
Syn Tadli opisał, co dzieje się na granicy węgiersko-ukraińskiej. Nie wszyscy się z nim zgodzili
Jan Kietliński włączył się w pomoc dla uchodźców Ukrainy. W najnowszym wywiadzie syn Beaty Tadli skrytykował sytuację, jaką zastał na granicy węgiersko-ukraińskiej. Nie wszystkim spodobały się jego słowa.

Reklama.
Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google
Podczas rozmowy podzielił się swoimi spostrzeżeniami o tym, co dzieje się na przejściach granicznych. Opisał, jakie trudności napotkał, kiedy próbował pomóc Ukraińcom, którzy są na Węgrzech.
– Na granicy z Ukrainą, a wcześniej na granicy z Polską, w dniach ostatnich na granicy ukraińsko-węgierskiej i ukraińsko-słowackiej działam już od kilku dni. W ostatnich dniach pojechaliśmy na Węgry, żeby odebrać grupę ludzi – zaczął.
– Pojechaliśmy tam z misją humanitarną, z misją transportową. Oczekiwaliśmy przez wiele, wiele godzin. Niestety na granicy z Węgrami sytuacja jest zupełne inna – ocenił Kietliński.
– Na Węgrzech nie ma absolutnie niczego. (...) Jeżeli nie posiadamy samochodu, jeżeli jesteśmy pieszo lub jedziemy autokarem, to utrudnienia są po prostu ogromne – przyznał syn Beaty Tadli.
– Nie ma po stronie Węgier żadnej pomocy. Nie ma absolutnie nawet jednego wolontariusza, nie ma nawet jednej pary butów, jednej ciepłej odzieży, koca czy ciepłej herbaty. Nic – mówił.
"Niemniej od samego początku konfliktu zaczęły się zbierać większe i mniejsze grupy, które z własnej woli zaczęły kursować między Budapesztem i okolicami a granicą od Zahony do Tiszabecs, dostarczając jedzenie, lekarstwa i środki czystości. (...) Przykłady takich udanych akcji mogłabym mnożyć w nieskończoność, bo to nie była jednorazowa sytuacja. To się dzieje cały czas" – czytamy w jednym z listów.
W kolejnym internautka również przekonuje, że mieszkańcy Węgier zaangażowali się w pomoc uchodźcom.
"Mieszkam na Węgrzech, znam osobiście ludzi, którzy organizują tutaj pomoc, firmy działające lokalnie zachęcają pracowników do wzięcia dodanych specjalnie na ten cel dni wolnych, żeby podjąć się zadań wolontariackich. Ludzie jeżdżą na granicę, by odbierać uchodźców i przyjmują ich w domach. W tej sytuacji ogłaszanie, że Węgrzy nie pomagają, jest bardzo nie na miejscu" – napisała.
Reklama.