reżimu Janukowycza. Wszystko zmieniło się jednak, kiedy 30 listopada 2013 roku do akcji wkroczyły oddziały "Berkutu" – wyspecjalizowane jednostki ukraińskiej policji, które podjęły brutalną próbę stłumienia protestów. To wtedy zaczęło się piekło.
"Berkutowcy" katowali protestujących stalowymi pałkami, a w broniach niektórych z nich podmieniono gumową amunicję na ostrą. – Dlaczego krzywdzicie swoich braci? – pytali funkcjonariuszy skatowani protestujący.
Dokument Netflixa "Winter on fire. Ukraine's fight for freedom" składa się przede wszystkim z archiwalnych nagrań wydarzeń, których brutalności przez 93 dni niemymi świadkami były kijowskie ulice, a przede wszystkim plac Niepodległości, nazwany później Euromajdanem.
Twórcy nie epatują przemocą, ale kamera nie oszczędza widzom drastycznych widoków. Pokazuje nieludzkie traktowanie protestujących przez berkutowców, którzy nie mieli najmniejszego problemu z kopaniem leżącego czy okładaniem go metalową pałką.
Na tym nie kończyła się jednak brutalność specjalnych oddziałów milicji. Nie mieli oni żadnych oporów przed atakowaniem jednostek Czerwonego Krzyża, a nawet z wystawieniem snajperów do strzelania do ludzi z dachów. – To było nic innego jak zbiorowy mord – ocenił działania kierowanych przez rząd berkutowców jeden z aktywistów Euromajdanu.
Bezwzględność berkutowców wpłynęła na żądania obywateli. Początkowo domagali się jedynie przystąpienia do UE, jednak z czasem protesty nabrały ogólnonarodowego i antyrządowego charakteru. Ludzie chcieli natychmiastowego odsunięcia od władzy Wiktora Janukowycza, w czym nie pomagała im opieszała opozycja z Witalijem Kłyczkiem (obecnym burmistrzem Kijowa) na czele.
Dokument pokazał również tę jaśniejszą stronę protestów: to, w jaki sposób zjednoczyły one ludzi ponad wszelkimi podziałami. Politycznymi, a nawet religijnymi – w filmie jest sporo ujęć pokazujących duchownych różnych wyznań modlących się wspólnie w intencji protestujących i swojego kraju.
W filmie nie wypowiadają się "mądre głowy", na zimno i po fakcie analizujące rozgrywające się na Ukrainie wydarzenia. Bohaterami dokumentu są uczestnicy protestu – osoby, które na Majdanie otarły się o śmierć lub straciły swoich bliskich czy przyjaciół. Wiele z nich relacjonowało wydarzenia na żywo.
W sypiącym z nieba śniegu i w minusowych temperaturach nie protestowali jedynie dorośli, ale także młodzież i dzieci. – Oni mają zgniłe duszy – mówił na nagraniu o obozie władzy i berkutowcach 12-letni chłopiec, który razem z dorosłymi walczył na barykadach w obronie wolności i niepodległości swojego kraju.
Czytaj także:
Jak Majdan wpłynął na wojnę na Ukrainie?
Władimir Putin zawsze z nienawiścią patrzył na zapędy niepodległościowe Ukrainy. Protesty na Majdanie udowodniły, że Ukraińcy nie zamierzają oddać wolności bez walki, co skłoniło go do drastycznych interwencji w regionie – niedługo po Euromajdanie zajął Krym, a następnie zaatakował Donbas.
W trwających od 23 listopada 2013 roku do 22 lutego 2014 roku protestach zginęło łącznie 125 osób, a 1890 zostało rannych. W chwili kręcenia dokumentu (2015 r.) za zaginionych uważano 65 osób. To wszystko wydarzyło się w ciągu 93 dni, a ile istnień pochłonie wojna na Ukrainie?
Chociaż wypowiadająca się w dokumencie z 2015 roku tłumaczka i uczestniczka Euromajdanu Ekaterina Averchenko cieszyła się z chwilowego zwycięstwa obywateli (dzięki protestom na Majdanie udało się odsunąć Janukowycza od władzy), nie kryła rozżalenia.
– Nie mogę pogodzić się z tym... że po tylu wojnach na świecie wciąż rozwiązujemy problemy, zabijając się nawzajem – powiedziała ze łzami w oczach. I to jest chyba najlepsza puenta tego co było i wkrótce nadejdzie.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.