Polska może wysłać żołnierzy do Mali. Szkoliliby tam miejscowe siły zbrojne, którzy od początku roku walczą z rebelią. Sytuację pogarsza rosnąca w siłę Al-Kaida, dla której zachodnioafrykański kraj staje się centrum szkolenia i bazą wypadową do ataków na cele w Europie. O sytuacji w Mali rozmawiamy z Dariusz Rosiakiem, dziennikarzem Programu 3 Polskiego Radia, autorem książki "Żar. Oddech Afryki".
Militarna rola Zachodu w rozwiązaniu konfliktu będzie minimalna, albo żadna. Interwencję zbrojną w Mali organizuje Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej pod egidą ONZ i te działania mają pomóc w stłamszeniu rebelii. Jeśli miałaby być tam interwencja zbrojna, to przeprowadzą ją samodzielnie kraje afrykańskie. Już wiadomo, że w misji weźmie udział 3300 żołnierzy z różnych krajów afrykańskich.
Jakie znaczenie dla sytuacji w Mali miał upadek Muammara al-Kaddafiego w Libii?
Tuaregowie, czyli grupa, która wywołała powstanie w Mali na początku roku, byli od lat pod opieką pułkownika. To on ich wyszkolił i uzbroił. Kiedy jego dyktatura upadła, Tuaregowie wrócili do północnego Mali i wszczęli w styczniu pierwsze powstanie.
Jak duża jest grupa Tuaregów, która napłynęła z Libii?
Niestety mamy za mało informacji. Proszę pamiętać, że to teren wielkości Francji, bardzo niestabilny, bez funkcjonującej władzy. To co wiemy i co warto przypomnieć, to fakt, że to właśnie Tuaregowie rozniecili powstanie. Później, w marcu nastąpił pucz wojskowy w Mali, do rewolty na północy przyłączyły się oddziały Ala Kaidy Maghrebu i wkrótce zdominowały ją. Dziś to one kontrolują najważniejsze miasta na północy Mali.
Według jakich linii przebiegają podziały w Mali?
Z jednej strony mamy wspomnianych już tuareskich powstańców, którzy chcą powołania własnego państwa. Z drugiej strony mamy Al-Kaidę Maghrebu, która składa się z pozostałości po wojnie domowej w Algierii w latach 90., to ludzie z Pakistanu, Libii, miejscowi watażkowie. Kontrolują główne szlaki transportowe, zajmują się głównie przemytem i z tego czerpią środki na inną działalność.
Dopóki oni zajmowali się czystą bandyterką, nie byli postrzegani jako duże zagrożenie o skali geopolitycznej. W miarę ich postępów zauważono, że mogą stworzyć realne zagrożenie w całym, regionie, z czasem być może stać się bazą wypadową dla terrorystów i zaczęto uważniej przeglądać się sytuacji.
Ci terroryści są wyrazicielami woli społeczeństwa, cieszą się poparciem ludzi?
Nie wydaje mi się. Przecież przynoszą tylko straty i zniszczenie. Al-Kaida próbuje wprowadzić prawo szariatu w związku z czym represjonuje wyznawców bardziej liberalnych odmian islamu. W Timbuktu i innych miastach ci ludzie burzyli pomniki sufickiego islamu, terroryzują ludność która nie chce poddać się ich władzy.
Służby wywiadowcze państw zachodnich mają rozeznanie w sytuacji wewnętrznej Mali?
To dość skomplikowana kwestia, bo północne Mali jest terenem pustynnym, bazy rebeliantów są porozrzucane, oni sami często zmieniają miejsce pobytu. Mali jest w obszarze zainteresowania Francji, która w sąsiednim Nigrze wydobywa uran. Dla ich przemysłu jądrowego to kluczowy obszar.
Dlatego Francuzi nie mogą sobie pozwolić na utratę kontroli nad tym terenem. Poza tym obecnie siedmiu obywateli francuskich zostało porwanych i znajduje się w rękach Al-Kaidy w tym regionie. Dlatego też Francja nie wejdzie do Mali, bo wtedy zakładnicy zostaliby zabici. Poza tym na interwencję nie zgodziłaby się Algieria, która ma bardzo silną pozycję w regionie.
Al-Kaida w Mali ma silne przywództwo, czy to raczej luźny konglomerat grupek terrorystów?
Cała Al-Kaida działa dziś jako sieć różnych organizacji i nie ma jasno określonego przywództwa. Każda z tych grupek działa de facto na własną rękę, sama zdobywa fundusze na działanie, na szkolenia. Dlatego są tak niebezpieczni. Przecież Mali leży znacznie bliżej Europy niż Pakistan czy Afganistan. Znacznie łatwiej przedostać się stamtąd na południe naszego kontynentu.
Al-Kaida wywołała chaos w Mali czy tylko z niego skorzystała?
Gdyby rząd i armia na tym obszarze były silne, to Al-Kaida nie miałaby dużej możliwości działania. Jednak północ Mali zawsze była poza kontrolą rządu w Bamako. Nie zapewniano tam bezpieczeństwa, nie płacono żołnierzom, rząd pomijał te tereny. Zwykli obywatele, a przede wszystkim nieopłacani żołnierze, zbuntowali się i tak zaczęła się nakręcać ta spirala konfliktów.