To aktorzy z mojego dzieciństwa są śmiertelni? Jestem zaskoczona, jak ruszyła mnie choroba Willisa
Alicja Cembrowska
31 marca 2022, 15:59·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 31 marca 2022, 15:59
Niby nie jestem wielką fanką Bruce'a Willisa, niby nie znam na pamięć "Piątego elementu" i chyba nigdy w całości nie obejrzałam "Szklanej pułapki", ale informacja, że w wieku 67 lat aktor kończy karierę z powodu choroby, sprawiła mi ogromną przykrość.
Bruce Willis kończy karierę zawodową z powodu choroby.
Ludzie z całego świata wyrażają smutek, ale i składają aktorowi życzenia zdrowia.
Bruce Willis jest jednym z najpopularniejszych aktorów, nie dziwi zatem, że informacje o chorobie poruszyły tysiące osób.
Pewnie chodzi o sentyment i poczucie, że przecież 67 lat to nie jest wiek na odchodzenie: ani z branży, ani życia. Swoje zrobiło też poruszające oświadczenie rodziny aktora. Pod słowami Bruce'a "żyj na całego" podpisały się jego żona, Emma Heming, była żona Demi Moore oraz córki Rumer, Scout, Tallulah, Mabel i Evelyn.
W ostatnich tygodniach w mediach pojawiały się już pytania o stan zdrowia ikonicznego aktora, a zwłaszcza o jego pamięć krótkotrwałą. Padały też sugestie, że nie powinien grać, fani czuli, że dzieje się z nim coś niedobrego. Oficjalne wycofanie się z branży było jednak dla wielu zaskoczeniem, chociaż zdaje się, że decyzja było dobrze przemyślana i zaplanowana.
Myśl, że Bruce otoczony jest miłością i wsparciem przez najbliższe osoby, jest tyle pocieszająca, co również rozczulająca. Te emocje zdaje się, że udzieliły się wielu osobom, nie tylko fanom Willisa. Pod doniesieniami o jego stanie zdrowia zaroiło się od najlepszych życzeń, wspomnień i smutku, bo tak – chociaż zawodowo aktor nie ma za sobą najlepszego roku (w konkursie Złotych Malin stworzono nawet osobną kategorię "Najgorszy występ Bruce'a Willisa w filmie z 2021 roku"), to wszyscy pamiętamy jego kultowe role.
Pamiętam, jak nie mogłam w nocy spać i zeszłam do salonu, a mama pozwoliła mi obejrzeć z nią "Szósty zmysł", chociaż był o duchach, bałam się i nie powinnam tego oglądać. I pamiętam, jak zachwycałyśmy się z siostrą uznawanym obecnie za kiczowaty "Armageddonem". Pamiętam też, jak pierwszy raz jako nastolatka obejrzałam "Pulp Fiction". Cóż – lata 90. i początek dwutysięcznych to w polskiej telewizji czas Bruce'a.
Bruce Willis to też aktor, który kojarzy mi się z Bożym Narodzeniem – chociaż jestem fanką "Kevina samego w domu", to gdybym miała wskazać jednego aktora, który jest "moim grudniem" to bez zawahania wskazałabym Willisa właśnie. Nie Culkina czy Carreya (Grinch!), ale Willisa i kadry ze "Szklanej pułapki", które są zapowiedzią, że pora rozglądać się za choinką.
Bo właśnie – Bruce to głównie gwiazda filmów akcji. Może dlatego tak wiele osób zareagowało zasmuceniem i szokiem, gdy ogłoszono, że mózg aktora jest uszkodzony, co uniemożliwia mu pracę i bycie "żelaznym i niezniszczalnym" bohaterem. Przez tyle lat zdążyliśmy wymiksować Willisa z jego rolami i na podstawie kreacji aktorskich stworzyć postać pasującą do naszych wyobrażeń, że teraz chyba wszyscy poczuliśmy dysonans poznawczy.
Bo nagle się okazuje, że ten, który zawsze cało wychodził z pościgów i umykał wybuchom, został zatrzymany przez abstrakcyjnego wroga – afazję, która prowadzi do utraty zdolności mowy. Same myśli o tej chorobie są przerażające, podejrzewam, że wielu nawet o niej nie słyszało.
Ten dziwny koktajl skojarzeń sprawił, że poczułam się przybita. Nie znam człowieka, a jednak – odebrałam to trochę tak, jakbym dowiedziała się, że ktoś bliski z rodziny został zdiagnozowany. Niektórzy uważają, że tym sposobem wyjaśniło się, dlaczego Willis grał ostatnio dużo, ale głównie w słabych i niskobudżetowych filmach akcji. Nieoficjalnie mówi się, że wiedział, że niebawem już nie zagra w niczym, więc chciał wykorzystać ten czas i cóż, również zarobić pieniądze. Wcale to nie dziwi.
I wydaje mi się, że jednak wszyscy zapamiętamy go z wcześniejszych filmów. Ja na pewno z "Kochanków z Księżyca" i "Ze śmiercią jej do twarzy" – w obu produkcjach Bruce ma na nosie okularki, jest uroczy i nieporadny. Chyba to jego wydanie zawsze bardziej chwytało mnie za serce. Teraz pozostaje mi trzymać za niego kciuki i wierzyć, że rehabilitacja i specjalistyczna opieka pozwolą mu jeszcze, w myśl jego własnych słów, żyć na całego.