"Dupkowaty Kapitan Ameryka" – tak John Cena podsumował Peacemakera, w którego wciela się w serialu Jamesa Gunna. Telewizyjna produkcja o (anty)bohaterze, który w imię pokoju zabije każdego, kto stanie na jego drodze, była jedną z najbardziej wyczekiwanych premier HBO Max w Polsce. Czy było na co czekać? Zdecydowanie tak.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Peacemaker" to serial HBO Max będący spin-offem filmu "Legion samobójców: The Suicide Squad".
Twórcą zarówno filmu, jak i serialu, jest wywodzący się z niezależnego studia Troma James Gunn, który wyreżyserował także obie części "Strażników galaktyki".
W tytułową rolę Peacemakera wciela się były wrestler John Cena. W serialu zobaczymy również takich aktorów i aktorki jak: Freddie Stroma ("Harry Potter i Książe Półkrwi"), Danielle Brooks ("Orange Is The New Black"), Robert Patrick ("Z Archiwum X") oraz Jennifer Holland ("American Pie: Księga miłości").
James Gunn – najbardziej punkowy twórca w Hollywood
Fabuła "Peacemakera" kontynuuje wątki z "Legionu samobójców: The Suicide Squad". Tytułowy bohater (John Cena) po wyjściu ze szpitala nie może liczyć na spokój – znana ze wspomnianego filmu Amanda Waller (Viola Davis) ponownie angażuje go do tajnej rządowej misji o kryptonimie "Projekt Motyl". Peacemaker (znany także jako Christopher Smith) zmierzy się nie tylko z nieznanym przeciwnikiem, ale także z własnymi demonami.
James Gunn to obecnie najbardziej punkowy twórca działający w Hollywood. Wywodzący się z niezależnego kultowego studia filmowego Troma reżyser za nic ma sobie obowiązujące w fabryce snów normy i konwenanse, dzięki czemu nie waha się realizować swoich najdzikszych fantazji, które nadają autorskiego pazura produkcjom skierowanym do mas.
Oryginalny i bezkompromisowy styl Gunna widać już w zrealizowanych dla Marvel Studios "Strażnikach galaktyki", jednak reżyser pokazał, na co naprawdę go stać, gdy zrzucił ewidentnie za ciasny dla niego gorset amerykańskiej kategorii wiekowej PG-13 (filmu od lat 13) i zaczął tworzyć filmy dla dorosłych, czego efektem był jego zeszłoroczny rewelacyjny i pełen odjechanych pomysłów "Legion samobójców".
Będący jego spin-offem "Peacemaker" również otrzymał najwyższą kategorię wiekową i powodu tej decyzji widać niemal w każdej scenie serialu ociekającej seksem, wulgaryzmami, przemocą oraz niewybrednymi żartami, które osoby nadmiernie przywiązane do politycznej poprawności mogą doprowadzić do apopleksji.
Chciałabym zachęcić osoby przywiązane do bardziej standardowego kina i telewizji i zapewnić, że Gunn jedynie balansuje na granicy dobrego smaku, ale prawda jest taka, że nieraz bezpardonowo ją przekracza, jednak robi to umyślnie oraz z pełną świadomością, używając kiczu i przerysowania w celach humorystycznych oraz jako narzędzia do opowiedzenia czegoś ważnego o otaczającym nas świecie i jego absurdach.
Gunn nie jest jednak tanim skandalistą czy prestidigitatorem, który za pomocą szokujących sztuczek próbuje narobić szumu wokół swojego dzieła i zatuszować jego mankamenty. W rzeczywistości doszukanie się jakichkolwiek wad w jego serialu wydaje się dla mnie praktycznie niemożliwe.
Chociaż szkielet fabuły "Peacemakera" opiera się na typowym schemacie kina superbohaterskiego, jego zawartość to już zupełnie inna bajka. Reżyser nie bał się grzebać w śmietniku kinematografii i wyciągać szalonych motywów w stylu kina klasy B, dzięki którym udało mu się uzyskać nową jakość – prędzej będziecie przecierać oczy ze zdumienia niż wzdychać "aha, to już było".
