Otwierasz szafę i na głowę spada Ci stos niepotrzebnych ubrań? Zastanawiasz się, po co właściwie kupiłeś kolejną parę butów? Spłacasz raty za telewizor, choć na telewizję masz czas raz w tygodniu? Jeśli czasem gnębią Cię podobne przemyślenia, może czas wstąpić na ścieżkę minimalisty?
– Niektórzy określają go filozofią, inni obsesją lub dziwactwem, słyszałam nawet opinie o "modzie znudzonej warszawki". Dla mnie minimalizm jest kluczowym pytaniem, które każdy czasem sobie zadaje: czego mi tak naprawdę potrzeba? – mówi Marzena, autorka bloga My Present Simple Life. Pracuje w dużej międzynarodowej korporacji, gdzie zajmuje się usprawnianiem procesów. – Moja praca ma w sobie coś z minimalizmu, chodzi w niej przecież o upraszczanie i optymalizowanie – śmieje się.
Zbliża się Boże Narodzenie i poprzedzająca je gorączka świątecznych zakupów. Ulice ozdabiane są świątecznymi dekoracjami, a producenci wszelkich dóbr ruszają na coroczne łowy, rozpoczynając zmasowany atak reklamowy na wszystkie nasze zmysły. Tak samo jak rok temu słychać głosy, że świąteczne reklamy znów pojawiły się wcześniej. Tylko co z tego? I tak skończy się jak zwykle: najpierw wszyscy rzucimy się do sklepów w poszukiwaniu upominków, a lecząc poświąteczną zgagę zastanawiać się będziemy, gdzie schowamy tę stertę niepotrzebnych prezentów, jakie sami dostaliśmy.
"Być" zamiast "mieć'
– Kup kilogram kawy, dostaniesz kubek gratis. Wygląda interesująco. Ale mnie w głowie już przychodzi refleksja: Ja przecież nie piję kawy na co dzień. Wolę herbatę. A w szafce mam już pięć kubków. Choć jest nas tylko dwoje. Pewnie wystarczyłyby dwa – zastanawia się Marzena. Podobnymi uwagami dzielą się ze mną inni minimaliści. – Po pozbyciu się niepotrzebnych rzeczy w mieszkaniu mam więcej miejsca i jest przyjemniej. Nie mamy z żoną telewizora. Ale mamy za to dużo czasu na rozmowy, na zabawy z dziećmi, na książki, na zainteresowania – mówi Henryk, prowadzący bloga Droga Minimalisty.
Orest, autor bloga poświęconego m.in. minimalizmowi tłumaczy mi:
– Nie przeszkadza mi to, że mam 4 koszulki i 3 pary spodni. Po tym, jak pozbyłem się niepotrzebnych przedmiotów, a skupiłem się na swoich aktywnościach, jest mi po prostu lepiej. Ale rzeczy to tylko początek, później przemyślałem też moje życie zawodowe i liczbę obowiązków. Także w tej dziedzinie postanowiłem uprościć swoje życie.
Uwagi minimalistów wydają mi się na tyle ciekawe, że staram się ustalić, kim są. Czy to zwarta subkultura, grono znajomych? A może po prostu zbiór niezwiązanych ze sobą ludzi, którzy podobnie reagują na naszą kolorową, zakupową, zabieganą i chaotyczną rzeczywistość. Ślady ich obecności widać głównie w internecie, w postaci blogów.
"Ubrania wypadły na mnie z szafy"
– Zaczęło się chyba z 2 lata temu, od blogosfery. Prowadziłam wtedy szafiarskiego bloga, takiego na którym pokazuje się, co się nosi. I pokazywałam. I wciąż kupowałam nowe ubrania. I wciąż mi coś nie pasowało. I w którymś momencie te wszystkie ubrania wypadły na mnie z szafy – wspomina Marzena. Wtedy trafiła na Minimalistkę. Potem Zen Habits. I całe mnóstwo innych. – Zaczęłam czytać i wsiąkłam na dobre – mówi.
Choć przyznają, że ich minimalizm może łączyć się z innymi, popularnymi dziś “izmami”, takimi jak wegetarianizm lub antykonsumpcjonizm, uciekają od górnolotnych deklaracji światopoglądowych.W gruncie rzeczy chodzi o bardzo proste rzeczy. – Minimalizm to ulepszanie życia poprzez jego upraszczanie. W dzisiejszym świecie może wydawać się, że człowiek potrzebuje tak dużo. Tymczasem często mniej, oznacza więcej – mówi Henryk.
