Jared Leto widząc miażdżące recenzje "Morbiusa" nie może być zadowolony. Od paru lat na przeważającą część filmów z udziałem gwiazdora krytycy kręcą nosem, a dla widzów przez swoje niejednokrotnie karykaturalne kreacje frontman 30 seconds to Mars powoli staje się memem. Czy Jared Leto powinien powoli żegnać się ze swoją aktorską karierą?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Najnowszy film Jareda Leto "Morbius" zbiera fatalne recenzje. Część krytyków nazywa go najgroszym filmem Marvela od lat.
Zła prasa aktora i frontmena zespołu 30 seconds to Mars zaczęła się, gdy w 2016 roku wcielił się w Jokera w "Legionie samobójców" Davida Ayera.
Wcześniej Leto był doceniany za swoje kreacje, a za drugoplanową rolę transpłciowej kobiety w filmie "Witaj w klubie" otrzymał w 2014 roku Oscara.
"Morbius" – najgorszy film Marvela od lat?
Jared Leto znany jest z totalnego wchodzenia w swoje role. Pracujący z nim na planie serialu "WeCrashed: Upadek Start-upu"Apple TV+ scenarzysta Lee Eisenberg ("Biuro", "Zła kobieta") przyznał, że aktor tak bardzo wszedł w buty granego przez niego Adama Neumanna, że po zakończeniu zdjęć dziwnie było mu zwracać się do Jareda jego własnym imieniem.
Spotkania z hematologami i ich pacjentami, chodzenie po planie filmowym o kulach oraz jeżdżenie do toalety na wózku inwalidzkim nie pomogły jednak "Morbiusowi", w którym Leto po raz pierwszy w swojej 30-letniej karierze pojawił się w głównej roli w wysokobudżetowym hollywoodzkim blockbusterze.
Tym razem jednak nie wieszają psów bezpośrednio na nim. Chociaż większość recenzji nie pozostawia suchej nitki na scenariuszu, reżyserii czy efektach specjalnych, gra aktorska Jareda jako przemienionego w wampira biochemika oceniana jest raczej neutralnie, a czasem nawet z umiarkowanym entuzjazmem.
"Historia niepotrzebnych popisów Leto nie wróżyła filmowi najlepiej, ale pasuje on do roli i dostarcza nią widzom coś więcej niż swoje zwyczajowe sztuczki i posępne pozy (...) Leto wypełnia postać Morbiusa powściągliwością, wrażliwością i ekspresją gestów, tworząc wystarczającą solidną podstawę do pogłębiania obrazu zmagań bohatera z jego własną potwornością" – stwierdziła w swojej napisanej dla "The New York Timesa" recenzji Manohla Dargis.
Bez względu jednak na letnie przyjęcie roli Jareda Leto w "Morbiusie" przez krytyków (tym razem to widzowie mają większe używanie, tworząc liczne memy z wampirem z Marvela), mając oczy i uszy trudno nie dostrzec, że opinia publiczna i prasa, jak i również część widowni, odwróciły się od niego już dobrych parę lat temu.
Krytycy go nienawidzą, widzowie wyśmiewają
Dziesięć minut – tyle mniej więcej wystarczyło, by krytyka odwróciła się plecami od Jareda Leto. Zdaniem wielu osób to właśnie jego krótki występ w roli Jokera w "Legionie Samobójców" (2016) Davida Ayera zakończył dobrą passę aktora w mediach i zmotywował internetowych prześmiewców do tworzenia memów z gwiazdorem o aparycji Jezusa.
Decydując się na wzięcie udziału w tym projekcie Leto nie miał przed sobą łatwego zadania. W Księcia Zbrodni przyszło mu się wcielić zaledwie parę lat po tragicznie zmarłym Heathie Ledgerze, który za rolę najbardziej ikonicznego zbrodniarza z uniwersum DC został pośmiertnie nagrodzony Oscarem.
Wyzwanie stało się więc podwójnie trudne, bo nie tylko miał sportretować legendarnego antybohatera popkultury, ale także musiał poradzić sobie z wiszącym nad nim widmem otoczonej niemal maniakalnym kultem kreacji Ledgera.
