Kiedyś biegaliśmy z kluczami na szyi po podwórku, dziś czujne oczy rodziców i opiekunów śledzą dzieci nawet na placu zabaw. Również te w wieku szkolnym, a co dopiero te najmłodsze. Tymczasem Japończycy mają inne podejście do samodzielności i bezpieczeństwa, co pokazuje niezwykle popularny japoński program "Moje pierwsze sprawunki", którego pierwszy sezon jest dostępny na Netflixie. Dwulatki i trzylatki same załatwiają w nim sprawunki na mieście, a my łapiemy się za głowę. Ale czy w tym szaleństwie jest metoda?
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Moje pierwsze sprawunki" (ang. "Old Enough") to popularny, nadawany w Japonii od 30 lat program, w którym kamera towarzyszy kilkuletnim dzieciom (w wieku od 2 do 5 lat), gdy załatwiają sprawunki.
Bohaterami pierwszego sezonu na Netflixie (z 2013 roku) są m.in. dwuletni chłopiec, który sam robi zakupy spożywcze w oddalonym od domu o kilometr sklepie, trzylatka, która kupuje ryby na zatłoczonym targu czy dwóch czterolatków, którzy sami wyruszają po sprawunki w centrum Tokio.
Program "Moje pierwsze sprawunki" budzi kontrowersje poza Japonią i prowokuje dyskusję, czy tak małe dzieci powinny wychodzić same z domu.
Pierwszy sezon "Old Enough" jest dostępny na Netflixie.
Hiroki idzie po zakupy. Ma do kupienia konkretne rzeczy: słodkie curry, rybne ciastka satsuma-age i kwiaty na ołtarzyk dla babci. Mama wkłada mu do ręki żółtą chorogiewkę do przechodzenia przez jezdnię, zawiesza przez ramię małą torebkę z pieniędzmi i nakazuje ostrożność, a maluch w swoich skrzypiących bucikach wyrusza do sklepu oddalonego od domu o kilometr.
Po drodze zagapi się na radiowóz, będzie udawał, że wielki kij to wędka i będzie musiał wrócić do sklepu po curry, o którym zapomniał, ale zda egzamin z samodzielności śpiewająco. Ani razu nie zapłacze, niczego się nie przestraszy, nie pomyli drogi i nie zgubi pieniędzy. Nie mówiąc o tym, że doniesie do domu bukiet kwiatów, który jest prawie tak duży, jak on. Nie zapomni nawet o paragonach, które od razu odda mamie.
Ile lat ma bohater pierwszego odcinka programu "Moje pierwsze sprawunki" na Netflixie? Dwa i dziewięć miesięcy. Nie do uwierzenia? Takich dzieci (i odważnych rodziców) jest w Japonii masa, co nam, ludziom Zachodu, nie mieści się w głowie.
Dwulatki załatwiają ważne sprawy
"Moje pierwsze sprawunki" (jap. "Hajimete no Otsukai", ang. "Old Enough") to program, który w Japonii jest hitem i ma całą rzeszę oddanych fanów. W Kraju Kwitnącej Wiśni nadawany jest co roku od trzydziestu lat i ogląda go co piąty japoński widz. Powiedzieć, że to telewizyjny fenomen, to nic nie powiedzieć.
O co chodzi w "Moich pierwszych sprawunkach"? Kamera towarzyszy w nim dzieciom w wieku od dwóch do pięciu lat, które same muszą załatwić sprawunki: zrobić zakupy, zanieść ubrania do pralni, obiad swojemu tacie czy świeżo złowioną rybę sprzedawcy ryb. Każdy odcinek, który na Netflixie trwa kilkanaście minut, skupia się na innym dziecku, a program kręcony jest w różnych częściach Japonii. Maluchy same chodzą więc po wsiach, miasteczkach i miastach, a nawet olbrzymim i gwarnym Tokio oraz poruszają się komunikacją miejską.
Jak się sprawują? Różnie. Niektóre, jak Hiroki, nie mają większych problemów, inne zapominają co mają zrobić, wstydzą się podejść do sprzedawcy lub podczas drogi zostają w tyle za szybszym rodzeństwem. Są maluchy odważne i wygadane, a są nieśmiałe i bojaźliwe, które nagle zaczynają tęsknić za domem i płakać za mamą. Są też takie, których wszystko rozprasza i zaczynają bawić się na łące lub ulicy, zapominając o bożym świecie. A niektóre, nawet jeśli zapłakane wracają do domu bez zakupów w ręku, postanawiają przezwyciężyć strach i podjąć jeszcze drugą próbę.