Gunn jako scenarzysta po raz kolejny udowodnił, że potrafi pisać genialne dialogi – mocne, dosadne i wulgarne, Bohaterowie nie przerzucają się punchline'ami rodem z podstawówki jak w filmach Marvela, ale dogryzają sobie prawdziwym mięchem.
Wartym odnotowania i praktycznie osobnym bohaterem "Peacemakera" jest muzyka, za którą w przeważającej części odpowiadają Kevin Kiner oraz Clint Mansell, ale nie tylko. Postać grana przez Cenę uwielbia glam rocka i dźwięki tegoż gatunku często urozmaicają wszelakie sceny, a także intro serialu, które w swojej kategorii jest małym arcydziełem – nie wierzę, że kiedykolwiek będziecie chcieli je pominąć.
Daddy Issues
Do wyliczanki tego, co Gunnowi wyszło lepiej niż dobrze, dołączają pełnokrwiści bohaterowie. Większość z nich widzowie zdążyli już poznać dzięki "Legionowi samobójców", jednak telewizyjny format pozwolił na pogłębienie ich osobowości. Z wykreowanymi przez reżysera postaciami niezwykle łatwo się śmiać, ale też empatyzować czy współczuć im.
Bezkonkurencyjną gwiazdą serialu jest jednak John Cena. Ten, kto wpadł na osadzenie go w roli Peacemakera, powinien otrzymać dodatkowe wynagrodzenie, bo ta rola wydaje się być uszyta wprost na miarę ekswrestlera. Naturalna charyzma Ceny oraz poczucie humoru idealnie zlewają się z granym przez niego bohaterem.
Można być nieco zaskoczonym, że osoba, która przez większą część życia zajmowała się czymś innym niż aktorstwem, stworzyła jedną z najciekawszych kreacji w kinie superbohaterskim, jednak biorąc pod uwagę, jak bardzo wyreżyserowanymi spektaklami są wrestlingowe walki, być może Cena zawsze miał to we krwi.
Grany przez niego Peacemaker vel Chris Smith to na pozór kolejny średnio rozgarnięty osiłek o gołębim sercu, jednak za jego historią kryje się coś więcej. "Du*kowatość" Peacemakera (o której w wywiadach wspominał Cena) ma swoje mroczne korzenie w postaci brutalnego wychowania przez neonazistę.
Ojcem Peacemakera jest bowiem August "Auggie" Ransom Smith, czyli Biały Smok– absolutny antybohater w dosłownym tego słowa znaczeniu, który w ramach uniwersum DC jest przywódcą i idolem białych supremacjonistów.
Wrednie wyglądający staruszek za młodu szkolił syna do zabijania i obwiniał go o śmierć jego brata Keitha. Efektem wychowania "Auggiego" jest też przekazanie Chrisowi najbardziej patologicznych wzorców toksycznej męskości, jakie tylko możecie sobie wyobrazić. Chociaż "Peacemaker" jest w pierwszej kolejności produkcją rozrywkową, problematyzuje ten temat pokazując nie tylko jak wpływa ona na relacje z otoczeniem granego przez Cenę bohatera, ale też jej destrukcyjne oddziaływanie na niego samego.
W swojej kategorii "Peacemaker" to absolutne arcydzieło, które razem z najnowszym "Batmanem" Matta Reevsa i poprzednim filmem Gunna stanowi odtrutką na nieznośnie odtwórcze i miałkie kino superbohaterskie ostatnich lat.
Serial oraz jego odbiór przez widzów udowadniają, że asekurancka strategia, którą z reguły kierują się hollywoodzkie wytwórnie, nie popłaca, a publika chce czegoś świeżego, charakternego i nieugrzecznionego, a taka właśnie jest historia wrednego Kapitana Ameryki na sterydach, który nie boi się czasami odsłonić swojego miękkiego brzuszka.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.