A wizja Jokera twórców "Legionu samobójców" była zupełnie inna niż ta Christophera Nolana. W ich wydaniu postrach Gotham wyglądem przypomina bardziej współczesnego gangstera ze złotym łańcuchem na szyi i ciałem w tatuażach. Książę Zbrodni w filmie Davida Ayera ze swoim czynieniem zła dla samej sztuki zła i rechotem opętańca bardziej przypominał komiksowy oryginał niż beznadziejny nihilista z "Mrocznego rycerza".
Na twarzy Jareda Leto i Margot Robbie oparto całą maszynę promocyjną filmu. Jednak o ile błyszcząca w roli szalonej klaunicy Harley Quinn mogła się popisywać do woli, o tyle jej toksycznemu kochankowi poskąpiono ekranowego czasu. Scen z Jokerem podobno bezlitośnie pozbyto się w postprodukcji, nad czym ubolewał reżyser filmu.
W wersji reżyserskiej produkcji zbrodniarz z Gotham pojawiał się częściej, ale jak wiadomo, rozszerzone wydania filmów to rozrywka dla wybranych. Mleko już się więc rozlało – w opinii widzów i krytyków zamiast charakternego klauna dostali bezbarwnego błazna z podrzędnego cyrku.
Czy to jedynie wina braków w warsztacie aktorskim Leto? Wydaje się, że odpowiedzialność ponoszą także montażyści, którzy (zgodnie ze słowami Ayera) całkowicie spłycili ważnego bohatera.
W odbiorze jego roli na pewno nie pomogła też kuriozalna charakteryzacja ze złotym grillem na zębach na czele. Negatywnie nastawiona do nowego Jokera publika równie chłodno oceniła jego występ w "Lidze Sprawiedliwości" Zacka Snydera, która w wersji reżyserskiej trwała niewiarygodne wręcz cztery godziny.
Sam aktor za nic ma sobie chyba jednak odbiór jego bohatera i sam darzy ją sporym sentyment. – Ta rola była dla mnie życiową szansą – ocenił Leto w wywiadzie z "Variety".
Aktor jeszcze bardziej dotkliwie strzelił sobie w stopę w ubiegłym roku za sprawą swojego występu w "Domu Gucci". Promowany jako dramat biograficzny film Ridleya Scotta zaskoczył widzów stylizacją na telewizyjną operę mydlaną, która znalazła zarówno grono swoich oddanych fanów, jak i zaciekłych przeciwników.
Większość zgadzała się jednak co do tego, że nawet jak na taką konwencję kreacja Paola Gucciego w wydaniu Jareda Leto była przerysowana zbyt grubą krechą. Na gwiazdora posypały się także gromy także ze strony żyjących członków rodziny Gucci, a to nie była jeszcze ostateczna dobitka.
Podobnie jak "Legion Samobójców", "Dom Gucci" zafundował Leto nominacje do Złotych Malin w aż dwóch kategoriach. I chociaż w 2017 gwiazdor "przegrał" z Jessem Eisenbergiem (który dostał nagrodę za pochodzący również ze studia DC film "Batman v Superman: Świt sprawiedliwości"), w 2022 roku Jared doczekał się swojego pierwszego anty-Oscara w kategorii Najgorszego aktora drugoplanowego.
Czy Jared Leto może jeszcze spać spokojnie?
Przed tym pasmem porażek Jareda Leto doceniano, chociażby za role w takich filmach, jak "Requiem dla snu" czy "Witaj w klubie", za który zresztą w 2014 roku odebrał Oscara. Czy udało mu się wtedy wszystkich nabrać, że jest dobrym aktorem?
Krytyk z "Chicago Tribune" Michael Phillips ma pewną teorię na ten temat. "Czy Jared Leto nie ma talentu? Oczywiście, że go ma. Preferuje jednak szczególnie wyniszczający rodzaj intensywności, który sprawia, że jego role są coraz bardziej ciężkostrawne" - ocenił.
