Marek Belka i Piotr Farfał, Ryszard Krauze i Sławomir Skrzypek, a także Krzysztof Materna, Krzysztof Skowroński czy nawet Andrzej Fidyk znaleźli się na liście aż tysiąca ważnych osób do rozpracowania, którą według najnowszego "Przeglądu" mieli tworzyć funkcjonariusze tajnej grupy CBŚ w czasach rządów PiS. - Taka była IV RP - mówi naTemat naczelny "Przeglądu" Robert Walenciak. - Nigdy o tym nie słyszałem - odpowiada wiceprezes PiS, Adam Lipiński.
Aż tysiącem wpływowych i znanych Polaków ze świata biznesu, kultury, a nawet sportu interesowało się za rządów Prawa i Sprawiedliwości Centralne Biuro Śledcze. Jak donosi tygodnik "Przegląd", w roku 2006 ówczesny komendant główny policji Marek Bieńkowski powołał tajną grupę funkcjonariuszy. Opracowali oni listę, na której znaleźli m.in. byli premierzy Marek Belka, Józef Oleksy i Włodzimierz Cimoszewicz, a także biznesmen Ryszard Krauze, przyszły szef NBP Sławomir Skrzypek, jak i dziennikarze Andrzej Fidyk, czy Krzysztof Skowroński. CBŚ na celowniku miała nawet satyryka Krzysztofa Maternę i szefa TVP Piotra Farfała.
"Lista tysiąca"
Zobacz pełną listę nazwisk, którą publikuje "Przegląd"
Andrzejewska Elżbieta
Andrzejewski Andrzej
Antoniewicz Tomasz
Arendarski Andrzej
Baliński Remigiusz
Banaszuk Mariusz
Baranowski Włodzimierz
Barembruch Elżbieta
[...] CZYTAJ WIĘCEJ
Według "Przeglądu", w tym czasie CBŚ sprawdzała wielu popularnych polityków i większość najważniejszych ludzi w polskim biznesie, kulturze, medycynie, członków władz spółek notowanych na giełdzie, fundacji i klubów sportowych. Funkcjonariusze tajnej grupy powołanej przez komendanta głównego policji analizowali dane z ich kont bankowych, a nawet zakładali im podsłuchy.
Dlaczego?
Na to pytanie nie potrafi powiedzieć nawet redaktor naczelny "Przeglądu" Robert Walenciak. - Chciałbym, by właśnie to udało się wyjaśnić. Sam nie rozumiem, dlaczego służby za rządów PiS to wszystko robiły - mówi w rozmowie z naTemat. W ocenie Walenciaka, "lista tysiąca" znowu przypomina nam, że IV RP, którą próbował proklamować Jarosław Kaczyński, była okresem szukania tzw. układu. I wówczas najbliższe otoczenie premiera starało się za wszelką cenę podrzucać mu jak najciekawsze informacje o potencjalnych przeciwnikach politycznych.
- Mówimy przecież o początku 2006 roku, gdy były podobne sytuacje. To wtedy podjęto decyzję o wznowieniu śledztwa przeciwko Barbarze Blidzie. W tym czasie mieliśmy początek rozmaitych działań prokuratury i służb przeciwko ludziom lewicy: Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, Włodzimierzowi Cimoszewiczowi czy Andrzejowi Kratiukowi. Szczególnie przeciwko temu ostatniemu, bo uchodził za człowieka, który jako szef fundacji "Porozumienie bez barier", doradca Wiesława Kaczmarka i współwłaściciel bardzo ważnej kancelarii prawniczej, wszystko wie - przypomina naczelny "Przeglądu". - To były ewidentnie działania pod tezę - dodaje.
Jego zdaniem, zarzucono swego rodzaju sieć na ludzi, którzy z jakichś powodów byli warci tego, by poddać ich sprawdzeniu. CBŚ sprawdzał więc, czy spełniają choćby najmniejsze kryteria, by stać się wrogiem dla ówczesnej władzy.
