30 maja 2020 roku miliony ludzi na całym świecie z wypiekami na twarzy śledziło historyczną misję SpaceX i NASA, które wspólnymi siłami wysłały dwóch amerykańskich kosmonautów – Boba Behnkena i Douga Hurleya – na Międzynarodową Stację Kosmiczną. To była rewolucja w historii lotów kosmicznych. Tylko cztery podmioty wysłały kapsułę na orbitę i bezpiecznie sprowadziły ją na Ziemię: USA, Rosja, Chiny i... Elon Musk. Łatwo jednak nie było, a trudne początki SpaceX oraz determinację bogacza-marzyciela pokazuje inspirujący dokument Netflixa "Powrót w kosmos".
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
30 maja 2020 roku prywatna firma, która połączyła siły z NASA, po raz pierwszy w historii lotów kosmicznych wysłała astronautów w Kosmos. To rewolucja, która według Elona Muska da początek ponownym podróżom na Księżyc oraz eksploracji Marsa.
"Powrót w kosmos" to film dokumentalny Netflixa o historycznej misji Elona Muska i SpaceX, aby zawieźć astronautów – Boba Behnkena i Douga Hurleya – na Międzynarodową Stację Kosmiczną i bezpiecznie sprowadzić ich na Ziemię.
Dokument "Powrót w kosmos" pokazuje trudną drogę SpaceX do sukcesu oraz ze szczegółami relacjonuje misję SpaceX DM-2 kapsuły Dragon.
Mimo momentów, które sprawiają wrażenie reklamy SpaceX i jej założyciela Elona Muska, "Powrót w kosmos" to inspirujący i emocjonujący dokument, który odpowiada na pytanie, dlaczego warto inwestować w eksplorację Kosmosu.
Pandemia, wojna, ubóstwo, głód, kryzys klimatyczny. Żyjemy w czasach kryzysowych, w których zdaniem wielu nie ma miejsca na podróże kosmiczne. Wydawać miliardy na lot w Kosmos, podczas gdy w samych Stanach Zjednoczonych bezdomnych jest blisko 600 tysięcy ludzi? Koncentrować się na eksploracji Marsa, gdy w Ukrainie mordowani, torturowani i gwałceni są ludzie? Niektórzy mówią wprost: to fanaberia, oderwanie od rzeczywistości i wyrzucanie pieniędzy w błoto.
To właśnie z powodu pieniędzy (a raczej ich braku) NASA po 30 latach zakończyła w 2011 roku swój program załogowych lotów kosmicznych na pokładach wahadłowców. Od tej pory amerykańscy kosmonauci mogli dostać się na Międzynarodową Stację Kosmiczną jedynie z terytorium Rosji. Gdy po ostatniej misji wahadłowca Atlantis Stephen Colbert zapytał astronautów, co poradzą dziecku, które chce pójść w ich ślady, Sandy Magnus odpowiedziała: "Naucz się rosyjskiego".
I tu cały na biało wchodzi Elon Musk, biznesmen, miliarder i niepoprawny marzyciel. Mimo że wielu kręciło nosem, już w 2002 roku założył firmę kosmiczną SpaceX, której celem było nie tylko wysłanie ludzi na ISS, ale na Księżyc i dalej: na Marsa. Gdy NASA zakończyła program wahadłowców, dla prywatnego sektora pojawiła się jedyna w swoim rodzaju szansa. Łatwo jednak nie było, co pokazuje od podszewki dokument Netflixa "Powrót w kosmos". Ale czy było warto?
Długa droga do 30 maja 2020 roku
Droga do 30 maja 2020 roku – dnia, w którym wielu z nas było przykutych do telewizora i trzymało kciuki za powodzenie misji SpaceX DM-2 – była długa. W "Powrocie w kosmos" widzimy archiwalne nagrania, na których młodszy Musk dumnie pokazuje kapsułę Dragon. Ze szczerością wyznaje, że SpaceX stać tylko na trzy loty, a więc do trzech razy sztuka.
Jednak pierwsze misje kapsuły Dragon to klęska. Po trzeciej nieudanej próbie widzimy Muska, gdy bezradnie klęczy nad szczątkami maszyny. Mówi wprost: był wtedy o krok od załamania nerwowego. Zresztą pracownicy SpaceX wieszczą wówczas firmie koniec. Tak się jednak nie staje: Musk stawia na szali cały swój majątek i zamierza spróbować jeszcze raz. Dobrze wiemy, jak to się kończy, ale droga do lotu z Bobem Behnkenem i Dougiem Hurleyem była jednak jeszcze długa.
"Powrót w kosmos" krok po kroku pokazuje kolejne etapy misji SpaceX i chociaż nie stręczy od nauki, to oszczędza widzom naukowego, niezrozumiałego żargonu. Dokument Netflixa o Elonie Musku jest dzięki temu przystępny, tak samo jak przystępni są Bob Behnken i Dough Hurley. To mili, sympatyczni i otwarci faceci z sąsiedztwa, mężowie i ojcowie, którzy cieszą się, że mogą wrócić w Kosmos i robią wszystko, aby misja SpaceX i NASA się udała.
Behnken i Hurley to wdzięczni bohaterowie dokumentu, w którym sympatyczny jest zresztą... każdy. Optymizm pracowników SpaceX i NASA w połączeniu z inspirującą opowieścią o przekraczaniu ludzkich granic, podążaniu za marzeniami i – szczegółowo, ale przystępnie wytłumaczonymi i pokazanymi – lotami w Kosmos daje optymistyczny film, który można byłoby puszczać uczniom na lekcjach, gdyby nie... przeklinanie Muska.
