Chelsea Londyn z dnia na dzień stanęła w obliczu finansowego krachu. Stało się tak za sprawą sankcji, które spadły na Romana Abramowicza, właściciela londyńskiego klubu. Rosyjski oligarcha znany z kontaktów z Władimirem Putinem dał kibicom dużo radości, ale ma też na swoim koncie sporo szemranych interesów.
Dziennikarz sportowy. Lubię papier, również ten wirtualny. Najbliżej mi do siatkówki oraz piłki nożnej. W dziennikarstwie najbardziej lubię to, że codziennie możesz na nowo pytać. Zarówno innych, jak i samego siebie.
Roman Abramowicz jest symbolem sukcesu Chelsea Londyn. Rząd Wielkiej Brytanii uderzając w rosyjskiego oligarchę trafił rykoszetem w kibiców jednego z najbardziej popularnych klubów w Anglii. To ojczyzna futbolu, do której piłka rzekomo wraca od lat, w rytm utworu "Football's Coming Home".
Wygrywali bez Romana
Prawda dla londyńskiego klubu jest okrutna. Pieniądze człowieka, który od lat był łączony z rosyjskim dyktatorem Władimirem Putinem, pozwoliły zagościć Chelsea na stałe wśród najlepszych drużyn nie tylko Premier League, ale też całej Europy.
Abramowicz kupił klub w 2003 roku. Rosjanin do Londynu przyjechał z pełnymi kieszeniami, dorabiając się fortuny w latach 90. minionego wieku. Szacuje się, że majątek rosyjskiego oligarchy oscyluje wokół kwoty przekraczającej 15 miliardów funtów. Abramowicz stał się ambasadorem petropieniędzy, które zaczęły być wpompowywane w świat piłki nożnej. Za kotarą stał Putin i jego pomysł na wejście do wielkiej piłki.
Chelsea przed rosyjską erą potrafiła wygrywać, również w europejskich pucharach. Kibice na tytuł mistrzowski w Anglii czekali od 1955 roku. Triumf w nieistniejącym już Pucharze Zdobywców Pucharów w 1998 roku miał być jednak zwiastunem powrotu Chelsea na salony.
Londyńczycy poprawili jeszcze wygraną w Superpucharze Europy w tym samym sezonie, ogrywając słynny Real Madryt (1:0). Skończyło się jednak na małym kawałeczku z tortu europejskiego blichtru i powrót do korytarza, z którego klub wyciągnął Abramowicz.
Nieograniczony budżet
Rosjanin w stolicy Wielkiej Brytanii stał się celebrytą. Uśmiechnięty od ucha do ucha, stawiał coraz pewniejsze kroki w świecie futbolu. Na początku XXI wieku nikomu nie przeszkadzało skąd Chelsea ma tak duże pieniądze na kolejne transfery. Londyńczycy (tj. Abramowicz) kupowali, konsekwentnie wymieniając drużynę, właściwie całą ławą.
Jeśli na horyzoncie pojawiał się ktoś, kto wygrywał, lądował w dzielnicy na północnym brzegu Tamizy. Tak było chociażby z Jose Mourinho. "The Special One” wygrał w 2004 roku Ligę Mistrzów, sensacyjnie sięgając po najważniejsze trofeum klubowej piłki w Europie, prowadząc FC Porto.
Na reakcję z Londynu nie trzeba było długo czekać. Abramowicz sięgnął po Portugalczyka, sprowadzając go do klubu ze Stamford Bridge i dając właściwie nieograniczone możliwości finansowe.
W 2004 roku taki potencjał miało 150 milionów euro z których Mourinho skrzętnie skorzystał sprowadzając do klubu m.in. napastnika Didiera Drogbę czy bramkarza Petra Cecha. Piłkarze szybko zaczęli święcić triumfy w Anglii. Tytuł mistrzowski Mou zdobył za pierwszym podejściem, w 2005 roku.
Przepustka do mundialu
Pieniądze Abramowicza zaczęły być legitymacją do wiary, że konkurencja w kraju i zagranicą również powinna otworzyć się na zagranicznych "inwestorów". Sytuacja w której obecnie Katarczycy pompują gigantyczne pieniądze zarówno w Paris Saint-Germain, ale również FIFA czy UEFA, nie jest dziełem przypadku.
Teoria spiskowa głosi, że postać Abramowicza i coraz mocniejsza pozycja Chelsea w międzynarodowej rywalizacji otworzyły furtkę na rynek takim gigantom jak Gazprom, obecnie flagowy partner/sponsor Champions League. Co więcej, pieniądze nie śmierdziały również szefom FIFA, którzy pod rękę z Putinem – obecnie popełniającym zbrodnie wojenne w Ukrainie – zapewnili Rosji organizację mundialu w 2018 roku.
Abramowicz na każdym kroku podkreślał i podkreśla swoje przywiązanie do londyńskiego klubu. Kiedy wojna w Ukrainie spowodowała, że Europa odpowiedziała sankcjami w stosunku do rosyjskich oligarchów, Rosjanin zareagował emocjonalnym wpisem na oficjalnej stronie klubu.