Zgubna może być dla Leto też otoczka, jaką tworzy wokół swoich ról, która nie zawsze bywa współmierna z efektem końcowym. Takie przegięcie i dysonans pojawiły się chociażby w konfrontacji historii krążących wokół kręcenia "Legionu samobójców" ze śmiesznie krótkim występem aktora w filmie.
W ramach totalnego wcielenia się w Jokera Jared miał wysyłać dziwaczne prezenty koleżankom i kolegom z planu, takie jak żywe szczury czy naboje. Raz podobno wpadł na plan z martwą świnią, co w wywiadzie z MTV potwierdził Will Smith. Najbardziej niepokojące plotki dotyczyły jednak wysyłania zużytych prezerwatyw i kulek analnych współpracownikom, jednak tym pogłoskom Leto stanowczo zaprzeczył.
Aktor w ogóle lubi wzbudzać zainteresowanie, prezentując na czerwonym dywanie kreacje, jakie większość gwiazd wybrałaby jedynie przy okazji MET Gali. Większe kontrowersje Leto wzbudza jednak jako wokalista 30 seconds to Mars.
Założony przez niego i jego brata zespół od lat odnosi spore sukcesy komercyjne oraz generuje wciąż nowe pokolenia nastoletnich fanek. Niektórzy śmieją się, że tworzą one wokół wyglądającego jak mesjasz z Biblii frontmena jakiś rodzaj kultu (sami członkowie zespołu z tego żartują), jednak na temat jego relacji z młodocianymi fankami krążą dużo bardziej mroczne historie.
Ponadto w 2018 roku aktor Dylan Sprouse ("Nie ma to jak hotel", "After 2") zasugerował na Twitterze, że Leto regularnie atakuje wiadomościami bardzo młode modelki. Temat w humorystycznym stylu podłapał nawet James Gunn (reżyser cieplej przyjętego "Legionu samobójców" z 2021 roku oraz "Peacemakera"), jednak szybko usunął swojego tweeta. Większość osób uznała, że Gunn musiał stwierdzić, że tym razem w swoich kontrowersyjnych żartach posunął się jednak za daleko i dlatego skasował odpowiedź na wpis Sprouse'a.
Sprouse nigdy nie ujawnił, o co chodziło w jego wpisie, a do sądu nie wpłynęły żadne poważne zarzuty przeciwko Leto. Historia Harveya Weinsteina pokazuje jednak, że niekoniecznie musi to świadczyć o jego niewinności. Może więc część osób przekonana o domniemanych skłonnościach Jareda nie mogąc ukarać go w inny sposób robi to za pomocą wykluczenia z grona uznanych aktorów? Póki nie ma żadnych dowodów, można jedynie spekulować.
"Morbius" nie będzie raczej gwoździem do trumny kariery aktorskiej Jareda Leto. Prasy może nie ma zbyt dobrej, jednak wbrew zalewającym Internet memom czy orce blogerów zajmujących się popkulturą widownia nie ocenia go wcale aż tak źle (film uzyskał 70% pozytywnych recenzji na portalu Rotten Tomatoes).
Ponadto najważniejszą walutą w Hollywood i tak pozostaje pieniądz, a pod tym względem film zaliczył sukces, zarabiając od chwili wyświetlania 44,9 mln dolarów, czyli nawet więcej niż zakładano.
Żądni mamony producenci nie mogą być obojętni na grono oddanych fanek Leto-wokalisty, które wydadzą kieszonkowe na każdy film ze swoim idolem. Jared może więc póki co spać spokojnie i czekać aż koło fortuny znów obróci się w jego stronę.
Jestem psycholożką, a obecnie również studentką kulturoznawstwa. Pisanie towarzyszyło mi od zawsze w różnych formach, ale dopiero kilka lat temu podjęłam decyzję, by związać się z nim zawodowo. Zajmowałam się copywritingiem, ale największą frajdę zawsze sprawiało mi pisanie o kulturze. Interesuje się głównie literaturą i kinem we wszystkich ich odmianach – nie lubię podziału na niskie i wysokie, tylko na dobre i złe. Mój gust obejmuje zarówno Bergmana, jak i kiczowate filmy klasy B. Po godzinach piszę artykuły naukowe o horrorach, które czasem nawet ktoś czyta.