Na Charków od kilku dni spadają pociski rakietowe, w sklepach brakuje jedzenia, a ludzie boją się zasnąć, bo Rosjanie atakują głównie w nocy. O obecnej sytuacji w jednym z największych ukraińskich miast opowiedział na antenie TVN24 Aleksander Tochanczyn. – My, mieszkańcy Charkowa nie pozwolimy mordercom chodzić po naszej ziemi – mówił Ukrainiec.
W telefonicznej rozmowie na żywo z dziennikarką TVN24 Aleksander Tochanczyn opisał, jak aktualnie wygląda sytuacja w Charkowie
– Wszyscy wierzymy, że miasto nie zniknie, że zawsze będzie stało na tej ziemi. Rosjanie otrzymają od nas po prostu dobrego kopniaka – mówił mieszkaniec Charkowa
24 lutego wojna w Ukrainie stała się faktem. Agresorzy bombardują nie tylko strategiczną infrastrukturę wojskową, ale też infrastrukturę cywilną, w tym budynki mieszkalne. Od początku inwazji atakowany jest przede wszystkim Kijów, ale ciężkie walki toczą się również w Charkowie, drugim po stolicy największym ukraińskim mieście.
Siły rosyjskie próbowały wkroczyć do miasta 27 lutego. Od tego czasu Siły Zbrojne Ukrainy nieustannie odpierają atak. 1 marca Rosjanie ostrzelali centrum Charkowa. W wyniku inwazji śmierć poniosło już co najmniej kilkudziesięciu cywilów.
W jakiej sytuacji jest obecnie miasto? Pod czyją jest kontrolą? Na te pytania odpowiedział w czwartek na antenie TVN24 Aleksander Tochanczyn, mieszkaniec Charkowa, który broni swojego miasta.
– Wszyscy wierzymy, że miasto nie zniknie, że zawsze będzie stało na tej ziemi. Rosjanie otrzymają od nas po prostu dobrego kopniaka. Nasi urzędnicy i wojsko cały czas kontrolują sytuację – mówił Ukrainiec. Jak relacjonował, Rosjanie atakują głównie z powietrza, strzelają z rakiet, a ataki przeprowadzają w nocy, kiedy ludzie śpią.
– My, mieszkańcy Charkowa nie pozwolimy mordercom chodzić po naszej ziemi. Oni mają spokojnie wypier***ć do swojego domu – mówił w emocjach mieszkaniec Charkowa.
W telefonicznej rozmowie na żywo z dziennikarką TVN24 Aleksander Tochanczyn podziękował też Polakom i Polkom za wsparcie dla ukraińskiego narodu i pozdrowił swoją siostrę, która mieszka w Trzebnicy. – Jadwiga, mam nadzieję, że mnie teraz słyszysz. Ze mną wszystko w porządku, Ukraina daje sobie radę – powiedział na zakończenie.
Wcześniej dziennikarze TVN rozmawiali również z innymi osobami przebywającymi w Charkowie. Wika Dawidowa chciała uciec z miasta. Na ten moment jest to jednak zbyt niebezpieczne. – W całym mieście są ostrzały. Nie wiesz, gdzie ta bomba wleci. Nie ma gdzie zatankować samochód, nie ma benzyny – relacjonowała.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut