nt_logo

Lech wrócił na szczyt PKO Ekstraklasy. Mistrz Polski nie pękł w klasyku ligi w Poznaniu

Maciej Piasecki

09 kwietnia 2022, 19:31 · 3 minuty czytania
Komplet 39 tysięcy kibiców na stadionie w Poznaniu był świadkiem podziału punktów w hicie PKO Ekstraklasy. Miejscowy Lech zremisował 1:1 (1:1) z Legią Warszawa. Gole zdobywali Lubomir Satka i Rafael Lopes. Poznaniacy powrócili na czele tabeli ligi, za to mistrzowie Polski zanotowali cenny remis.


Lech wrócił na szczyt PKO Ekstraklasy. Mistrz Polski nie pękł w klasyku ligi w Poznaniu

Maciej Piasecki
09 kwietnia 2022, 19:31 • 1 minuta czytania
Komplet 39 tysięcy kibiców na stadionie w Poznaniu był świadkiem podziału punktów w hicie PKO Ekstraklasy. Miejscowy Lech zremisował 1:1 (1:1) z Legią Warszawa. Gole zdobywali Lubomir Satka i Rafael Lopes. Poznaniacy powrócili na czele tabeli ligi, za to mistrzowie Polski zanotowali cenny remis.
W klasyku PKO Ekstraklasy Lech Poznań podzielił się punktami z Legią Warszawa (1:1). Mecz nieco rozczarował. Fot. Twitter/PKO Ekstraklasa

Obserwuj naTemat w Wiadomościach Google

Klasyk PKO Ekstraklasa elektryzuje kibiców polskiej piłki niezależnie od tego, na jakich miejscach znajdują się oba zespoły. Faworytem meczu na stadionie przy ulicy Bułgarskiej był Lech Poznań, i to nie tylko ze względu na rolę gospodarza. Drużyna trenera Macieja Skorży jest ciągle w walce o mistrzostwo Polski, a co więcej, w tygodniu zapewniła sobie również miejsce w finałowej batalii o Fortuna Puchar Polski.


Czytaj także: https://natemat.pl/405424,rakow-czestochowa-i-lech-poznan-finalistami-pucharu-polski

Tego samego dnia, kiedy awans do meczu na PGE Narodowym im. Kazimierza Górskiego, swoje szanse na krajowy puchar zaprzepaściła Legia Warszawa. Zespół prowadzony przez trenera Aleksandara Vukovicia nie był jednak ani faworytem półfinału PP z Rakowem Częstochowa (0:1), ani sobotniego klasyka w Poznaniu.

Bliźniacze bramki na otwarcie

Przy świetnej atmosferze i pełnych trybunach poznańskiego stadionu lepiej mecz rozpoczęli gospodarze. Jako pierwszy sygnał w ofensywie dał Joao Amaral. Portugalczyk uderzył zza linii pola karnego z rzutu wolnego i piłka wylądowała na poprzeczce bramki strzeżonej przez Richarda Strebingera.

Legia odpowiedziała groźną kontrą w 13 minucie, którą zainicjował Lirim Kastrati. Skrzydłowy poradził sobie z powracającym Amaralem, dograł w pole karne, a swoją szansę miał Maciej Rosołek. Młody snajper wciąż aktualnych mistrzów Polski został zablokowany przez Radosława Murawskiego.

W pierwszej części padły jednak gole. Co ciekawe, były niemal identyczne. W obu przypadkach po rzutach wolnych z okolicach około 30 metrów, dobra centra i jeszcze lepsza praca w polu karnym. Wynik w 30 minucie otworzył Lubomir Satka, który wykorzystał mądre zgranie Dawida Kownackiego. Obrońca Lecha popisał się ekwilibrystycznym zamknięciem akcji, czego nie powstydziłby się rasowy napastnik. Dla Satki był to pierwszy gol w sezonie.

Na odpowiedź nie trzeba było jednak długo czekać. Dziesięć minut później dośrodkowywał Josue a mocnym, soczystym uderzeniem głową popisał się Rafael Lopes. Piłka odbiła się jeszcze od poprzeczki i wpadła do siatki obok bezradnie stojącego bramkarza Lecha Mickey van der Harta. Dla Josue była to dziesiąta asysta w sezonie. Trudno sobie nawet wyobrazić, gdzie byłaby Legia bez obecności w składzie portugalskiego wirtuoza.

Dużo kopaniny, mało gry

W przypadku meczów zwaśnionych klubów - przynajmniej pod względem atmosfery na trybunach - nie brakuje również twardej walki na murawie. Inaczej nie było długimi fragmentami w sobotnim spotkaniu. Przykładem niech będzie chociażby Patryk Sokołowski, który po jednym ze zderzeń zakończył spotkanie z opatrunkiem na głowie i rozbitą głową.

Kontuzji po godzinie gry doznał również strzelec gola dla Legii, którego w 61 minucie zmienił Tomas Pekhart. Zastanawiająca była bierność w ofensywie graczy gospodarzy, którym powinno zależeć na wygranej chociażby pod względem możliwości samodzielnego objęcia prowadzenia w ligowej tabeli. W piątek przegrała bowiem Pogoń Szczecin na swoim terenie z Wisłą Płock (1:2), a trzeci z najgroźniejszych rywali - Raków - gra swój mecz w niedzielę.

Zupełnie inaczej na remis w Poznaniu spoglądała Legia, co widać było na boisku. Goście starali się spowalniać grę, wybijając z rytmu piłkarzy Lecha. Efekt udało się osiągnąć, bo ostatnie 15-20 minut meczu to czas zdecydowanie do zapomnienia. Przynajmniej pod względem sportowym.

Co innego kwestia poziomu brutalności niektórych zagrań. Sędzia Damian Sylwestrzak wyrzucił z boiska w doliczonym czasie gry Ihora Charatina. Ukraiński pomocnik brutalnie sfaulował Adriela Ba Louę tuż przed polem karnym. Arbiter początkowo ukarał piłkarza żółtym kartonikiem, ale zmienił zdanie po weryfikacji VAR. Z rzutu wolnego kropnął Nika Kwekweskiri i piłka uderzyła w zewnętrzną stronę słupka.

Zagotowało się jeszcze w ostatniej akcji meczu, gospodarze sugerowali zagranie ręką przy interwencji Lindsay'a Rose'a. Gwizdek arbitra jednak tym razem milczał, a wynik spotkania nie uległ już zmianie.

Warto przypomnieć, że pierwszym meczu w rundzie jesiennej górą byli poznaniacy. Goście wygrali w Warszawie 1:0 po golu Mikaela Ishaka.

Lech Poznań - Legia Warszawa 1:1 (1:1) Bramki: Lubomir Satka (30) - Rafael Lopes (40) Czerwona kartka: Ihor Charatin (90 minuta, Legia, za brutalny faul). 

Czytaj także: https://natemat.pl/405895,pko-ekstraklasa-bramka-z-polowy-i-wygrana-zaglebia-pogon-pokonana