Ekscentryczny Elos Musk
Ale czy prywatne loty w Kosmos to nie fanaberia miliarderów, którzy nie wiedzą już, co mają zrobić ze swoim gigantycznym majątkiem? W końcu na orbitę poleciał Richard Branson, założyciel Virgin Galactic, podobnie jak inny bogacz Jeff Bezos, który również ma swoją kosmiczną firmę Blue Origin. "Powrót w kosmos" podejmuje ten wątek, ale próbuje udowodnić, że Elon Musk jest inny, bo ma wizję i cel: uczynienie z człowieka gatunku międzyplanetarnego. I... nie trudno w to uwierzyć.
Musk to ekscentryk ("Powrót w kosmos" tego tematu nie unika i przypomina chociażby słynne palenie marihuany podczas wywiadu), ale zafiksowany na punkcie Kosmosu od lat, co wybrzmiewa w jego wywiadach czy, niekiedy nieco szalonych, tweetach. Czy biznesmen z RPA robi to faktycznie dla ludzkości, a może dla siebie, by zaspokoić swoje ambicje i nakarmić ego? Tego nie wiemy. Gdy w "Powrocie w kosmos" mówi o swojej misji, którą jest kolonizacja innych planet, brzmi momentami, jakby długo ćwiczył to, co ma powiedzieć. Jednak jest w tym coś więcej: pasja i zawzięcie.
I prawdziwe emocje. Olbrzymim atutem "Powrotu w kosmosie" jest bowiem możliwość obserwowania Elona Muska z bliska. Widzimy jego twarz, gdy wybucha pierwszy Dragon, a następnie drugi i trzeci. Gdy bezzałogowa misja się powodzi, kapsuła "wielokrotnego użytku" wraca na Ziemię, a Bob Behnken i Doug Hurley docierają na ISS.
Musk, który wyznał rok temu, że ma zespół Aspergera, jest w tych chwilach rozbrajająco naturalny, szczery i spontaniczny. Robi dziwne miny, siarczyście przeklina, krzyczy z radości. Zacina się, gdy słyszy od dziennikarze pytanie, co jako ojciec powiedziałby synom wysłanym na ISS astronautom, płacze, gdy mówi o swoim bohaterze Neilu Armstrongu, który nie zostawił na SpaceX suchej nitki. – Gdyby tu był, zmieniłby zdanie – mówi ze łzami w oczach.
Po seansie SpaceX pozostaje wrażenie, że w tym facecie naprawdę coś jest. Że faktycznie zależy mu na przyszłości lotów kosmicznych i ewolucji człowieka w gatunek międzyplanetarny. Ale do sukcesu potrzeba całej wioski – Musk zgromadził więc całą rzeszę podobnych marzycieli, innowatorów i wizjonerów, którzy mu uwierzyli (ba, uwierzyła mu przecież racjonalna NASA) i razem ze swoim szefem postanowili nigdy się nie poddawać, mimo że przez 18 lat mogli zrobić to wielokrotnie.
Inspirująca reklama
"Powrót w kosmos" momentami przybiera niebezpieczny obrót promocyjnego wideo o firmie Elona Muska. Jednak "Powrót w kosmos" – mimo że wyraźnie robiony razem ze SpaceX i ma niewątpliwie charakter reklamowy – samą chamską reklamą na szczęście nie jest. Dokument Jimmy'ego China i Elizabeth Chai Vasarhelyi jest czymś znacznie więcej: inspirującą opowieścią o marzycielach, który wierzą, że mogą zmienić świat.
To bardzo amerykańska historia, taka, którą lubi oglądać widz: o ludziach, którzy mimo przeciwności losu odnoszą sukces. "Powrót w kosmos" ma wszystkie elementy tej opowieści: porażki i bycie o krok od klęski, poświęcenia i ciężka praca, ryzyko i wsparcie wiernych rodzin. W końcu sukces i zapisanie się w historii, chociaż w przypadku SpaceX misja kapsuły Dragon z Bobem i Dougiem była dopiero początkiem.
Film Netflixa pokazuje 18 lat drogi SpaceX zajmująco i emocjonująco. Relacjonuje misję SpaceX DM-2, wplata też kawał historii lotów kosmicznych (w tym katastrofy Challengera i Columbii) i osobiste historie o inspiracjach inżynierów SpaceX oraz astronautów. To sprawnie zrealizowane połączenie daje efekt w postaci dokumentu, który nie tylko świetnie się ogląda, ale również zaintryguje tych, którzy o lotach kosmicznych nie mają za bardzo pojęcia.
Ale wróćmy do początku: czy warto inwestować w eksplorację Kosmosu w dzisiejszych czasach? "Powrót w kosmos" nie ma wątpliwości i odpowiada za Elonem Muskiem oraz innym bohaterami: jak najbardziej. Dlaczego? Aby rozwijać nasz gatunek i ulepszać cywilizację, nieustannie przekraczać granice ludzkich możliwości.
– Ludzie błędnie wierzą w automatyczny postęp technologii. Nie postępuje automatycznie. Starożytne cywilizacje, takie jak Egipt, budowały piramidy, ale zapomniały, jak się to robi. Rzymianie budowali niesamowite akwedukty. Zapomnieli, jak się to robi. W 1969 roku wysłaliśmy człowieka na Księżyc, ale zapomnieliśmy, jak się to robi. Teraz mamy szansę na wieloplanetarne życie, ale to nie będzie trwać wiecznie. Musimy skorzystać z danej nam szansy – mówi Elon Musk. I trudno mu nie wierzyć.