Wyborami na Węgrzech żyła cała Europa. Najważniejsze wydarzenie minionego weekendu rozpalało media, analityków i zwykłych internautów od wielu dni. Wybory parlamentarne i prezydenckie w sąsiedniej Serbii całkowicie zeszły na dalszy plan i nie oszukujmy się – nie wzbudzały wielkich emocji. W poniedziałek, gdy okazało się, że i tu wygrał sojusznik Putina, nagle wszyscy się obudzili.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Aleksandar Vučić ponownie został prezydentem Serbii, zdobył prawie 60 proc. głosów
Oznacza to, że sojusznik Putina wygrał wybory nie tylko na Węgrzech, ale także w Serbii, w której silne są prorosyjskie nastroje
"Gdyby Putin kandydował w serbskich wyborach, otrzymałby ponad 70 proc. głosów" – ocenił jeden z serbskich analityków
Czy ViktorOrbán znowu wygra? To pytanie wydawało się najważniejsze i dominowało wszelkie debaty polityczne. Wybory w Serbii, które odbywały się tego samego dnia co na Węgrzech, do świadomości przeciętnego Kowalskiego w Polsce czy w innych krajach zachodniej Europy, pewnie nawet nie dotarły. Mało się o nich mówiło, małe wywoływały emocje, poza tym Serbia nie jest w UE, turyści nie jeżdżą tam na wakacje jak do Chorwacji, sama wiedza na temat tego, kto tam rządzi i jak też jest pewnie niewielka.
Tymczasem serbskie wybory były nie mniej ważne i dziś wszyscy zauważają, że u władzy został przyjaciel Putina, że na Kremlu pewnie strzelają korki od szampana, a Putin mógł odetchnąć z ulgą i pewnie teraz zaciera ręce. Tak utrzymał swoje wpływy w dwóch europejskich krajach, które zdecydowanie sprzeciwiły się sankcjom wobec Rosji.
A w Serbii, jak ocenił jeden z serbskich analityków, nastroje są takie, że sam prezydent Rosji mógłby liczyć na ogromne poparcie. "Gdyby Putin kandydował w serbskich wyborach, otrzymałby ponad 70 proc. głosów" – stwierdził w rozmowie z Euractiv Orhan Dragas.
Kto wygrał w Serbii
Dotychczasowy prezydent tak był pewien zwycięstwa, że świętował je jeszcze przed oficjalnymi wynikami. Aleksandar Vučić miał uzyskać niemal 60 proc. głosów. Przedterminowe wybory parlamentarne wygrała z kolei jego Serbska Partia Postępowa.
Vučić jest prezydentem od 2017 roku, wcześniej przez trzy lata był premierem. Podobnie jak Orbán podporządkował sobie media, serbska opozycja praktycznie się nie liczy, jemu samemu wytyka się zapędy autorytarne.
Oficjalnie na arenie międzynarodowej znajduje się w rozkroku, bo z jednej strony dąży do tego, by Serbia znalazła się w UE i przez ostatnie lata dogadywał się z unijnymi politykami, z drugiej strony nie ukrywał bliskich relacji z Rosją i sprawnie balansował między Brukselą a Moskwą.
Po zakończonych wyborach również zapowiedział, że podczas drugiej kadencji będzie kontynuował wysiłki na rzecz wejścia Serbii do UE, utrzyma dobre relacje z sąsiadami i spróbuje zachować przyjazne i partnerskie relacje w wielu obszarach z Federacją Rosyjską.
Sentyment do Rosji
Jak miałoby to wyglądać w praktyce? Komentatorzy zwracają uwagę, że wojna w Ukrainie wiele zmieniła i Vučić jest dziś w bardzo trudnej sytuacji. Jak zauważył serbski analityk – prezydent Serbii wie dziś, że w obecnej sytuacji Rosja stała się dla Serbii kompletnie bezużyteczna, ale grał proputinowską retoryką w czasie kampanii wyborczej, by zadowolić elektorat. Dlatego potępił rosyjską agresję, ale nie poparł sankcji.
Serbia to po Białorusi chyba najbardziej prorosyjski kraj w Europie. Wszyscy wiedzą, że sentyment do Rosji jest tu ogromny, ludzie do dziś nie mogą darować NATO nalotów na swój kraj w 1999 roku i poparcie dla samego sojuszu jest bardzo niskie – Serbowie chcą do UE, ale o wstąpieniu do NATO nawet nie chcą słyszeć. Po rosyjskiej napaści na Ukrainę, właśnie w Serbii odbywały się największe manifestacje poparcia dla działań Putina, gdy ludzie z wielkimi flagami Rosji maszerowali ulicami Belgradu.
Ale Serbia to również sojusznik Węgier. Graniczy z Węgrami i utrzymuje z nimi bliskie stosunki. Co ciekawe – Orbán, który sam na pieńku z UE – jest chyba największym lobbystą za wejściem Serbii do UE.
Dziś Aleksandar Vučić i Viktor Orbán nieprzypadkowo zestawiani są razem. Obaj niby potępili inwazję Rosji, ale nie poparli sankcji. Obaj w swoich krajach wygrali bez problemu. Obaj znajdują się gdzieś między UE a Moskwą. I obaj rodzą pytania o to, jak dalej będą te relacje, zwłaszcza z Putinem, wyglądały.