Tomasz Terlikowski postanowił wyciągnąć rękę do swoich światopoglądowych przeciwników, w tym do Magdaleny Środy. Nie będzie ich zwalczał, lecz nawracał. Tymczasem profesor etyki twierdzi, że żadnych nawróceń nie potrzebuje, a sam naczelny fronda.pl nie jest człowiekiem Kościoła, lecz przedstawicielem inkwizycji.
Redaktor naczelny portalu fronda.pl Tomasz Terlikowski chce położyć kres ostrym sporom poglądowym. Przekonuje, że nie ma sensu "dożynać watahy" czy prawnie krępować ideologicznych przeciwników katolików. Nie chce też do nikogo strzelać, co modne jest ostatnimi czasy za sprawą Grzegorza Brauna. Chce ich po prostu... nawrócić. Na pierwszy ogień pójdą prof. Magdalena Środa, Kazimiera Szczuka, Paweł Wroński i Wojciech Maziarski. Nie chce walczyć z ludźmi, ale o ludzi.
O potrzebie nawrócenia i potencjalnym głoszeniu wiary rozmawiamy z prof. Magdaleną Środą.
Nie chce być w ogołe nawrócona. Na co zresztą miałabym być nawracana? Na katolicyzm? Wiary tej nigdy nie miałam i nie chcę jej mieć. Katolicy nie sa ludźmi lepszymi od ateistów, nie mają ani więcej empatii ani uczciwości, ani postaw prospołecznych. Tomasz Terlikowski mógłby mnie nawracać jedynie na nienawiść, bo zdaje się, że to jest jego wiara. Sądzę, że redaktor naczelny fronda.pl nie jest człowiekiem wiary. Jest człowiekiem inkwizycji. A ja nie mam sympatii do inkwizycji i bardzo odpowiada mi mój stabilny od wielu lat światopogląd.
Tomasz Terlikowski wyraża szacunek dla osób o odmiennych poglądach. Nie chce do nich strzelać. Mam wrażenie, że chce je "przekabacić", by wyznawały jego światopogląd. Czyli ujednolicić debatę publiczną.
Projekt nawracania na siłę jest bezsensowny. Historia pamięta już takie przypadki, których finał nie należał do najprzyjemniejszych, zarówno dla Kościoła jak i nawracanych. Mam głęboki sceptycyzm co do planów redaktora Terlikowskiego. Poza tym rozpowszechnianie przez niego poglądy nie mają nic wspólnego z nauczaniem, Jezusa, raczej z "nauczaniem" świętego oficjium. Ale modlitwa nie szkodzi, gdyby Terlikowski sie więcej modlił, a mniej siedział w telewizji, bardzo by mi to odpowiadało.
No właśnie. Pisał, że będzie się modlił m.in. w pani intencji…
Nie wiem tylko do jakiego boga. Bo nie sądzę, by wyznawał tego miłosiernego, o którym czytam w Ewangeliach.
Czy nawracając na siłę nie zabija się różnorodności polskiej debaty publicznej? Co ważniejsze, czy ujednolicenie jej wyjdzie nam na zdrowie?
Tu już nie chodzi o różnice w poglądach, której jestem zwolenniczką. Można się różnić w opiniach, przekonaniach. Lecz trzeba umieć rozmawiać, wymieniać merytoryczne uwagi i argumenty. Ludzie pokroju Tomasza Terlikowskiego biorą maczugę i walą po głowie swoich przeciwników. Unikam debat publicznych z takimi osobami. Nie da się z nimi rozmawiać. Wiedzą swoje, są zamknięci na cudze argumenty. W swojej retoryce oskarżają, szczują, posługują się fałszywymi statystykami, mówią głupstwa z szybkością karabinu i są głusi na jakiekolwiek argumenty.
Mówi pani, że różnice w poglądach są dobre. Chyba nie do końca, skoro znów kłócimy się o mowę nienawiści?
Mowa nienawiści nie wynika z różnic. Wynika z nienawiści.
Nie jest tajemnicą, że nie cieszy się pani popularnością w radykalnie katolickich środowiskach. Jak czuje się pani z tą łatką? Czasem mam wrażenie, że jeszcze trochę i zostanie pani obwołana Antychrystem…
Takie sugestie już padały. Nie przejmuję się słowną nagonką. Czytam wpisy pod swoimi tekstami, jestem odporna. O wiele bardziej boję się agresji fizycznej, nie tylko wobec siebie. A do niej jest już naprawdę niedaleko.
Spotyka się pani z niechęcią, groźbami na ulicy?
Nie, nie spotykam się z agresją w miejscach publicznych. Wręcz przeciwnie, głównie z wyrazami wsparcia.
Jest pani w stanie się z nimi pojednać? W końcu o to poniekąd chodzi redaktorowi Terlikowskiemu.
Ja w ogóle ich nie znam. Ja się z nimi nie kłócę, ja ich unikam, bo unikam pieniactwa i agresji. A jeśli chodzi o nawracanie, to może byłabym gotowa się na nie otworzyć, gdyby z taką propozycją wystapiła Halina Bortnowska, ojciec Boniecki, czy nawet biskup Pieronek. Ale nie chłopaki z "Frondy" .
Miarą sukcesu chrześcijan nie jest narzucenie jednego dyskursu, ani usunięcie ludzi inaczej myślących z przestrzeni publicznej za pomocą decyzji prawnych czy „dożynania watahy” (co często robi druga strona). […] Prawdziwym sukcesem wspólnoty Kościoła byłoby, gdyby za rok, dwa albo dziesięć Wojciech Maziarski, Magdalena Środa czy Kazimiera Szczuka powrócili (a może weszli po raz pierwszy) do Kościoła, przyjęli wiarę i zaczęli z mocą (choćby na Frondzie) głosić, że to Jezus Chrystus jest jedynym Zbawicielem. […] Post i modlitwa, jeśli będą powszechne, mogą naprawdę zmienić świat, mogą odmienić serca naszych adwersarzy. CZYTAJ WIĘCEJ