"W obecnej sytuacji podjąłem więc decyzję o sprzedaży Klubu, ponieważ uważam, że jest to w najlepszym interesie klubu, kibiców, pracowników, a także sponsorów i partnerów Klubu. Sprzedaż klubu nie będzie przyspieszona, ale będzie przebiegać zgodnie z odpowiednim procesem. Nie będę prosić o spłatę żadnych pożyczek. Dla mnie nigdy nie chodziło o biznes ani pieniądze, ale o czystą pasję do gry i klubu. Ponadto poinstruowałem mój zespół, aby założył fundację charytatywną, której przekazane zostaną wszystkie dochody netto ze sprzedaży. Fundacja będzie na rzecz wszystkich ofiar wojny w Ukrainie. Obejmuje to dostarczanie kluczowych funduszy na pilne potrzeby ofiar, a także wspieranie długoterminowej pracy na rzecz odbudowy." – napisał Abramowicz.
Brytyjskie media dosyć szybko wyłapały, że pojęcie "ofiary wojny w Ukrainie" wcale nie oznacza samych Ukraińców. A szlachetna chęć sprzedaży klubu za ok. 3 miliardy dolarów mogła być niczym innym, jak chęcią spieniężenia tego, co faktycznie można jeszcze spieniężyć przed finansową katastrofą.
Chelsea nad przepaścią?
Ta sztuka się jednak nie udała i Abramowicz najprawdopodobniej na transakcji sprzedaży londyńskiego klubu nic nie zarobi. Dokładnie w dniu 117. urodzin Chelsea brytyjski w ramach sankcji za atak Rosji na Ukrainę zamroził aktywa multimiliardera. Rosjanina obciążała już sama znajomość z Putinem, a do tego dochodziły grzechy pokroju współwłaścicielstwa firmy stalowej Evraz. Podmiotu, który jest bieżącym dostarczycielem materiałów do budowy m.in. czołgów.
Z dnia na dzień okazało się, że bez pieniędzy na zagranicznych kontach Rosjanina, zwycięzca Ligi Mistrzów (2021) stanął w obliczu bardzo trudnej sytuacji finansowej. Londyński klub dostał długą listę zakazów. Oto przykłady, czego w Chelsea nie wolno:
podpisywać nowych kontraktów z obecnymi graczami
kupować nowych zawodników
sprzedawać jakichkolwiek klubowych gadżetów
sprzedawać wejściówek na mecze (nie dotyczy osób posiadających karnety)
Czy może dojść w takiej sytuacji do sprzedaży? Tak, są nawet chętni, ale będą robić interesy bezpośrednio z brytyjskim rządem. Abramowicz może w tym czasie zająć się logistyką pływających po wodach świata jachtów, które w każdej chwili mogą zostać pochłonięte przez sankcje. Wartość jednego takiego może wynieść nawet 100 milionów dolarów.
Z przymrużeniem oka można stwierdzić, że Chelsea taki środek komunikacji mógłby się wkrótce przydać. Angielski klub, którego miesięczne wydatki sięgają nawet 50 milionów funtów za dwa-trzy miesiące, o ile nie pojawi się nowy właściciel, może stracić jakąkolwiek płynność finansową. A "diety" wydawane przez brytyjski rząd na funkcjonowanie klubu obecnie są tak restrykcyjne, że 20 tysięcy funtów na koszty wyjazdów może nie wystarczyć na dalszą rywalizację w Lidze Mistrzów.
Na horyzoncie jest rewanż z francuskim Lille. W przypadku awansu trzeba będzie chuchać i dmuchać, żeby nie wylosować dalekiego wyjazdu w ćwierćfinale.
Kibice kochają Romana
Jaka jest reakcja fanów na sytuację z Abramowiczem? Kibice Chelsea traktują Rosjanina jak swojego i jego pieniądze są tym, na co czekali od lat i do czego najwyraźniej się przyzwyczaili.
W trakcie kilku ostatnich meczów ligowych, kiedy trwa wojna w Ukrainie, obok gestów solidarności z Ukrainą (flagi na trybunach), kibice skandowali hasła wspierające Abramowicza. Napisali nawet na murach stadionu hasło sprzeciwiające się temu, co aktualnie robi brytyjski rząd w kontekście Chelsea.
"Europa finansuje wojnę, nie Chelsea. Zostawcie nasz klub w spokoju" – brzmi napis na murach Stamford Bridge.
Klub wydał też lakoniczne oświadczenie, w którym zadeklarował gotowość na współpracę z rządem brytyjskim. "Będziemy również prosić rząd Wielkiej Brytanii o wskazówki dotyczące wpływu tych środków na Fundację Chelsea i jej ważną pracę w naszych społecznościach" – brzmi jeden z fragmentów.
Napaść Rosji na Ukrainę nie podoba się innym sponsorom klubu. Firma "Three", której logo jest obecne na koszulkach londyńczyków, zawiesiła współpracę i żąda usunięcia swojego logo z trykotów meczowych oraz okolic stadionu Stamford Bridge.
Wsparcie Abramowiczowi okazał były kapitan i legenda Chelsea, John Terry. Zdjęcie na Twitterze ukazało się 3 marca, czyli kilka dni po agresji Rosji w Ukrainie.
Sam Abramowicz zniknął, choć zdaniem ludzi z jego bliskiego otoczenia, oligarcha wpadł w panikę po tym, jakie ekonomiczne konsekwencje spadły na rosyjskich magnatów, w tym na niego. Pływając po wodach świata i poszukując kupca na Chelsea, Rosjanin zapewne znajdzie dla siebie rozwiązanie. Londyński klub czeka natomiast terapia szokowa, z której – o ile nie znajdzie się nowy ratownik z grubym portfelem – The Blues mogą wyjść wyjątkowo poturbowani.
Posłuchaj "naTemat codziennie". Skrót dnia w mniej niż 5 minut