Oglądając "Moje pierwsze sprawunki" wcale nas nie dziwi ich ogromna popularność. Program jest wyjątkowy uroczy – w końcu bohaterami są maluchy, których nie da się wyreżyserować. Są spontaniczne, emocjonalne i zabawne, śpiewają i mówią do siebie pod nosem. Rozkoszne, gdy na niepewnych jeszcze nóżkach idą wytrwale do celu i dumnie dzierżą w dłoni sprawunki.
To jak oglądanie filmików na YouTube z serii "cute kids", a nie bez powodu – podobnie jak wszystko z "cute pets" – mają one ogromną oglądalność. A tę słodycz podkreślają jeszcze kolorowe litery pojawiające się na ekranie czy śmiech z offu (które mogą być dla nas irytujące).
Czy to nie przesada?
Uroku, naturalności i humoru nie sposób "Old Enough" odmówić. Wzruszamy się i śmiejemy, ale również... boimy. I tu pojawia się bariera, która nam, ludziom Zachodu, utrudnia czerpanie czystej przyjemności z oglądania japońskiego programu. Dla nas puszczanie takich maluchów w świat jest po prostu niepojęte i większość z nas odczuwa przerażenie na widok dwulatka przechodzącego obok ruchliwej jezdni.
Bo czy wysłalibyśmy tak małe dziecko na zakupy, nawet na wsi lub w mniejszym mieście? A co dopiero w ruchliwych metropoliach, jak Warszawa, Wrocław, Kraków? Raczej nie – w Polsce dziwi nawet na ulicy widok idącego samotnie czy jadącego autobusem siedmiolatka czy ośmiolatka. Dwulatki i trzylatki nie mają zresztą jeszcze smartfonów z aplikacją śledzącą, a nawet jeśli, to z pewnością nie mieli ich bohaterowie pierwszego sezonu "Moich pierwszych sprawunków" na Netflixie, który kręcony był w 2013 roku.
Dziecko zdane jest więc same na siebie. I nawet jeśli by sobie poradziło, to zachodni rodzic prędzej spędziłby je przez całą drogę, niż pozwolił samemu pójść na targ. Ta różnica w wychowywaniu między Zachodem a Japonią jest dla nas podczas seansu "Moich pierwszych sprawunków" niezwykle wyraźna. Narrator śmieje się, gdy dziecko wędruje przez miasto, robiąc urocze rzeczy, a my zakrywamy usta z przerażenia, bo przecież samochody, pedofile, porywacze, psy ze wścieklizną.
Owszem, produkcja i rodzice "Moich pierwszych sprawunków" dbają o bezpieczeństwo dzieci. Sprawdzają niebezpieczne drogi i podejrzane osoby w okolicy, informują sąsiadów, aby ci nie wszczęli alarmu na widok samotnie wędrującego dwulatka. I oczywiście jest kamerzysta – schowany tak, aby maluch go nie zobaczył, ale mogący zareagować w naprawdę niebezpiecznej sytuacji. Ale czy to wystarczy?
W tym szaleństwie jest metoda?
Nic dziwnego, że widzowie spoza Japonii różnie oceniają "Moje pierwsze sprawunki". Niektórzy twierdzą, że powinniśmy uczyć się od Japończyków: wpajać dziecku samodzielność już od malucha i traktować go jak dorosłego, co lepiej przygotuje naszą pociechę do dorosłości. Inni z kolei twierdzą, że to niepoważne, niebezpieczne i lekkomyślne oraz zarzucają robienie show z płaczących dwulatków, których rodzice siłą wyganiają z domu, aby zrobiły zakupy.
Nie można jednak zaprzeczyć, że dobrze wykonane zadanie daje dziecku olbrzymiego kopa pewności siebie. Gdy maluch wraca do domu, jest przytulany i chwalony przez rodziców, a na jego twarzy maluje się duma. Dał radę, pokonał lęk (a dla tak małego dziecka opuszczenie samotnie domu może budzić i olbrzymi strach, i stres) i miał swoją wielką przygodę. Lęki widza są więc nagradzane, można odetchnąć.
Ale kto ma rację? Czy my, Europejczycy (i wszyscy ludzie Zachodu), za bardzo chuchamy i dmuchamy na dzieci, wychowując nieprzystosowanych do życia dorosłych? A może to Japończycy przesadzają, bo dzieci w tym wieku powinny bawić się w piachu i błocie zamiast kupować ryby na targu? Na to pytanie odpowiedzi niech udzielają psycholodzy i pedagodzy, nam pozostaje oglądanie rezolutnych dzieciaków, które wyruszają na podbój świata.