– Wegetarianizm? Okej, choć ja jem mięso. Ale jeśli ktoś uważa, że właśnie tego mu trzeba, to dobrze. Minimalizm to kwestia określenia swoich oczekiwań, ustalenia, co jest dla nas naprawdę ważne – mówi Orest.
Marzena podkreśla, że nie chodzi o definicje, tylko sposób na życie. – Chodzi o bycie świadomym. Świadomym siebie, swoich potrzeb, świadomym gdzie się jest teraz i gdzie się dąży. Ale jednocześnie świadomym otoczenia. Tego, czego otoczenie od nas wymaga, czego potrzebuje, ale również tego, co próbuje w nas zaszczepić sztuczkami marketingowych mistrzów – tłumaczy.
"Minimalizm to tylko wytrych"
Orest bloga założył dopiero w rok po tym, gdy postanowił wprowadzić w swoim życiu wiele zmian. – Dopiero wtedy zacząłem zastanawiać nad tym, jak nazwać to, co robię. “Minimalizm” to taki wygodny wytrych, uproszczenie, które sprawia, że nie muszę za każdym razem tłumaczyć, na czym to polega – mówi.
Jak ich postawa objawia się na co dzień? – Nie włączam telewizora, bo go nie mam. Do poruszania się używam częściej roweru, nóg lub transportu publicznego – wylicza Henryk. Rezygnuje też z niezdrowej żywności. – Zaglądam do szafy w kuchni. Tak krytycznie. I okazuje się, że tego dużego garnka to nie używałam spokojnie od dwóch lat, a robot kuchenny to został całkowicie zdetronizowany przez ten mały mikser. Nie potrzebuję go. Czas mu poszukać nowego domu – opowiada Marzena. Z kolei Orest stara się robić zakupy tylko raz w tygodniu i mniej czasu spędzać w kuchni.
Marzena podkreśla, że jej życie nie różni się zbytnio od codzienności większości osób. Pracuje, chodzi do sklepów lub na targ, spotyka się ze znajomymi na koncertach czy w kinie. – Brzmi normalnie, nieprawdaż? Jedyną różnicą, jaką zauważam między sobą a znajomymi jest to, że nie wiem, jakie są najnowsze promocje w sklepach. Nie śledzę już z wypiekami na twarzy, który projektant właśnie wypuścił nową kolekcję we współpracy ze znaną sieciówką. Jakie są najmodniejsze kolory sezonu. Jakie nowe tkaniny i dywany ma na ten sezon Ikea. Nie relaksuje mnie już spacer po centrum handlowym – dodaje.
Orest nigdy nie był na etacie. Dziś pracuje tylko kilkadziesiąt dni w roku. Robi różne rzeczy – od sesji fotograficznych po chodzenie na szczudłach.
"Trudno mi wytłumaczyć rodzinie, że nic nie potrzebuję"
Ich życiowa filozofia sprawia, że nie tylko czują się lepiej i zyskują poczucie kontroli nad własnym życiem, ale i są w stanie sporo zaoszczędzić. – Minimalizm wyzwala też kreatywność. Bo zanim pójdę do sklepu po nową książkę, to najpierw sprawdzę czy nie ma jej w bibliotece lub czy nie ma jej któryś z moich znajomych. Zamiast szukać nowej idealnej sukienki, zastanawiam jaki nowy zestaw mogę skomponować z ubrań, które już mam – opowiada Marzena.
Czy wizja przedświątecznej gorączki choć trochę nie przeraża minimalisty? – Trudno mi wytłumaczyć rodzinie, że nic nie potrzebuję. Że nie chcę fizycznych prezentów na Święta. W tym roku mam zamiar ich przekonać do tego, aby prezentem dla mnie był bilet do kina lub teatru. Mam nadzieję, że się uda – mówi Marzena.
Kup kilogram kawy, dostaniesz kubek gratis. Wygląda interesująco. Ale mnie w głowie już przychodzi refleksja: Ja przecież nie piję kawy na co dzień. Wolę herbatę. A w szafce mam już pięć kubków. Choć jest nas tylko dwoje. Pewnie wystarczyłyby dwa.
Henryk
Nie włączam telewizora, bo go nie mam. Do poruszania się używam częściej roweru, nóg lub transportu publicznego.