Premier Polski znalazł winnego szalejącej inflacji. Dwa razy w ciągu kilku dni Mateusz Morawiecki stwierdził, że agresja Rosji na Ukrainę wprowadziła do Polski i całej Europy "putinflację". – Za ekscesy polityki gospodarczej i festiwal wydatków państwowych, które mamy od wielu lat, trzeba w końcu zapłacić – komentuje w rozmowie z naTemat były premier Marek Belka.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W Polsce pojawiła się "putinflacja", inflacja wywołana przez Putina – stwierdził ostatnio Mateusz Morawiecki i dodał, że "rosyjska wojna w Ukrainie wybudziła nas wszystkich ze snu"
"Putinflacja" rozgrzała media społecznościowe. Politycy i komentatorzy przypominają, że w Polsce inflacja jeszcze przed wojną była daleko od niskiej
Były premier Marek Belka mówi w rozmowie z naTemat, że to także "efekt własnego chowu"
W marcu 2022 koszyk zakupowy Polaków podrożał o 4,4 proc. w porównaniu z tym samym miesiącem rok wcześniej. Najmocniejszą podwyżkę cen odnotowano w grupie produktów kojarzących się ze świętami – rekordowy wzrost, sięgający prawie 54 proc., dotknął produkty tłuszczowe, nabiał podrożał o niemal 10 proc., mięso wędliny i ryby o prawie 4 proc., a napoje i alkohol o ponad 15 proc.
Polski premier znalazł już winnego tej drożyzny. Ogłosił w sobotę, że w Polsce pojawiła się "putinflacja". Czyli inflacja wywołana przez Władimira Putina. Tłumaczył też, że agresja Rosji na Ukrainę "wybudziła nas wszystkich ze snu", a szczególnie przywódców zachodniej Europy.
O "łączeniu kropek na rysunku"
– To jest dzisiaj potężne zagrożenie geopolityczne. To przebudowuje cały system polityczny dzisiejszego świata. Ta wielka zmiana wprowadza dzisiaj, do Polski i całej Europy, "putinflację", inflację Putina – stwierdził Mateusz Morawiecki.
Zaledwie trzy dni później, czyli we wtorek, premier po raz kolejny wskazał wojnę w Ukrainie i działania Władimira Putina jako przyczynę wysokiej inflacji w Polsce. Przy okazji wizyty w żłobku w podwarszawskiej Żabiej Woli, tłumacząc drożyznę i szybujące raty kredytów, szef rządu mówił dodatkowo o "połączeniu kropek na rysunku".
– Ważne, aby każdy wiedział, że to skutek "putinflacji", że to efekt wojny na Ukrainie, żebyśmy potrafili połączyć kropki na rysunku. To nie jest samoistne zdarzenie makro, dzieje się tak za przyczyną wojny na Ukrainie, którą rozpętał Putin – powiedział Morawiecki.
"Drożyzna dotyka portfeli, a nie słowników"
"Putinflacja" dopiero co pojawiła się w przestrzeni publicznej, a już rozgrzała media społecznościowe. Politycy i komentatorzy aktualnych wydarzeń przypominają, że inflacja w naszym kraju jeszcze przed wybuchem wojny w Ukrainie była daleko od niskiej.
"Mamy inflację. Zamiast wymyślać jej kolejne przedrostki, wymagajmy od władzy, by skutecznie jej przeciwdziałała. Drożyzna dotyka portfeli, a nie słowników" – skomentował na Twitterze Marek Belka.
W rozmowie z naTemat były premier stwierdza, że prawda leży pośrodku. – W połowie jest to efekt wojny w Ukrainie, a w połowie efekt własnego chowu. Za ekscesy polityki gospodarczej i festiwal wydatków państwowych, które mamy od wielu lat, trzeba w końcu zapłacić – ocenia Marek Belka.
Zdaniem byłego premiera, z jednej strony jest to "zasłona dymna", ale... – ...premier Morawiecki ma też, niestety, rację, bo mówi o tym, co nastąpi w kolejnych miesiącach. Nie wydaje się, że inflacja skończy się na 11 proc., które mamy dzisiaj. Stopy procentowe też pewnie pójdą jeszcze w górę, ale na niewiele się to zda, dopóki polityka budżetowa idzie w odwrotnym kierunku – zauważa Belka.
I podkreśla, że walka z inflacją nie polega jedynie na podniesieniu stóp procentowych. – Z jednej strony chodzi o zacieśnianie polityki pieniężnej, z drugiej większa dyscyplina finansów publicznych. A tego nie mamy. To, co robi NBP, jest niwelowane przez rząd. Dzisiaj nie ma walki z inflacją – ocenia.
A co z "połączeniem kropek na rysunku", o czym wspominał premier? – Nie znam się na tych kropkach. Skutki agresji Rosjan, jak widać, są różne. Wojna w Ukrainie pokazała, że był "zamach smoleński", pokazuje też konieczność zmiany konstytucji. Pojemna jest ta wojna, rzeczywiście prawdziwe, polityczne złoto i wszystko można pod nią podciągnąć – ironizuje były premier.
"Mam nadzieję, że są granice idiotyzmu"
Mateusz Morawiecki zapowiedział pomoc finansową dla kredytobiorców i mówi o "trudnych warunkach gospodarczych" spowodowanych "putinflacją". Oczywiście, ceny jeszcze bardziej poszły w górę po ataku Rosji na Ukrainę, a rezygnacja Zachodu z kupowania rosyjskich surowców popchnie je jeszcze wyżej. To jednak nie jest cała prawda o inflacji w Polsce.
Narracja PiS nie jest spójna. Wystarczy przypomnieć sobie, co rządzący mówili kilka miesięcy temu, kiedy zarówno premier Morawiecki, jak i szef Narodowego Banku Polskiego Adam Glapiński, wskazywali Unię Europejską jako winowajcę rosnących cen.
– Niedługo być może usłyszymy, że skutkiem wojny jest destrukcja aparatu sprawiedliwości w Polsce – stwierdza Marek Belka i od razu dodaje: – Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, bo chyba jest jakaś granica idiotyzmu. Działania Władimira Putina pokazały jednak, że nie ma żadnych granic dla bezsensu propagandy i wszystko można wcisnąć ludziom.
O drożyźnie, inflacji, ale też politykach, którzy żyją w swojej bańce, pisała ostatnio Katarzyna Zuchowicz. Reporterka naTemat zauważa, że teoria Jarosława Kaczyńskiego i Antoniego Macierewicza o "zamachu" w Smoleńsku stała się najważniejszą sprawą w państwie, przykrywając inflację, drożyznę, kredyty i wszystko inne, czym żyją dziś Polacy.
"Jarosław Kaczyński być może tego nie czuje, ale przeciętnego Kowalskiego bardziej obchodzi dziś to, z czego i jak ma zapłacić kredyt. Co ma zrobić, gdy nagle dowiedział się, że jego raty skoczyły o kilkadziesiąt procent. Od jesieni tak jest – inflacja galopuje, rosną stopy procentowe, a wraz z nimi raty kredytów hipotecznych. W niejednej rodzinie miesiąc w miesiąc jest z tego powodu przerażenie" – czytamy w artykule naszej reporterki.