"Projekt Adam" już od paru miesięcy jest intensywnie reklamowaną przez Netflixa produkcją. Chociaż zdarzało się, że szumnie zapowiadane przez platformę nowości rozczarowywały, nowy film jednego z twórców "Stranger Things" to widowisko science-fiction, którego nie powstydziłby się Steven Spielberg.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Projekt Adam" to najnowsze widowisko science-fiction jednego z twórców "Stranger Things".
Shawn Levy jest także reżyserem takich filmów jak "Free Guy", "Stażyści" czy "Noc w muzeum".
W filmie zagrali: Ryan Reynolds ("Deadpool"), Zoe Saldana ("Avatar"), Mark Ruffalo ("Spotlight"), Jennifer Garner ("Witaj w klubie"), Catherine Keener ("Być jak John Malkovich") oraz debiutujący na ekranie Walker Scobell.
Czy leci z nami pilot?
Adam (Walker Scobell) to cherlawy i pyskaty dwunastolatek, którego niewyparzona gęba nieraz wpędza go w kłopoty ze strony większych osiłków. Pewnego razu w garażu jego zmarłego taty znikąd pojawia się dziwnie ubrany mężczyzna (Ryan Reynolds). Adam szybko dowiaduje się, że przybysz jest pilotem z przyszłości i... nim samym.
Chłopiec i jego dojrzała wersja wyruszają razem kosmicznym statkiem, by ratować przyszłość, którą kontroluje chciwa właścicielka korporacji.
Film bawi już od pierwszych chwil seansu i chociaż nie jest to specjalnie oryginalne poczucie humoru, to nie wstydzę się przyznać, że zdarzało mi się zaśmiać w głos. Miałam jednak wrażenie, że jednak jest w nim coś innowacyjnego.
To "coś" to często włożenie tekstów, których spodziewalibyśmy się od dorosłych, w usta 12-nastoletniego chłopca, co wielokrotnie dało przezabawny rezultat.
Duet Adam-Adam i pełna humoru dynamika pomiędzy tymi postaciami w ogóle jest jedną z najmocniejszych stron filmu nie tylko ze względu na to, że jest jednym z głównych źródeł jego komizmu. Potraktowany jako całość bohater, w którego wciela się zarówno Ryan Reynolds ("Deadpool"), jak i debiutujący w roli aktora Walker Scobell, jest najbardziej rozbudowaną w widowisku postacią, na tle której reszta niestety wypada jak elementy scenografii.
Fabuła "Projektu Adam" jest prosta jak drut, ale – w przeciwieństwie do popularnych obecnie produkcji Marvela – miewa zwroty akcji, których nie da się przewidzieć, dzięki czemu (w moim przypadku) skuteczniej przyciąga do ekranu.
Film Shawna Levy'ego wpisuje się w ramy Kina Nowej Przygody, którego jednym z ojców założycieli jest Steven Spielberg i podczas seansu można wyraźnie poczuć ducha produkcji słynnego amerykańskiego reżysera.
Sporo czasu ekranowego poświęcono wątkom obyczajowym. Familijny charakter produkcji sprawia, że są one skierowane głównie do najmłodszych widzów, chociaż podejmują tak trudne tematy jak chociażby żałoba po zmarłym rodzicu.
Chwytających za serce scen z przeuroczym i charakternym Walkerem Scobellem nie brakuje. Rozczarowani mogą się jednak poczuć widzowie, którzy liczyli na spektakl efektów specjalnych z prawdziwego zdarzenia. Parę ujęć dostarcza wrażeń, ale raczej nie oniemiałego zachwytu, chociaż fani kina science-fiction mogą być usatysfakcjonowani filmowymi cytatami chociażby z "Gwiezdnych wojen".
Co poszło nie tak w "Projekcie Adam"?
"Projekt Adam" ogólnie ogląda się z przyjemnością i bez bólu, ale przyłapywałam się na momentach, w których zupełnie nie interesowało mnie, co aktualnie dzieje się na ekranie. Akcja co prawda biegnie szybko, ale jest dość powierzchowna i brakuje jej głębi.
Podobnie postaciom – tak jak wspominałam, poza Adamami większość z nich jest dość papierowa, chociaż minimalnie na ich tle wyróżnia się mama Adama, w którą wciela się Jennifer Garner ("Witaj w klubie"). Niewiele wiemy o czarnym charakterze filmu, czyli Mai Sorian (Catherine Keener), co sprawia, że jej ostateczne starcie z bohaterami dostarcza mniej więcej tyle samo emocji, co zbieranie porzeczek.
Pomimo tych wad ustawiony w szeregu z innymi blockbusterami ostatnich lat film Shawna Levy'ego nie przynosi wstydu twórcy, a nawet wypada całkiem przyzwoicie. Nie ma ambicji do udawania, że jest czymś więcej niż prostą rozrywką na jeden raz i sprawdza się w tej roli naprawdę nieźle.
"Projekt Adam" to idealna propozycja na wieczór filmowy z rodziną. Raczej nie będziecie wspominać go latami i wracać do niego z sentymentem, ale na przyjemny seans w gronie starszych i młodszych bliskich sprawdzi się świetnie.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.