Środowy poranek przyniósł nowe ataki rakietowe Rosji na Charków. Zniszczony został gmach regionalnej policji i służby bezpieczeństwa. To już kolejny dzień dramatycznej sytuacji w tym mieście. – Ostrzał Charkowa ostatniej doby sprawił, że co najmniej 21 osób nie żyje, a 112 zostało rannych – poinformował szef obwodowej administracji. Dlaczego Władimir Putin tak bardzo mści się na Charkowie? Wyjaśnienie wydaje się proste.
Ostatnie godziny to seria rosyjskich ataków na Charków. Minionej doby zginęło co 20 osób a ponad 110 zostało rannych.
Charków to drugie co do wielkości miasto w Ukrainie (po Kijowie), liczy ok. 1,43 mln mieszkańców.
Obwód charkowski to rejon, gdzie mieszka dość liczna mniejszość rosyjska, a większość mieszkańców posługuje się na co dzień językiem rosyjskim.
To wygląda tak, jakby Putin uwziął się na to bohaterskie miasto. W ostatnich godzinach niemal co chwilę pojawiają się nowe doniesienia o atakach na Charków. W środowy poranek rosyjskie rakiety uderzyły w budynki regionalnej policji i służby bezpieczeństwa.
Zniszczony jednak został nie tylko ten gmach. Jak relacjonuje "Ukraińska Prawda", rakieta uderzyła także w sąsiedni budynek mieszkalny. W ogniu stanął również pobliski gmach Wydziału Socjologii charkowskiego uniwersytetu.
Wszędzie wokół unosi się ogień i dym, na nagraniach z centrum Charkowa widać gruzowisko.
Ofiary w Charkowie
Na tym jednak nie kończy się lista dramatycznych doniesień z ostatnich godzin. – Ostrzał Charkowa w ciągu ostatniej doby sprawił, że co najmniej 21 osób nie żyje, a 112 zostało rannych – poinformował nad ranem Ołeh Syniehubow, szef administracji obwodu charkowskiego.
– W ciągu ostatniej doby Charków był pod ostrzałem lotnictwa, artylerii i broni palnej, ale miasto stawiło opór – podkreślił Syniehubow. Przyznał, że rosyjski sprzęt wojskowy wjeżdżał do północno-wschodnich i północnych dzielnic miasta, czyli tych położonych bliżej granicy z Rosją.
Budynków trafionych w Charkowie przez rosyjskie rakiety nie sposób zliczyć. Trwa pożar w charkowskiej uczelni wojsk pancernych, którą nocą zaatakowano z powietrza. Płonie też Wydział Ekonomii Charkowskiego Uniwersytetu Narodowego.
Wtorkowy atak był równie silnie zmasowany. Do potężnej eksplozji doszło na Placu Wolności. Rakieta uderzyła w budynek Obwodowej Administracji Państwowej. W wyniku tego ataku zginęło 7 osób, a 24 zostały ranne, w tym jedno dziecko.
Z kolei wieczorem 28 lutego Rosjanie wysłali nad Charków bombowiec Tu-22m3. Z niego wystrzelono 16 pocisków na miasto, dokładniej na zwykłe dzielnice mieszkaniowe. Pociski spadły m.in. na wieżowce i budynki szkolne.
Dlaczego Putin tak mści się na Charkowie?
Prezydent UkrainyWołodymyr Zełenski przyznał, że obecnie Kijów i Charków to główne cele rosyjskich działań wojennych. To oczywiście można wyjaśnić faktem, że Charków to po stolicy kraju drugie co do wielkości miasto w Ukrainie liczące niemal półtora miliona mieszkańców (1,43 mln wg danych za rok 2021).
Ale to nie byłaby pełna odpowiedź na pytanie, dlaczego Władimir Putin tak bardzo uwziął się akurat na to miasto. Bo tu nie chodzi tylko i wyłącznie o wielkość Charkowa. Gdy na samym początku inwazji rosyjskie wojska atakowały Charków, pojawiały się opinie, iż Kreml liczył na bardzo łatwe zdobycie tego miasta.
Czytaj także: Dlaczego Rosja atakuje Ukrainę? Odpowiedź na to pytanie jest porażająca
Jednym z pretekstów ataku na Ukrainę była ochrona rosyjskojęzycznej mniejszości w tym kraju. Putin swojemu społeczeństwu tak właśnie usiłował tłumaczyć atak - że Rosjanie niosą pomoc tym, którzy w swoim kraju nie mogą rozmawiać po rosyjsku.
Żołnierzom najpewniej wmawiano, że na ulicach Charkowa będą witani kwiatami. Świadczyć może choćby ujawniony przez stronę ukraińską SMS znaleziony w telefonie rosyjskiego żołnierza, który zginął w tej wojnie:
Mamo, jestem w Ukrainie. Tu toczy się prawdziwa wojna. Boję się. Bombardujemy wszystkie miasta, strzelamy do cywilów. Mówili nam, że będziemy tu witani. Ale rzucają się tu pod nasze czołgi, nie chcą, byśmy przejechali. Nazywają nas faszystami. Mamo, jest ciężko.
Rosyjska armia mogła faktycznie karmić żołnierzy taką propagandą, bo niewykluczone, że sam Putin w to wierzył. Przekonanie, że gdzie jak gdzie, ale w Charkowie jego wojska będą uznawane za "wyzwolicieli", rosyjski prezydent mógł czerpać z sondaży.
Ze spisu powszechnego z 2001 r. wynikało, że ponad 14 mln Ukraińców uważa język rosyjski za swój język ojczysty. To bardzo dużo, niemal 30 proc. społeczeństwa. Jednak badania opinii publicznej wykazywały, że ten odsetek jest i tak dużo wyższy i sięga nawet 46 proc.
Najwyższy odsetek rosyjskojęzycznej części społeczeństwa Ukrainy jest oczywiście na Krymie (niemal 100 proc.), a także w obwodach donieckim i ługańskim (ok. 90 proc.), czyli na terenach już wcześniej podporządkowanych Federacji Rosyjskiej.
Ale i w obwodzie charkowskim ten odsetek jest bardzo wysoki. Tu 74 proc. społeczeństwa w sondażu deklarowało, że w domu na co dzień posługuje się językiem rosyjskim. Część z nich to etniczni Rosjanie, ale w tym gronie wielu to Ukraińcy, którzy języka ukraińskiego raczej nie używają. Według spisu powszechnego Rosjanie w tym obwodzie stanowili 44 proc. społeczeństwa.
Można więc podejrzewać, że Putin liczył właśnie na nich, z przekonaniem, iż dla nich będzie się jawił jako wyzwoliciel. Tymczasem Charków stawił potężny opór już od pierwszych dni wojny. I tego rosyjski dyktator nie jest w stanie przełknąć.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.