PiS: To kolejne zmyślenie na nasz temat
- Nigdy nie było mi nic na ten temat wiadomo - odpowiada na zarzuty "Przeglądu" wiceprezes PiS i szef gabinetu politycznego premiera w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, Adam Lipiński.
- To jakieś kolejne zmyślenie na nasz temat. Proszę zwrócić uwagę, że nasze rządy zostały już przefiltrowane przez wszystkie możliwe służby. Była przecież nawet specjalna sejmowa komisja, która szukała na nas haków. Oprócz tego co najmniej 45 spraw prokuratorskich, z których żadna nie zakończyła się postawieniem zarzutów - mówi polityk PiS. Lipiński przypuszcza, że i tym razem ktoś z osób wymienionych na liście postanowił ścigać polityków jego partii. - Pytanie tylko, kto teraz ma komu kolejną sprawę założyć... - kończy.
"To były czasy szukania haków"
Robert Walenciak podkreśla jednak, że jego pismo nie wymyśliło sobie tej listy i jest ona autentyczna. - We Wrocławiu jest sprawa, w której ta lista się przewija. Każdy dziennikarz może się na nią przejść i zapytać, czy taki dokument znajduje się w aktach sprawy - wyjaśnia naczelny "Przeglądu". I dodaje: - Gdyby taka lista nie istniała, to ja bym o niej nie pisał. To w czasach PiS było własnie tak, że ustawiano sobie przeciwnika i rzucano na niego prokuratora, służby specjalne. Na podstawie wyssanych z palca donosów.
Wiele wskazuje, że tak było choćby z głośną sprawą kojarzonego z SLD prawnika Jana Widackiego. - Jego oskarżył człowiek osadzony w więzieniu za morderstwo małej dziewczynki. W tamtych czasach taki człowiek był jednak dla śledczych wiarygodny i na podstawie jego zeznań oskarżono mecenasa Widackiego. Dopiero po trwającej wiele lat sprawie potwierdzono, że oskarżenia pod jego adresem były wyssane z palca. Sądzę jednak, że gdyby na jego miejscu byłby ktoś, kto nie jest profesorem prawa, to do dziś by siedział - ocenia rozmówca naTemat.
- Napisaliśmy ten materiał po to, by w tym kraju był jakiś ewidentny poziom sprawiedliwości, a pewne działania nie były bezkarne - tłumaczy Walenciak. Dlatego naczelny "Przeglądu" podkreśla, iż ma nadzieję, że najnowsza publikacja jego pisma wywoła jakąś reakcję społeczeństwa i świata polityki.
Platforma sprawdzi, czy to prawda...
Jednak nawet w Platformie Obywatelskiej do najnowszych doniesień stawiających pod znakiem zapytania praworządność w czasach PiS podchodzą na razie z dystansem. - Jeżeli to tylko prawda, jest to oczywisty skandal. Przypominając sobie tamte czasy i różnego rodzaju sytuacje, uzasadnione są podejrzenia, że prokuratura i służby podejmowały wówczas działania z motywów politycznych, nie mogę więc tego oczywiście wykluczyć. Wpisuje się to w stu procentach w atmosferę tamtego czasu - mówi rzecznik klubu parlamentarnego PO, Paweł Olszewski.
Członek sejmowej komisji spraw specjalnych przyznaje też, że zastanawiająca jest skala akcji, która była skierowana przeciwko aż tysiącowi osób. - Bardziej ciekawi mnie teraz natomiast po co to wszystko robiono? Jakie były tego motywy, kto nakazał takie działania - podsumowuje Olszewski.
To jakieś kolejne zmyślenie na nasz temat. Proszę zwrócić uwagę, że nasze rządy zostały już przefiltrowane przez wszystkie możliwe służby. Była przecież nawet specjalna sejmowa komisja, która szukała na nas haków...
Robert Walenciak
red. nacz. "Przeglądu"
We Wrocławiu jest sprawa, w której ta lista się przewija. Każdy dziennikarz może się na nią przejść i zapytać, czy taki dokument znajduje się w aktach sprawy. Gdyby taka lista nie istniała, to ja bym o niej nie pisał.