Dziwnym trafem Władimir Putin jeszcze w jakiś sposób tolerował nieliczne liberalne media w Rosji. "To zakneblowanie dziesiątków milionów Rosjan" – w taki sposób portal "Nowaja Gazieta" skomentował zamknięcie radia Echo Moskwy oraz telewizji Dożd (Deszcz). "Nowaja Gazieta" od teraz pozostaje w Rosji bodaj jedynym medium, w którym można przeczytać prawdę o wojnie. Ale - uwaga! - bez użycia słów "wojna" czy "inwazja".
Rosyjska Prokuratura Generalna nakazała Roskomnadzorowi wyłączenie niezależnych nadawców: radia Echo Moskwy i telewizji Dożd
Obie stacje nie tylko nie nadają swoich programów, ale też zablokowano ich strony internetowe
To kara za to, jak Echo Moskwy i Dożd relacjonowały wojnę w Ukrainie
Bodaj jedynym medium w Rosji, które w sposób niezależny opisuje sytuację, pozostała "Nowaja Gazieta"
"Sami wiecie, jak nazwać to, co się dzieje" – tymi słowami zaczyna się tytuł jednego z głównych artykułów na portalu "Nowaja Gazieta" (novayagazeta.ru). Tekst zilustrowany jest zdjęciem z centrum Charkowa, na którym widać zniszczenia powstałe w wyniku rosyjskiego ataku rakietowego.
Dlaczego w tytule nie pada słowo "wojna"? Bo teraz jest ono w rosyjskich mediach zakazane. "Nowaja Gazieta" w redakcyjnej notce wyjaśnia, że żądanie takie zgłosiły Prokuratura Generalna oraz Roskomnadzor, czyli Federalna Służba Nadzoru Komunikacji, Informatyki i Środków Masowego Przekazu.
Prokuratura Generalna i Roskomnadzor domagają się od "Nowej Gaziety" i innych niezależnych mediów usunięcia materiałów opisujących operacje wojskowe na terytorium Ukrainy jako "wojnę", "agresję" lub "inwazję". W przeciwnym razie mediom grożą ogromne kary i perspektywa likwidacji.
Portal podaje, że żądanie zostało omówione w gronie pracowników i współpracowników i opracowano dwa możliwe wyjścia: pracować nadal pod wojskową cenzurą, spełniając wymagania władz lub zawiesić pracę redakcji do końca "operacji specjalnej".
W głosowaniu wzięło udział blisko 4,5 tys. osób, prawie 94 proc. opowiedziało się za tym, by redakcja działała, stosując się do cenzorskich wymagań. Stąd na stronach portalu nie znajdzie się już słów "agresja" czy "inwazja", a próby innego opisania tego, co rosyjskie wojska robią w Ukrainie. Całkiem prawdopodobne, że ta decyzja uchroniła portal przed zamknięciem.
Inne niezależne media, radio Echo Moskwy i telewizja Dożd, tego szczęścia nie miały. Prokuratura zarzuciła tym mediom rozpowszechnianie treści nawołujących do działań ekstremistycznych, a także "fałszywych informacji dotyczących działań rosyjskiego personelu wojskowego w ramach operacji specjalnej". Mówiąc wprost, chodziło o niewygodne dla władzy informacje, że rosyjska armia ostrzeliwuje miasta i że giną cywile.
Czytaj także: Syndrom hybris, czyli co siedzi w głowie Putina? Psychologowie już dawno to analizowali
Represje na media, które relacjonowały wydarzenia w Ukrainie, nie traktując oficjalnej linii Kremla jako prawdy objawionej, zaczęły się już nieco wcześniej. Zablokowano m.in. stronę telewizji Nastojaszczeje Wriemia i serwis Tajga.info, ale to media o wiele mniejsze. Teraz kary dotknęły redakcje o wiele większym znaczeniu, zasięgu i historii.
Echo Moskwy zniknęło z fal eteru, Dożd z ekranów. Obie stacje mają też zablokowane swoje strony internetowe. Telewizji Dożd udaje się jeszcze prowadzić transmisję na kanale YouTube. Ale to już naprawdę resztki możliwości niezależnych rosyjskich dziennikarzy, aby z prawdą o wojnie dotrzeć do społeczeństwa. Rosjanie generalnie są skazani na przekaz Kremla.
Szef radia Aleksiej Wenediktow informując o tym, że stacja została zdjęta z anteny, podkreślał, że oskarżenia przeciwko redakcji są bezpodstawne i obraźliwe, i że będzie walczył z nimi w sądach.
Echo Moskwy i Dożd to stacje z długimi tradycjami. Telewizja powstała w 2010 r. i nieraz dała się Kremlowi we znaki.
Radio zostało stworzone w 1990 r. i ogromną popularność zyskało podczas puczu Janajewa w 1991 r., gdy ekipa "twardogłowych" w Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego próbowała obalić Michaiła Gorbaczowa. Echo Moskwy jako jedna z nieliczny redakcji miała odwagę opowiedzieć się przeciwko puczystom. I wtedy też usiłowano ją karać, ale radio przetrwało, a pucz w niesławie upadł.
Stacja ma (w zasadzie - miała) profil informacyjno-publicystyczny, a charakterystyczną cechą Echa Moskwy jest to, że znaczna część programów była tworzona na podstawie pytań nadesłanych przez słuchaczy. To tylko jeden z licznych jej fenomenów. Kolejnym jest to, że formalnie Echo Moskwy należy do kontrolowanego przez państwo Gazpromu. A jednak na antenie mogło sobie pozwolić na wiele.
Pewnie dla gospodarza Kremla było to coś w rodzaju kwiatka u kożucha, dla zachowania pozorów, że w Rosji jest demokracja i jakaś tam wolność mediów istnieje. Dziś Władimir Putin uznał, że i pozory demokracji to za wiele.
Dziennikarz zajmujący się tematyką społeczną, polityczną i kryminalną. Autor podcastów z serii "Morderstwo (nie)doskonałe". Wydawca strony głównej naTemat.pl.